pojawiają się nowe postacie - więcej o nich w zakładce "występują" .
całuję, świetlik.
Kilkanaście dni później…
Poniedziałek
Rano
- Tak, tato… - Nadia ciągnęła za sobą walizkę, trzymając przy uchu telefon - Nie, tato… - jęknęła, uświadamiając sobie, że nigdzie nie ma windy. A ona jest na czwartym piętrze! - Poradzę sobie – zapewniła ojca - jestem dużą dziewczynką… - zagryzła wargi, gdy pazury czarnej kotki wbiły się w jej kostkę. Cóż, trzeba było uważać na jej ogon… - Nie, nie mam zamiaru wplątać się w nic głupiego… - rzuciła nienawistne spojrzenie swojej kotce, Audrey - Tak, zdaję sobie sprawę na czym ma polegać moja praca… Przecież to studiuję. Och, wiem, jak mam się zachowywać… Tak… Nie… Nie zamierzam… Rozłączasz się…? Tato? Tato!
Rozłączył się.
- … kocham cię – powiedziała Nadia do głuchego dźwięku przerwanego połączenia w słuchawce.
Cóż, jej ojciec był specyficznym człowiekiem. Nie mówił „kocham cię” swoim dzieciom, odkąd jego syn oświadczył w wieku 12 lat, że zostanie zawodowym kaskaderem, a jego córka, Nadia rok później stwierdziła, że stanowczo nie przejmie rodzinnej kancelarii prawnej.
Staż, który załatwiła jej przyjaciółka koleżanki matki z drugiego piętra akademika uniwersytetu, miał być jej życiowym sprawdzianem. Jeśli Nadia go przetrwa, śmiało może dalej studiować. Jeśli nie – jej ojciec zabiera pieniądze i ma sobie radzić sama. Ugh. Sama.
Nie ma takiej opcji, żeby porzuciła studia w Nowym Jorku przez gromadkę sportowców!
Cóż, po kolei: zadaniem Nadii jest… Jezu, ciężko to nazwać. Zostaje specjalistką od kontaktów publicznych polskiej kadry siatkarskiej. PR ‘owiec dla grupki wysportowanych facetów. Dlaczego? Odkąd jeden z nich zaczął wszędzie biegać z kamerą... cóż, można powiedzieć, że w kilku momentach pojawiło się troszkę niezręcznych sytuacji.
Skoro już człowiek chce się przypodobać ludziom, niech robi to dobrze!
Acha, no tak, powinna jeszcze wspomnieć, że w kontrakcie ma zabronione stosowania przemocy – jej ojciec uparł się na ten warunek. Dziwak, pierwsze zapewnia jej kurs karate, a potem złości się, że skopała tyłek swojemu byłemu, gdy nakryła go w łóżku z jakąś ladacznicą. Na jej satynowej pościeli, kurde no!
Spocona i wymęczona dźwiganiem potężnej walizki, dotarła w końcu na parter. Audrey kręciła się niebezpiecznie koło jej stóp, więc zgromiła ją jednym spojrzeniem.
Sprawdziła jeszcze raz adres podany w smsie.
Spała.
Kto wymyśla takie idiotyczne nazwy?
W tym samym czasie…
- Grzesiek!
Grzesiek miał zamiar zniknąć w trzy diabły daleko, byleby tylko nie musieć już więcej wysłuchiwać, jaka to wspaniała jest dziewczyna Bartmana. No bez przesady, ileż można! Chociaż bardzo lubił Joasię, niekoniecznie musiał znać wszystkie szczegóły z jej życiorysu.
- Grzesiek!
- Nie wrzeszcz na mnie! – odwrócił się, ale zamiast szczerzącej się twarzy Bartmana, zobaczył szczerzącą się twarz Igły. Zmarszczył brwi – Och, to ty.
- Och, to ja. Tak, racja. To ja. Wszystko się zgadza!
- Krzysiu… - zaczął niepewnie Kosok.
- Wiesz, czego się dowiedziałem?!
No tak, Krzyś „dowiadywał” się bardzo wielu rzeczy. Połowa z nich była bezużyteczna, a druga – ściśle tajna. Grzesiek zaczął się martwić, która to tym razem…
- Oni chcą mi zabrać kamerę! – wykrztusił w końcu. Nie, żeby miał jakiś problem z dzieleniem się informacjami. Po prostu był tak zbulwersowany, że nie chciało mu to przejść przez gardło.
Kosok zamrugał.
- Jacy oni?
Igła pokazał palcem na niebo.
- Bóg.
- Co?! – zdziwił się jego rozmówca.
- Prezes.
- No tak. Dlaczego?
- Podobno jestem niekompetentny – Ignaczak powiedział to z takim bólem, że Grzesiek poklepał go po ramieniu i czuł się zmuszony, by zaprzeczyć.
- Jesteś świetny w tym, co robisz… - zapewnił go – cokolwiek to jest. Jestem pewien, że źle podsłucha… - w ostatniej chwili ugryzł się w język - …zrozumiałeś… - poprawił się.
- Może – westchnął ponownie Krzysztof, ale nie wyglądał na pocieszonego – chyba zrobię petycję.
- Po co?
- W celu ratowania mojego programu!
- Ty nie masz programu… To jest tylko…
- Co z tego, przecież mam fanów!
- A co oni mają wspólnego z…
- Podpiszą petycję!
Grzesiek czuł się szczęśliwy jak nigdy, gdy Igła zawrócił do ośrodka. Nijak nie potrafiłby kontynuować tej konwersacji. Ignaczak był, cóż, specyficzny…
Włożył słuchawki w uszy i pobiegł przed siebie.
Trzy godziny później…
Święta Marianno, przecież to wygląda jak jakiś… Kurde, Nadia nawet nie wiedziała, jak to nazwać. Budynek przypominający miejsca, gdzie zbierają się skauci. Albo podrzędne sanatorium. Ugh. Skrzywiła się. Oba kojarzyły jej się nieprzyjemnie.
Im bardziej ona była niezadowolona, tym bardziej Audrey się podobało.
Nadia stała oparta o swoje czarne audi, z głośników leciała piosenka, w której mężczyzna tłumaczył, że chodzi o to, żeby nie upaść za daleko. Ona właśnie upadła. A raczej wpadła. Tu ma spędzić swoje wakacje?
Spojrzała na kotkę u swoich stóp.
- No, wariatko, przecież będziesz też podróżować – powiedziała do niej – Poradzisz sobie. Wiesz, co robić. Będzie okej. Tak.
Westchnęła, strzepnęła niewidzialny proszek z dżinsów i odrzuciła ciemne włosy na plecy.
- Jesteś zawodowcem – zapewniła samą siebie – Jesteś silną, niezależną kobietą.
- I trochę dziwną – dodał inny głos – W końcu mówisz sama do siebie.
Nadia odwróciła głowę.
W świetle mocnego, majowego słońca stał ponad dwumetrowy osobnik. Gdyby nie fakt, że był w przepoconym dresie, pewnie uznałaby go za bardzo przystojnego.
Och, do diabła. Był przystojny… Brunet, wysoki, umięśniony, z zabójczym uśmiechem, najpiękniejszymi oczami na świecie i lekkim zarostem. Hmm… Aż zsunęła ciemne okulary, by móc na niego spojrzeć.
- Jestem kompletnie normalna – zapewniła go, gdy już zdążyła otrząsnąć się z szoku.
Posłał jej ironiczny półuśmiech.
- Tak, oczywiście – zapewnił i pobiegł dalej.
Burak. Mógł jej przynajmniej torbę zanieść…
Pół godziny później…
- Piotrek? Piooootrek? Piotruś, kurde no?!
Grzesiek wpadł do nowakowsko – kurkowego pokoju z hukiem, jakby cały pułk piechoty morskiej podążał za nim. Spojrzał na przyjaciela, który w dziwnej pozycji zastygł pomiędzy swoim łóżkiem, a podłogą.
- Co ty wyprawiasz?! – nawrzeszczał na niego.
- Zamknij się – uciszył go szybko Pit.
Kosok poruszył się niespokojnie.
- Dlaczego dzisiaj wszyscy na mnie wrzeszczą? – obruszył się.
- Matko, Grzesiek! – jęknął Piotrek, przetoczył się po łóżku, dosięgnął pilota i włączył głos.
Z głośników poleciała jakaś ostra, gitarowa muzyczka, zbyt nachalna, jak dla Kosoka. Zerknął na ekran, gdzie roznegliżowana dziewczyna w samych dżinsowych spodenkach tańczyła po plaży i wdzięczyła się do kamery. Fakt, była bardzo ładna, ale Grześ zdawał sobie sprawę, że na taką urodę pracuje cały sztab makijażystów, wizażystów, fryzjerów i jeszcze innego cholerstwa, na gościach od obróbki photoshopowej zakończywszy. Nigdy nie pociągało go sztuczne piękno. Za to ta dziewczyna przed ośrodkiem… hmm… To już inna sprawa. Musiał przyznać, że była całkiem ładna. Nawet, jeśli była mówiącą do siebie wariatką.
I te włosy…
Piotrek z nieukrywaną fascynacją wpatrywał się w modelkę. To była ona. To naprawdę była ona. Był pewny. Przecież dobrze zapamiętał te oczy. Śniły mu się ubiegłej nocy. Boże, chciałby spojrzeć znowu w te oczy… Oczy… Takie piękne, piwne oczy…
- Hej, Piotruś, kochany mój – Grzesiek pstrykał tuż przed jego oczami, aby wybudzić go z dziwnego otępienia – Ślinisz się.
Reklama się skończyła, Pit oderwał wzrok i uniósł głowę. Kosok stał nad nim, krzyżując ręce i marszcząc brwi.
- No? – zapytał.
- No co?
Grześ przewrócił oczami.
- Kto to był? Ta modelka…?
Nowakowski pokręcił głową.
- Nie mam pojęcia – powiedział zgodnie z prawdą – Modelka jak modelka… Normalna taka.
Kosok prychnął.
- Tak, jasne.
… ale mimo wszystko postanowił nie drążyć tematu. Jeśli Pit będzie chciał mu o czymś powiedzieć, to prędzej czy później to zrobi. Naciskanie na niego nie miałoby sensu.
W tym samym czasie…
- Jezu, Jezu, Jezu, Jezu, Audrey! – wydarła się Nadia, gdy czarna, podstępna, zła do szpiku kości kotka wbił jej pazury w skórę.
Dziewczyna parkowała, a że znalazła wolne miejsce – jedyne! – gdzie zmieściłaby się ledwie główka szpilki, wymagało to od niej niezwykłej koncentracji. Tak duży poziom uwagi poświęcony czemuś innemu niż smukła linia ciała kotki, wyraźnie jej się nie spodobał, co zademonstrowała zamaszystym pociągnięciem pazurami po dłoni właścicielki.
Nadia rzuciła jej jedno wściekłe spojrzenie.
- Oddam cię do schroniska! – zagroziła.
Pół godziny później…
Kubiak leżał wyciągnięty na swoim łóżku.
- Zjadłbym sobie frytki – oświadczył tonem wielkiego myśliciela.
Jego współlokator uderzył w niego poduszką.
- Ty zawsze byś coś jadł.
- Nieprawda – Michał odrzucił od siebie puchową, idiotyczną poduszkę z wielkim, haftowanym misiem. Jednak pierwsze skrzywił się, patrząc na nią z bliska - Co to w ogóle jest?
- Poduszka – wyjaśnił mu niewzruszony, zaczytany w sportowym magazynie Bartman.
- Widzę – kiwnął głową jego przyjaciel – Ale ona jest brzyd…
- To prezent od mojego króliczka – Zbyszek na chwilę oderwał się od gazety i posłał stalowe spojrzenie w stronę Kubiaka. Ten stłumił jęk. Jeśli jeszcze raz usłyszy, że Zibi nazywa swoją dziewczynę jakimś milusim, puchatym zwierzątkiem to… sam nie wie, zwróci śniadanie, o! Albo coś jeszcze straszniejszego… Może…
Dalsze rozważania nad tym, jak bardzo negatywnie skończyłoby się kolejne wspomnienie Bartmana o „króliczku”, „myszce” albo „kaczuszce” przerwał Dzikowi huk i krzyk. Właściwie dwa huki, jęknięcie i krzyk. Z czego krzyk należał do kogoś, kto raczej za dużymi decybelami nie przepadał, tym bardziej wzbudził zainteresowanie. Nawet Zibi przestał udawać inteligentnego, odrzucił magazyn i razem ze współlokatorem wypadł na korytarz.
Na środku raczej wąskiego korytarzyka, pomiędzy drzwiami z numerem 12 a 15 leżała czteroręczna i tyleż samo nożna kupka czarno – czerwono – cielesnego nieszczęścia składająca się z Cichego Pita, do którego należał Głośny Okrzyk i niezwykle urodziwej młodej kobiety w krótkiej spódniczce, która miała naprawdę ładne włosy. Dziewczyna właśnie mamrotała coś w posadzkę.
- Słucham? – nachylił się w jej stronę troskliwy jak zwykle Piotrek.
- Zejdź. Ze. Mnie. – powtórzyła wyraźniej.
- Ach, no tak – chłopak podniósł się szybko, równie szybko podniósł jej bagaż, a potem wyciągnął ku niej dłoń i pociągnął do góry, aby ustawić dziewczynę do pionu – Przepraszam. Jestem Piotr – skorzystał z okazji, że trzyma jej dłoń, przedstawił się i potrząsnął ręką.
- Nadia – nieco zamroczona na krótko ścisnęła jego dłoń, po czym zajęła się poprawianiem lśniących loków i krótkiej, eleganckiej spódniczki – Chętnie powiedziałabym, że to było miłe spotkanie, ale nie przepadam za poznawaniem znajomych na podłodze, wybacz – posłała mu spojrzenie spod rzęs, strzepując kurz z koszulki.
- Mnie się podobało! – stwierdził Kubiak, podnosząc do góry dłoń.
Bartman szturchnął go łokciem, a Pit i dziewczyna spojrzeli w ich stronę.
- Cześć – pomachał im entuzjastycznie ten pierwszy.
- Dzień dobry – zawtórowała mu dziewczyna i jednocześnie złapała za swoją walizkę - Powinnam już iść – stwierdziła i ruszyła przez korytarz.
- Pomóc ci z bagażem? – zawołał za nią Nowakowski.
Nadia spojrzała na niego przez ramię.
- Nie trzeba – posłała mu nikły uśmiech.
Jezu, gdzie byli ci wszyscy faceci, kiedy wspinała się po schodach?!
Droga Święta Marianno! hehehe
OdpowiedzUsuńUmarłam i jestem w niebie. ;) mi się bardzo podoba, a cóż to Pit jakiś taki zamyślony?! ^^ Jestem ciekawa jak Igła przeżyje rozstanie z kamerom i spotkanie z Nadią,hahaha ;]
pozdrawiam Adaam, xD
biedny Igiełka nie pogodzi się z utratą kamerki;p chyba nie zapała wielką sympatią do Nadii jak sią dowie, że to ona ją przejmie;p
OdpowiedzUsuńakcja na korytarzu najlepsza, nie ma to jak bliskie spotkanie;)
pozdrawiam
http://niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/
Biedny Igła kamerę chcą mu zabrać.... rozdziały fajne,
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie :)
http://zwyklyczas.blogspot.com/
Pozdrawiam
Ty weź w ogóle wyjdź. Co ty sobie wyobrażasz? Dlaczego ja nie wiem nic o tym, iż publikujesz tę opowiastkę? No ja się tak nie bawię... I w ogóle.
OdpowiedzUsuńCiekawie się zaczyna :) Czekam na więcej :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D /A.
http://marzenia-sa-na-wyciagniecie-reki.blogspot.com/
już kocham Nadię! te jej teksty mnie rozwalają, w pozytywnym sensie. :)
OdpowiedzUsuńBiedny Igła :( Jak oni mogą chcieć mu zabrać kamerę, no jak?
OdpowiedzUsuń