Gdzieś pomiędzy sennymi wyobrażeniami a alkoholowym upojeniem masą do ciasteczek
Na dworze padał
śnieg, a Karol wrzucał właśnie do małego garnuszka pięćdziesiąt do siedemdziesięciu
gramów masła, mieszając je małą łyżeczką.
- Teraz, moi drodzy,
musimy czekać aż to wszystko się ładnie rozpuści – oznajmił swojej widowni w
składzie: Andrzejowi, Liloo, Odetcie i Jagodzie – całość podgrzana na lekkim
ogniu po dodaniu czekolady deserowej powinna stworzyć dla nas jednolitą
konsystencję koloru intensywnego brązu, z którego to cudeńka powstanie
najwspanialsza polewa czekoladowa, jakiej kiedykolwiek ludzkość mogła posmakować.
Zgadzacie się, moi drodzy?
Obserwujący zgodnie
kiwnęli głowami, bo co też innego mieli zrobić, skoro na kuchni świątecznej
nijak się nie znali.
Ale zaraz – jak to
się stało, że jesteśmy nagle tutaj, w środku Polski w dodatku w środku zimy,
przygotowując się do Bożego Narodzenia, jeśli jeszcze chwilę temu byliśmy w
Spale?
To nieważne, bo oto
na zewnątrz po śliskiej drodze Michał Kubiak ciągnie na czerwonym sznurku… nie,
nie renifera Rudolfa, a najprawdziwszą, pachnącą miłością choinkę! Ale skąd on
ją ma? Ha, chór leśnych elfów podarował mu ją, gdy tylko dowiedziały się, że to
znajomy Mikołaja i że się mu należy. Mógł więc kochany Dziku uraczyć wszystkich
wspaniałym drzewkiem świątecznym.
Zatrzymał się przed
domem, gdzie całe to siatkarsko – kobiece środowisko (niestety bez Andrei, bo
inaczej nie mogłoby być kobiece) urzędowało właściwie.
Zastukał, jak
przystało na donosiciela choin, szesnastokrotnie.
- Hej, ho ho ho! Któż
tam? – zapytał go głos zza drzwi, a właściwie zza mosiężnej kołatki, bo właśnie
na takiej wysokości ulokowane było po drugiej stronie źródło głosu.
- Jam jest Michał.
Krzak przyniosłem – odezwał się Miśkowaty, wstępując na dobrą drogę, tudzież
posuwając się do przodu, gdzie otwierały się właśnie wolno drzwi. Gdy już
jakimś cudem udało mu się zmieścić Huberta – choinkę w środku, rozejrzał się
dookoła. Wnętrze było udekorowane czerwono – zielono – złotymi… wszystkim, co w
takim kolorze się znalazło. Nawet wozem strażackim, ale to akurat stanowiło
spory plus, zważywszy na to, że caluteńki budyneczek z jasnego drewna był i na
łatwopalny wyglądał. A istniało duże prawdopodobieństwo, że taka na przykład
Nadia potknie się o takiego na przykład Piotrka, leżącego na podłodze pod
ścianą i śpiewającego nieprzyzwoite wierszyki na melodię przyzwoitych kolęd,
jak to się zwykło czynić w gimnazjum, bo to dziczyzna jest kompletna… I właśnie
ta przykładowa Nadia może uderzyć w choinkę – Huberta i sprawić, że zapłonie on
ogniem wiecznym, wpadając w kominek i cała ta szopka z dymem pójdzie jak nic,
amen.
- Michał! – pierwszą
osobą, która ucieszyła się na jego widok był drugi i trzeci Michał. Ruciak i
Winiarski. Pierwszy Michał bardzo się ucieszył. Ogólnie miło było Michałom, że
się zjawili, bo właśnie Michałowi potrzebna była pomoc. Michałcepcja. W końcu
coś trzeba było z Hubertem zrobić. Nie mógł niestety tak beztrosko leżeć sobie
w korytarzu i patrzeć na wszystkich, oj nie. Trzeba go było wnieść do jakiegoś
reprezentatywnego pokoju, gdzie nadawałby się do pokazania innym. A, no i
przyodziać jakoś godnie!
Podwinęli więc w
trójkę rękawy swoich sweterków – kolejno czerwonego dzikowego, zielonego
winiarskiego i złotego orlego – spięli pośladki, złapali Huberta pod trzy pachy
i ruszyli do salonu, gdzie przed kominkiem wygrzewała się leniwa jak zwykle
Audrey. Panowie musieli ją przegonić, bo akurat przedkominek stał na ich
drodze, ale zwykłe „psik!” nie zadziałało, bo kotka uznała je za staromodne i
oklepane. Zastanowili się więc chwilę, aż w końcu wygłosili poemat o tym, jak
to godnie ona, ta czarna piękność najsmuklejsza!, porusza się, szczególnie gdy
odchodzi. Poemat był na tyle dobry, że Audrey się ruszyła. Hubert został więc
spokojnie ustawiony w miejscu odpowiednim, ale wtedy zorientowano się, że
właściwie nie wiadomo co z nim zrobić. Dlaczego? Bo nie było stojaka.
Ale spokojnie,
przecież wśród reprezentacji znajdzie się wyjście z każdej sytuacji! Możdżon i
jego wysokość przechadzali się właśnie korytarzem i zostali przez Michałów
zwerbowani do trzymania Huberta prosto i dostojnie, jak przystało na stojak.
Trzej właściciele imiona zakończonego na literkę „ł” zrobili trzy korki w tył i
przyjrzeli się bardzo krytycznie całemu obrazkowi. Po chwili godnie skinęli
głowami. Połowa roboty została wykonana.
Okej. Facet to facet,
zmysłu artystycznego za bardzo to on nie ma, ale właśnie od tego ma kobietę,
więc Michał, Michał i Michał pobiegli poszukać gdzieś w domu płci żeńskiej,
żeby zaprząc takową do ubrania Możdżona… to znaczy: drzewka, trzymanego przez
Możdżona.
Wpierw wpadli na
Nadię, więc złapali ją za zgrabne nogi i zaciągnęli pod choinkę, niby prezent.
Z kuchni wywlekli Ruciak i Winiar Odettę, a Michał Kubiak… Panie i panowie,
Michał Kubiak zrobił rzecz, której nikt chyba by się nigdy nie spodziewał:
- Możesz wyjść ze mną
na chwilę?
Tak, moi drodzy!
Michał Kubiak zapytał Liloo o jej własne zdanie! Alleluja, Boże Narodzenie
jednak zsyła cuda na ten świat!
Chociaż Andrzej i
Karol osobiście woleliby, gdyby to zwierzaczki zaczęły gadać, ale cóż.
Małej Jagody nikt nie
wywlekał, więc sama przyszła na spotkanie z nagim jeszcze Hubertem. Hania od
Pitera też wpadła na moment. Edyta, pani super - psycholog – znajoma – Dzika
też się napatoczyła, a co. I wszystkie razem zaczęły ubierać choinkę w kolorowe
światełka, bombeczki i łańcuchy.
A Możdżon wciąż stał
i ją trzymał.
Natomiast kuchnia
opanowana przez Karola Kłosa zaczęła wydawać z siebie coraz to przeraźliwsze
dźwięki, bo w ruch poszły już nie tylko blaszki do pieczenia, ale także
patelnie i garnki. Przecież nic nie smakuje tak dobrze jak domowej roboty
makowiec pieczony nierównomiernie na kuchence gazowej! Kto w ogóle zaprzągł
Karola do gotowania? Przecież to zupełnie nieprzemyślana decyzja… Szczęście, że
Andrzej jakoś go tam pilnował.
No dobrze, ale w
takim razie dlaczego Kubiak zaciągnął biedną Liloo na pole? Szczególnie, że
zimno tam było. Śnieg, lód, mróz, brr…
- Zimno ci? – zapytał
głupio.
Nie, przecież ludzie
szczękają zębami, trzęsą się i przyjmują fioletowy odcień skóry tylko wtedy,
gdy naprawdę im się podoba przebywanie na siedemnastostopniowym mrozie.
- Trochę – wydusiła z
siebie razem z pokaźnym obłoczkiem pary.
Dżentelmen Michał
wynalazł skądś grubą, puchową kurtkę i otulił nią zmarzniętą kobietkę. Liloo
uśmiechnęła się z wdzięcznością, wtulając ciało w miękkość ubranka. Och, jaka
ona była słodka, gdy nie odczuwała wewnętrznej potrzeby kłócenia się ze światem
i przede wszystkim z Michałem, z którym to słowne potyczki były ostatnimi czasy
jej ulubionym zajęciem.
- No, Puchaty, czemu
mnie tu wywlokłeś?
Zrobił głęboki wdech,
pokiwał głową, przymknął powieki, odchrząknął, kaszlnął, przełknął głośno
ślinę, zanucił motyw „Mission Impossible”, zawył do księżyca i spojrzał jej w oczy.
Błąd! Właśnie wtedy
zapomniał, co właściwie chciał jej powiedzieć.
W tym samym czasie
Andrzej ulotnił się z kuchni, upewniając się uprzednio czy aby zostawia Karola
w stanie, w którym wyrządzi rzeczony siatkarz jak najmniej szkód dla całej
ludzkości. Przemknął niezauważony obok salonu, w którym to gromada pań tańczyła
z brokatem dookoła biednego Marcina, trzymającego drzewko, ruszył schodami w
górę, szukać szczęścia albo czegokolwiek, co akurat na chwilę by go zajęło.
Znalazł tylko bałagan
i czapeczkę Mikołaja, więc wybrał to drugie. Przyodziany w to czerwono – białe,
ależ patriotycznie!, nakrycie głowy z pomponem, ruszył szukać dalej. Bo skoro
znalazł czapeczkę, dlaczego miałby niby nie znaleźć całego Mikołajowego stroju?
- Krzysiu?! Powiedz
mi, jak mam żyć?! – ryknął Marcin M pseudonim Trzymacz.
No tak! Właśnie!
Skoro mamy święta, dlaczego nie nagrywamy całego tego harmidra… harmidru…
harmideru… wszystko jedno. GDZIE KAMERA?!
Ha, kamera właśnie
przeciskała się przez komin. Naprawdę.
- Ja nie wiem, Igła czy
to zadziała – Łukasz Żygadło wyglądał zaprawdę majestatycznie, stojąc w całej
swej okazałości na dachu i trzymając sznur, do którego przywiązany był
Krzysztof, żeby nie spadł. Albo żeby spadli obaj.
- To jest genialny
pomysł! – jak już raz się coś panu Ignaczakowi w tej główce ubzdurało, to łatwo
on z tego nie zrezygnował – Sfilmuję wejście Mikołaja, a potem zarobię miliony,
sprzedając to telewizji!
Łukasz patrzył na to
sceptycznie, ale nie miał serca odbierać Igle marzeń i wyznać mu straszliwej
prawdy, dlatego dzielnie trzymał przyjaciela, gdy ten biegał w koło i wskakiwał
od czasu do czasu do komina, nie mogąc się zdecydować, gdzie najlepiej ustawić kamerę;
i spoglądał w dół na ganek w miejsce, gdzie Misiek próbował rozmawiać z Liloo.
- Chciałbym cię zapytać…
chciałbym ci… powiedzieć bym chciał… ja… tak… bo chodzi o to, że… Liloo… mam
przeczucie… myślę, że… chciałbym… ja… ja…
Eh, Misiek, fatalnie ci
idzie.
- Michał – zaśmiała się
dziewczyna. Jej policzki powoli odzyskiwały zdrowe kolory – Zrób głęboki wdech,
ogarnij się i powiedz mi wreszcie o co chodzi. Nie mamy przecież czasu stać tutaj
cały wieczór.
- Wieczór? –
zorientował się Misiek – No tak. Wieczór – westchnął i spojrzał na swoje buty –
Liloo, ja chciałem ci powiedzieć, że ostatnio sporo myślę o szczęściu.
Zapadła niezręczna cisza.
Tak rażąca, że aż Łukasza kilka metrów wyżej kłuła w uszy. Żygadło kręcił z
politowaniem głową i spoglądał niczym czuwający bóg na swoich wiernych, na wpół
rozbawiony, na wpół przejęty i jeszcze w jakiejś tam mikroczęści przerażony.
- O szczęściu ogólnie
czy jakoś konkretnie? – dopytywała dziewczyna.
- Ogólnie –
odpowiedział bez zastanowienia Michał – Nie, konkretnie – poprawił się - Ogólnie
to konkretnie o moim szczęściu.
- No, dobrze, Misiek
i co ci wyszło?
Zawahał się. Oj, oj,
Michale, stąpasz po cienkim lodzie.
- Liloo, wiesz, ja…
Od kiedy… Od kiedy…
- Nie, nie, nie, Michał.
Jeszcze raz: wdech i wydech, potem wypowiedź – poinstruowała go.
- Liloo, ja doszedłem
do wniosku, że ty jesteś najważniejszą częścią mojego szczęścia. Właściwie nie,
inaczej – Liloo – przerwa na pełen desperacji, szybki wdech – Ty jesteś moim szczęściem.
Andrzej znalazł
kostium Mikołaja, Karol przypalił indyka, Marcina kopnął prąd, Krzysiek z
Łukaszem spadli, a świat zamarł.
Ha, Liloo, co ty na
to, dziewczyno?
świeżutkie, pisane na kolanie - piekłam ciastka, więc tak mi się jakoś udzieliło.
Jest Specjal z Michałem i Liloo <3
i będzie jeszcze jeden.
albo dwa.
zależy jak wyjdzie : D
gdybyśmy się nie spotkali już przed świętami, to chciałabym życzyć wam cierpliwości. Bo w święta da się wszystko zrobić, ale trzeba cierpliwości. Dużo cierpliwości.
Z wyrazami miłości, Świetlik <3
Ooooo jakie to było słodkie Miśku :) Czy oni muszą zawsze mieć tak postrzelone pomysły jak Igła kamerujący przez komin? :P Poza tym mogę zamówić Możdżona żeby też trzymał mi choinkę? ;D Taaa..chciałoby się :) Fajny rozdział, taki świąteczny i nadal zazdroszczę Ci dziewczyno tej lekkości pisania. Z jednego momentu przeskakujesz w drugi tak zgrabnie jak tańcząca baletnica, nie to co ja ociężały hipopotamek ;)
OdpowiedzUsuńNo to ja również życzę Ci wspaniałych świąt i dużooo prezentów, a co! :)
po pierwsze - hipopotamki są świetne <3 Tak, Igła musi robic takie dziwne rzeczy, a Możdżonka można wynajmowac, ale trzeba się wcześniej umówic. dużo wcześniej : D
Usuń<3
Wcale, że nie są, ale co tam jakoś to przeżyje ;) I bardzo dobrze, bo ja uwielbiam te dziwne rzeczy :) to zamówię Możdżiego na następny rok, myślę, że taki termin będzie mu pasił ;)
Usuńsą rozkoszne ! adoptowałabym <3 XD
UsuńMożdżon się zgodzi, on zawsze się zgadza : D
- Myślisz, że jak nazwiesz choinkę moim imieniem, staniesz się fajniejsza?
OdpowiedzUsuńNo, chyba nie.
/VOLDEMORT xp
myślisz, że jak zaczniesz pisac mi komentarze, będziesz fajniejszy?
Usuńzdecydowanie nie! ;P
/jesteś głąb . <3
- Ja zawsze jestem fajniejszy <3
UsuńŚPIJ, a nie głupoty w komputerze piszesz! Albo chociaż przydaj się na coś! - o to nie jest niemiłe. Niemiło byłoby wtedy, jakbym ci napisał, że szauma wcale nie jest twoja ; D
/ VOLDEMORT again.
HUBERT, WYJDŹ. :P
UsuńI co ta Liloo zrobi? ;p
OdpowiedzUsuńZostawienie Złotowłosego w kuchni, to nie był dobry pomysł. :D
zdaję sobie z tego sprawę . ale co poradzic, kiedy tak ładnie prosił? ; >
UsuńTrzeba go wychować!
Usuńmoże.... wysłac do przedszkola? tam się uczą manier ; 3
Usuńprzedszkole to chyba za duże progi na kłosowe nogi :>
Usuńwysokie*
Usuńhahahha, oj, prawda <3
Usuń