Następnego dnia
Środa
Około 5:00
Ostatnio bardzo częstym zajęciem Grześka było
zamartwianie się w towarzystwie czarnej kotki.
Żeby było zabawnie,
powód jego zmartwień akurat w tym samym czasie
martwił się o niego.
I nikt właściwie nie wiedział,
dlaczego połączyły ich kilometry, co się między nimi działo i ogólnie, gdzie w
końcu był sens tego związku – o ile to związek jakikolwiek był.
Nikt, poza Liloo.
Właśnie dlatego blondynka
dzielnie przedzierała się przez ciche i spokojne korytarze aż na siatkarskie
piętro, ubrana w piżamkę, szlafroczek i puchate kapcie – żeby pomóc prawdziwej
miłości.
Zapukała w drzwi Grześkowego
pokoju.
Czego jak czego, ale gościa o tak
wczesnej porze to się ani Kosok, ani Audrey nie spodziewali. Przez chwilę mieli
wrażenie – nadzieję! – że to Nadia wróciła i już, już zaczęli się cieszyć, ale
wtedy…
- Dzień dobry.
… przywitała ich Liloo.
- Nie śpisz? Czy cię obudziłam?
- Nie mogę spać – wzruszył
ramionami – A ty?
- Mam tajną misję. Raczej nie
misję. To znaczy: w pewnym stopniu misję, bo tak właściwie to mam tajną wiadomość,
a moja misja jest jawna.
Taaak, dla Grześka było chyba
jednak za wcześnie, żeby ogarnąć.
- Tak, słucham?
- Wiem, dlaczego wyjechała twoja
dziewczyna.
- Co? – zapiszczał.
- Ciszej! – poprosiła go
blondynka i niespokojnie zerknęła poza nim na chrapiącego siatkarza - współlokatora
– Przestraszyła się – powiedziała, przenosząc spojrzenie na Grześka.
- Czego?
- Tego – wręczyła mu liścik.
Dwie godziny
później
Piotrek budził się niczym leniwiec pospolity po
przebiegnięciu maratonu na 1321435656384658439651865 km przez dżunglę amazońską
podczas upału – czyli bardzo powoli. Przeciągał się, próbował otwierać powieki,
ziewał sobie i mruczał, bo przecież jego łóżeczko było takie przytulne i takie cieplutkie,
i takie kochane, i takie w ogóle! Rozumiecie, prawda? Znacie ten ból za wcześnie
przychodzącego poranka?
- Piotruś?
Szczególnie, jeśli macie
świadomość, że przecież jest poniedziałek i tydzień się dopiero zaczyna, i czeka
was cała masa pracy i bólu, i…
- Pioootruś?
… i jeszcze w ogóle macie takie uczucie,
że jest wam smutno i samotnie, a z waszą ukochaną będziecie się mogli spotkać
dopiero w piątek, bo oboje macie zapełnione grafiki po sam sufit…
- Piotruś, no…
… o ile grafiki można zapełniać
pod sam sufit.
- PIOTR! – wrzasnął mu ktoś do ucha
tak głośno, że biedak podskoczył i spadł z łóżka, boleśnie poznając pokojową
podłogę.
- Au. – wyjęczał do niej, ale
zaraz się zreflektował, bo przecież mama uczyła go dobrych manier: - Dzień
dobry.
Podłoga nie odpowiedziała, za to
zrobił to ktoś inny.
- Przepraszam, obudziłem cię?
Nowakowski jakoś zdołała oderwać
swój prawie zmiażdżony nos od dywanu i uniósł łepek na tyle, by dostrzec
nieświadomego sprawcę wypadku. Któż to był?
Panie i panowie, sam Bartosz Kurek
w bokserkach z Batmanem.
Pit poczuł się tak zszokowany, że
aż zmarszczył brwi – rozprostował – znowu zmarszczył - rozprostował, żeby jakoś
pobudzić krążenie w okolicach mózgu.
- Co? – zapytał.
- Potrzebuję twojej pomocy –
Bartuś wyglądał na żywo poruszonego i przerażonego jednocześnie. W dodatku
wyglądał przystojnie, ale nie dostrzegł tego Pit, lecz pewnie zauważyłyby to
psychofanki. Albo chociaż redaktorki ciach.
Piotrek skrzywił się nieco.
- Tak wcześnie? – zapytał. Jego
tryb „pomagam przyjaciołom w opresji” włączał się zazwyczaj dopiero koło
południa.
- To jest sprawa, że tak powiem,
niecierpiąca zwłoki – poinformował go Bartuś konspiracyjnym szeptem.
- Czyje będą chować zwłoki?! –
przeraził się Pit i krzyknął zupełnie niekonspiracyjnym szeptem, bo chyba nie
dosłyszał przekazu.
Kurek pociągnął go do góry,
postawił i spojrzał nań błagalnie.
- Uspokój się, tu nie chodzi o
zwłoki – zrobi dramatyczną pauzę – Jeszcze nie.
Piotrek mrugał i mrugał, jakby to
mruganie miało mu jakkolwiek pomóc w zrozumieniu dziwnego stanu Bartosza Ka.
Nie pomogło.
- O co ci chodzi?
Kypek rozejrzał się uważnie
dookoła, po caaaałym pokoju, a potem pociągnął protestującego Nowakowskiego do
łazienki i zamknął się tam z nim na klucz, bo przecież ściany mają uszy, a
kafelki nie.
Piotrek popatrzył na niego
przerażony.
- Stary, ja mam dziewczynę – wyjęczał,
blednąc na twarzy.
Przyjaciel popatrzył na niego jak
na idiotę.
- Nie widzę związku.
- Nie rób mi nic złego! – załkał.
Kurek przewrócił oczami.
- Bogowie, zmiłujcie się – poprosił
sufit, a potem spojrzał spode łba na środkowego – Przecież nic ci nie zrobię,
idioto!
- Och? – zdziwił się Pit – Hmm… Acha,
no tak. Hmm… Uff… Spokojnie… Och… Tak…
- Piotrek! – uciszył go Bartek.
- Bartek! – ofuknął go Piotrek.
A potem obaj jednocześnie
zapytali:
- No, co?!
Spojrzeli na siebie poważnie.
- Tak się nie dogadamy –
stwierdził Kurek, kręcąc głową, ponurym tonem, jakby był szefem włoskiej mafii
i oznajmiał właśnie biednemu Nowakowskiemu, że wciąż ma u niego długi i albo je
spłaci i zginie, albo zginie teraz, a on i jego ludzie i tak odbiorą mu
wszystko, co ma, a nawet jeszcze więcej, bo pojadą „odwiedzić” jego dziewczynę
i matkę. Gdyby tak było, trzymałby jeszcze w ręce kota.
No, właśnie – kot.
Audrey zaczęła skrobać pazurami w
drzwi od drugiej strony.
Bartek aż podskoczył.
- Co to jest?! – przeraził się i
zapiszczał przy tym niemal jak dziewczynka.
- Kot – wyjaśnił mu spokojnie
Piotr.
- Jak to: kot?! Skąd macie kota?!
- Nie mamy.
- Ale przecież…
- Grześ ma – pokiwał głową Pit –
To znaczy, właściwie Audrey jest kotką Nadii, ale Nadia wyjechała i ją
zostawiła, więc Grzesiek, jako dobry ojciec powinien się nią zająć i nie
przeszkadzać swojej wybrance w karierze, skoro tak bardzo ją lubi. A Audrey to
w sumie sympatyczna dziewczyna, znaczy kotka, a ja jestem jej wujaszkiem, znaczy…
takim kocim wujaszkiem. Ojcem chrzestnym, śmiem twierdzić, więc będę zmuszony
kupić jej rower górski na komunię. Miło, nie?
Godzinę później
W końcu ją to dopadło. Cicha,
niepewna myśl gdzieś z drugiego końca czaszki – tego zaciemnionego i zwykle
nieużywanego – powoli, stopniowo przedostawała się coraz bliżej, coraz szybciej,
coraz chytrzej, żeby w końcu zabłysnąć różowo – fioletowym neonem tuż przed jej
oczami:
Po jaką cholerę wróciła do
Polski?!
Przecież w Nowym Jorku było jej
dobrze. Miała mieszkanie, studiowała, podejmowała dorywcze prace, miała znajomych,
nie miała chłopaka, ale nigdy nie było problemu ze znalezieniem jakiegoś
sympatycznego towarzystwa. Nie musiała znosić telefonów ojca, nie musiała
przyjmować jego zaproszeń, bo przecież to był drugi koniec świata. Lepszy – tak
jej się wciąż wydaje.
Powrót do Polski przyniósł jej
jak na razie same kłopoty – pracą się nie popisała, z ojcem niby jako tako się
dogadała, ale to i tak pewnie tylko złudne wrażenie, wplątała się w sam środek
dziwnego związku, którego do końca nie rozumiała, została gwiazdeczką Pudelka, zaczęła
się zajmować sportem, na którym nawet dobrze się nie znała, gdzieś zgubiła
swoją Audrey, a teraz – wisienka na torcie – dorobiła się jakiegoś antyfana,
który jej groził, bo karteczka podesłana do hotelu nie była pierwszą, oj nie…
Teraz siedziała w hotelowym
pokoju w Warszawie i udawała, że pracuje, a rzeczywiście obmyślała plan ucieczki.
Albo wylotu w kosmos – czegokolwiek, co odciągnęłoby problemy.
Od dziecka miała już tak, że
kłopoty trzymały się tylko jej. Były wszędzie, dopadały ją na każdym kroku, rzucały
kłody pod nogi i takie tam. Zawsze miała ciężko. Za to jej brat, Remigiusz,
przez życie szedł sobie gładko i cudownie, jakby to on, rodząc się wcześniej
zabrał cały zapas szczęścia, nie zostawiając nic dla niej. Smutna wizja. Czyżby
Nadia już zawsze było skazana na porażki?
Aż podskoczyła, gdy usłyszała
dzwonek do drzwi.
Podniosła się z kanapy niepewnie,
bardzo powoli, czujnie przypatrując się drzwiom, jakby zaraz miał wyskoczyć zza
nich przestępca i całkowicie zrujnować jej życie. Oczywiście, przechodząc koło
lustra w przedpokoju, nie omieszkała w nie zerknąć, jak to kobieta. Niestety,
wyglądała tragicznie.
Nie zajrzała przez Judasza, bo był
okropny – tyle w tym temacie.
Otworzyła drzwi i w sekundę
później już znalazła się w ciepłych, przyjaznych i takich kochanych ramionach
Grześka, czując jego zapach, napięte ciało i wreszcie ulgę, pomieszaną z bezpieczeństwem.
Publika w tle robiłaby teraz
pełne wzruszenia: Ooooooooooo!
Nadia nieporadnie wetknęła swoje
zimne dłonie pod jego koszulkę, szukając jeszcze więcej ciepła. Grześ zadrżał
lekko, a potem westchnął ciężko w jej włosy.
- Jesteś głupia – stwierdził.
- Wiem – odpowiedziała mu cicho.
Dlaczego stamtąd uciekła? Dlaczego
się tego bała? Przecież on był jedyną stałą sentencją jej życia, która mogłaby
pomóc wszystko naprawić, gdyby tylko mu zaufała. Gdyby tylko chciała mu zaufać.
Przycisnął ją mocniej do siebie.
Westchnęła głęboko, wdychając jego zapach – taki przyjemny, taki znajomy.
Pewnie tworzyli teraz zabawną scenkę rodzajową, dla jakiegoś postronnego widza
– dziewczyna w samej koszulce, zapamiętale ściskająca chłopaka w spodenkach,
tak sobie stoją i wymieniają czułości na progu, jakby cały świat nie istniał.
Wyimaginowana publika ponownie
zrobiłaby: Ooooooooooooooooooo!
- Chcesz wejść? – zapytała go w
końcu, przytomniejąc na chwilę.
- Mogę zostać?
- Chciałabym wrócić.
- Gdzie? Do Spały?
Przytaknęła.
- Tak. Do ciebie. Źle mi tu.
Wszędzie mi źle. Chyba się zwolnię.
- Wtedy nie będziesz mogła
mieszkać…
- Coś bym wymyśliła. Wynajęłabym
pokój na własną rękę. Przecież mogę, prawda?
- Jasne. Pomyślimy. Zastanowimy
się nad tym. Razem.
Oderwał ją od siebie i zaczepił
palcem wskazującym o jej brodę. Zmusił ją, żeby podniosła na niego wzrok i
posłał jej półuśmiech.
- Będzie dobrze, maleńka.
Westchnęła i także spróbowała się
uśmiechnąć. Wyszło. Prawie.
- Mam nadzieję – stwierdziła,
złapała jego dłoń i wciągnęła go do pokoju.
W tym samym czasie
Liloo goniła po pokoju z karteczką,
jakby… No, normalnie – biegała, jak to Liloo.
- Co to jest? – zainteresowała
się w końcu Jagoda, wskazując na nieszczęsny zwitek papieru w ręce swojej
kuzynki.
Odetta porwała kartkę w dłonie,
zanim ta zdążyła odpowiedzieć, przeczytała szybko, zmarszczyła brwi i oddała ją
młodszej siostrze.
- Adres? Godzina? Telefon? –
zdziwiła się Jagoda – Idziesz na randkę?
Liloo zarumieniła się i przewróciła
oczami.
- To nie randka, tylko ta sesja…
- Acha – pokiwała głową Jagoda i
włączyła swój tryb „menadżer” – Zapłacą ci?
- Nie potrzebuję pieniędzy –
speszyła się blondynka.
- Wszyscy tak mówią – stwierdziła
rzeczowo rudowłosa – I wszyscy ich potrzebują.
Odetta przewróciła oczami.
- Przestań – poprosiła małą Liloo
– Tu chodzi o zabawę.
- Dobra, niech ci będzie… Gdzie
idziesz? – zwróciła się do siostry, gdy ta niepostrzeżenie próbowała wymknąć
się z pokoju.
Odetta wzruszyła ramionami, uśmiechnęła
się i wyszła, nim dziewczyny zdążyły podsunąć jej coś do pisania, żeby się
tłumaczyła.
- Ach, te dzieciaki – westchnęła
Jagoda, jakby sama miała jakoś powyżej sześćdziesiątki i nie dla niej były już
takie wybryki – Wszędzie ich nosi… Dobra, wróćmy do tematu.
- Ale tu nie ma o czym rozmawiać…
Idę na sesję i tyle.
- Wiesz, że będziesz musiała
wystąpić nago?
- Co?! – zastopowało ją po
prostu.
- Noo… taki jest zamysł tej
sesji.
- Na… - powtórzyła niepewnie
blondyna - …go? W sensie całkiem?
- Nie wiem, nie obchodzi mnie to
– stwierdziła mała – Ale to mają być zdjęcia nagich części ciała… - widząc
przerażoną twarz kuzynki, roześmiała się - … nie bój się, będą przyzwoite!
Liloo spłonęła rumieńcem.
- Skąd ty o tym wiesz?
- Rozmawiałam przecież z
fotografem – oburzyła się dziewczyna – Myślisz, że wysłałabym moją klientkę na
sesję, nie sprawdzając dokładnie, w jakich warunkach przyjdzie jej pracować?
- Nie jestem twoją klientką.
- Możesz się wypierać ile chcesz,
ale i tak biorę dwadzieścia procent.
- Dziesięć – zarządziła Liloo.
- Osiemnaście.
- Piętnaście.
- Co ci zależy? Przecież nie jesteś
moją klientką.
- Jesteś małym potworem.
- Kocham cię. Pogadamy, jak już
będziesz super sławna.
- Jagoda!
Ale rudzielec zdążył już wybiec z
pokoju.
Liloo miała przez chwilę ochotę
pobiec za nią i wygarnąć jej. Albo jeszcze lepiej – zadzwonić do jej rodziców i
zapytać, jakim cudem udało im się wychować takie… dziecko. Chociaż może nie
powinna jej oceniać, sama nie jest lepsza. Też jest bezpośrednia, też jest
szczera, też ma talent do mieszania się w cudze sprawy… Problem polega na tym,
że ona już z tego raczej nie wyrośnie, a Jagoda ma jeszcze szansę.
Uśmiechnęła się do siebie i kiedy
myślała już, że wszystko jest jak na razie w cudownym porządku, w drzwiach
pojawił się on i swoim czarem
rozbił jej spokój na maleńkie kawałeczki. Bo jak on może sobie tak po prostu
chodzić z całym tym urokiem osobistym po korytarzach i zawadiacko opierać się o
drzwi do jej pokoju, patrząc na nią w ten nieprzyzwoity sposób, który sprawia,
że aż się w środku cała gotuje – NO JAK?!
Przywitała go z rezerwą.
- Michale – skłoniła się lekko,
zachowując na twarzy perfekcyjną obojętność.
Rozbawiło go to okropnie, ale -
jakimś cudem - stłumił uśmiech i dostosował się do jej poważnego tonu:
- Liloo.
Niestety, jej imię nie zabrzmiało
już równie godnie i dostojnie co owo „Michale”, ale trudno. Zdarza się.
- Miło mi cię widzieć – ciągnęła
całą tę farsę, na co on uniósł brew.
- Mi również – stwierdził, a po
chwili wahania dodał: - Madame.
Uśmiech zaigrał niebezpiecznie na
jej ustach, ale kategorycznie kazała mu spadać.
- Cóż cię sprowadza do mej
komnaty, waćpan?
- Rudowłose piski i krzyki, które
oblężyły mój pokój, proszę pani.
Tym razem to ona uniosła brew. No
tak, Jagoda potrafiła przetransportować swoje drobne ciałko gdziekolwiek tylko
chciała w zawrotnym tempie.
- Mam mieszane uczucia w tej
kwestii, pan wybaczy.
- Czemuż to?
- Rudowłosa owa jest niczym
siejący spustoszenie lis – wytłumaczyła się Liloo – Mimo wszystko jest…
- Zacna – stwierdził Michał.
Tym razem dziewczyna nie była w
stanie powstrzymać się od uśmiechu.
- Tak – potwierdziła, śmiejąc się
w głos – Jest zacna – a gdy uspokoiła się trochę, dodała – Powinnam iść już do
pracy – ruszyła w kierunku wyjścia.
Waćpan Kubiak przepuścił ją w
drzwiach.
- Odprowadzę cię.
Posłała mu uśmiech i zamknęła
drzwi. Ruszyli.
- Jak udało ci się wczoraj umknąć
przed Klaudią? – zagadnęła go – Szukała cię ponad godzinę, krążąc po hotelu jak
dobrze wytresowany owczarek niemiecki.
Skrzywił się, wyobrażając to
sobie.
- O, tak – potwierdziła Liloo –
Była nawet skłonna gryźć.
- Zwiałem, no.
Znowu się zaśmiała.
- Prawdziwy mężczyzna – pokręciła
głową z politowaniem.
- Hej, hej – pogroził jej palcem
– Nie osądzaj mnie. Bartek też ma problemy ze swoją… - zamyślił się chwilę – Ja
właściwie nawet nie wiem, kim ona dla niego jest.
- Wydaje mi się, że sam Bartek
nie wie, kim Cysia dla niego jest – zauważyła inteligentnie dziewczyna i była
to prawda, oj była… - Nie lubisz jej – dodała po chwili – Mam na myśli:
Klaudii. Po co się z nią męczysz?
- Powiedzmy, że… do niej
niekoniecznie dociera fakt, że problemem naszego związku jest jego brak.
Liloo zatrzymała się nagle. On
też, o krok przed nią. Posłał jej zdziwione spojrzenie.
- Powiedz jej o tym.
Prychnął.
- Mówiłem – powiedział jakoś tak
niewyraźnie, bo przytłoczyła go beznadzieja sytuacji. Rzeczywiście, Klaudia
była irytująco głucha na wszystko, co nie zgadzało się z jej wizją świata.
Liloo przygryzła wargę,
zastanawiając się nad tym przez chwilę.
- Ja jej powiem – stwierdziła w
końcu, patrząc gdzieś w bok, gdzieś tam w przestrzeń, w to miejsce, gdzie
spoglądają wszyscy ludzie, którzy szukają genialnego pomysłu – Tak –
stwierdziła i przeniosła już zupełnie przytomne spojrzenie na Dzika – Ja jej
powiem – uśmiechnęła się łobuzersko - Kiedy przyjdzie cię odwiedzić?
W tym momencie przeszkodził im dźwięk
telefonu. Kubiak wydobył urządzenie z kieszeni i odczytał wiadomość sms.
- Sądzę, że niedługo –
zawyrokował.
Godzinę później
Znalezienie w Spale sali
treningowej wcale nie było wyczynem – przecież tutaj szkolono sportowców.
Ale znalezienie sali baletowej –
no, to już podchodziło pod coś niesamowitego.
Odetcie się to udało.
Nie wiem czy zdajecie sobie
sprawę, jak bardzo wymagającym tańcem jest balet. Nie wiem czy wiecie, ile
trzeba włożyć w niego serca, łez, bólu, potu i głowy, żeby stworzyć minutę
pokazu. Tańczyliście kiedyś? Próbowaliście? Może chociaż mieliście okazję
patrzyć na przygotowującego się tancerza?
Jeśli nie, to żałujcie.
Nie ma na świecie nic
piękniejszego niż widok człowieka, który całkowicie oddaje się swojej pasji w
ten magiczny sposób, pozwalający mu rozwinąć skrzydła i oderwać się od brudnej
rzeczywistości.
Odetta wykonała idealne grand-plie przy zaimprowizowanym drążku,
kontrolując w lustrze czy się nie garbi i czy na pewno trzyma się prosto. Sam
taniec wypływa z serca, ale cała reszta wychodzi z głowy. Balet to przede
wszystkim technika, dopiero potem namiętność, emocje. Każdy ruch jest ściśle
określony, jest rozpisany na najdrobniejsze elementy – jak jakieś skomplikowane
równanie. Żeby układ był perfekcyjny, musi zostać dobrze wykonany. Dopiero
potem liczy się to, jakie emocje będzie próbował przekazać tancerz. Pierwsze
technika – potem uczucie.
Czy takim samym stwierdzeniem
można kierować się w życiu? Najpierw dobrze wyuczmy się miłości – dopiero potem
ją czujmy. Najpierw nauczmy się, jak to jest kochać – dopiero później kochajmy.
Udało by się? Hmm, może i tak.
- Przepraszam?
Przy drugim grand – plie Odetta zamarła, odskoczyła od drążka i spojrzała na
sylwetkę, która pojawiła się w lustrze. Właściwie – dwie sylwetki, ale były tak
bardzo nierozłączne, że śmiało mogły uchodzić za jedną. Karol i Andrzej.
- Dzień dobry, koleżanko –
przywitał się ten pierwszy – My się chyba jeszcze nie znamy – zauważył
inteligentnie, mając nadzieję na podryw, bo rudowłosa baletnica bardzo
przypadła mu do gustu.
Odetta w pierwszym odruchu
chciała uciekać, jak to miała w zwyczaju, jako iście płochliwa istota, ale
potem stwierdziła, że za daleko by nie uciekła. Mieli dłuższe nogi.
Ruszyła więc w kierunku drzwi, bo
wydawało jej się, że gdzieś tam na półeczce obok znajdowało się coś do pisania,
a ona tak właśnie porozumiewała się z ludźmi. Niestety, chłopcy chyba odebrali
jej reakcję nieco inaczej.
Równocześnie doskoczyli do niej,
ale Kłos okazał się o milisekundę szybszy i pierwszy złapał dziewczynę za ręce.
- My przepraszamy – odezwał się
również w imieniu Andrzeja – Nie przeszkadzaj sobie. Ślicznie tańczysz. My
chcieliśmy właściwie zobaczyć tylko, co kryją mroczne korytarze Spalskiego
ośrodka, nie wiedzieliśmy, ze będziemy przeszkadzać, bo normalnie nie przeszkadzamy,
chyba, że dzieje się coś tak nudnego, że potrzebuje naszej interwencji albo
boskiego zmiłowania, bo ostatnimi czasy mamy tam na górze układy i jesteśmy
taką jakby…
- Armią Zbawienia? – podsunął
Wrona.
- …możliwe – zgodził się Karol,
ciągnąc dalej swój słowotok, ku przerażeniu Odetty – To nie jest nasza wina, że
świat robi się coraz bardziej ponury i przeraźliwie nudny. Desperacko próbujemy
go ratować z odmętów tego rychłego zbliżania się do końca – tutaj dziewczynie
zakręciło się w głowie, bo w ogóle nie zrozumiała sensu – I ogólnie wszystko
jest złe i straszne, i do…
Andrzej mruknął niewyraźnie
bardzo brzydkie słowo.
- No, no, no – oburzył się
wrażliwy jak zwykle Karol – Nie przy damach! – zbeształ swego kompana, po czym
znowu spojrzał na dziewczynę, którą wciąż trzymał w uścisku – Właściwie to my
się chyba jeszcze nie przedstawiliśmy, prawda? Zawsze o tym zapominamy, nie,
Wronka? To przez te nasze wielkie, wybujałe ego. Ma się konto na fejsie, to się
potem myśli, że się jest fejmem, rozumiesz, prawda? My się już właściwie nie
czujemy jakoś specjalnie gwiazdorsko, ale czasem się nam zapomina, że nie
wszyscy są naszymi znajomymi i mogą nas nie znać… Ale, ale – dlaczego ty nic
nie mówisz?
Dał jej równo sekundę na
odpowiedź – której oczywiście nie udzieliła – bo potem znów mu się coś
przypomniało:
- Och, przecież mieliśmy się
przedstawić! To jest Karol – wskazał na Wronkę, który pomachał radośnie – A ja
jestem Andrzej... Nie, wróć: ja jestem Andrzej, a on to Karol. Hmm… chyba coś
mieszam. Chyba będę to musiał sprawdzić na fejsie… Andrzej! – zwrócił się do
kolegi – Kto ty jesteś?
- Ja? Andrzej – odparł dumie
Andrzej.
- Ale jesteś, Andrzej, pewny, żeś
Andrzej?
- Jestem Andrzej, jestem pewny –
przytaknął Andrzej, choć minę miał taką, jakby nie do końca był pewny, że on to
Andrzej.
- A co jeśli nie…?
- Nie ma takiej opcji, muszę być
Andrzej.
- Ale skąd możesz mieć taką
pewność…?
Wrona spojrzał w lustro.
- No! – ucieszył się – Jestem
pewien! Przecież wyglądam jak Andrzej.
Kłos wychylił się zza Odetty i
sam się sobie przyjrzał.
- A ja wyglądam jak kto?
- Jak Alfons.
W tym momencie dziewczynie udało
się jakoś wyrwać, dorwać karteczkę z czerwonym długopisem i napisać na niej
swoje imię.
- Odetta – odczytał głośno Karol
i znowu spojrzał do lustra – Nie, nie wyglądam jak Odetta.
Dziewczyna posłała mu dziwne
spojrzenie.
- Ona ma na myśli, że to jej imię
– wydedukował Andrzej.
- No dobrze… Ale co z moim
imieniem? – oburzył się nagle Kłos.
- Przecież ci już powiedziałem…
- Nie wyglądam jak Alfons!
- Możesz w to wierzyć lub nie,
ale prawdy nie oszukasz…
- Andrzej! – denerwuje się Karol
– Alfons, a gdy to robi, marszczy się tak zabawnie, że Odetta nie może się
powstrzymać od szerokiego uśmiechu. Wrona to zauważa i odwraca się w jej
stronę.
- Karol – karci przyjaciela – Nie
powinniśmy się tak zachowywać przy damie.
- Chciałbym tylko zauważyć –
odpowiada mu przyjaciel lekko nadąsany, bo wyraźnie nie spodobało mu się
zaproponowane przez Andrzeja imię – iż fakt, że umie tańczyć balet, nie czyni z
niej damy.
Wrona zgadza się z nim w milczeniu
i dlatego, by się upewnić, mierzy powolnym, spokojnym spojrzeniem całą sylwetkę
dziewczyny na tyle intensywnym spojrzeniem, by przyprawić ją o urocze rumieńce.
- Długie nogi, zgrabna talia,
prosta postawa, urokliwa twarzyczka, płomienne włosy, rumieńce i błyszczące oczy
– podsumowuje Andrzej bardzo zadowolony ze swoich obserwacji i właśnie ta radość
sprawia, że Karol przestaje oglądać się w lustrze i przenosi wzrok na Odettę,
próbując dokonać własnych odkryć – Jak dla mnie to jest dama – podsumowuje
Wrona.
Dziewczyna szybko pisze coś na
kartce, a potem wyciąga ją w ich stronę.
- Przestańcie, głupki – odczytuje
głośno Karol i śmieje się z kolegi – Nazwała cię głupkiem.
- Ciebie też, głupku.
- Och… - Kłos jeszcze raz zagląda
na kartkę – Hmm, racja.
- Nie szkodzi – lekceważy to
Andrzej – Miło nam cię poznać, Odetto.
- I miło nam, że ty też nas
poznałaś i nie uciekłaś jeszcze z krzykiem – dodaje od siebie Karol.
Jakżeby mogła? Przecież są na
tyle zabawni, że jest skłonna trzymać się ich choćby tylko dlatego, by każdy
jej dzień był tak zwariowany jak ta dwójka.
Poza tym, nie może przecież
krzyczeć, prawda?
Kolejna kartka dostaje się
Andrzejowi:
- Cała przyjemność po mojej
stronie, wesoła buźka – odczytuje grzecznie – Ona nas chyba lubi – stwierdza,
na co Odetta kiwa ochoczo głową.
- Pokaż mi! – Kłos wyrywa koledze
kartkę z rąk i patrzy na nią przez chwilę – Mhmm… To poważna sprawa. Użyła
dwukropka zamiast średnika…
- Co z tego? – interesuje się
Andrzej, zaglądając mu przez ramię, by upewnić się, że Karol na pewno nie
zagina rzeczywistości.
- To znaczy, że bierze nas na
poważnie.
I obaj dumają nad tym jeszcze
przez chwilę, a Odetta patrzy na nich, śmiejąc się w duchu.
- Mam pomysł! – olśniewa nagle
amatora zboża, odsuwa się od kolegi, zatrzymuję się przed Odettą i patrzy na
nią jak siedmiolatek, który uknuł wreszcie tak szatański plan, że rodzice, gdy
tylko się dowiedzą, uziemią go do końca życia – chcesz być naszym wspólnikiem w
zbrodni?
Wronka szybko akceptuje idee i ochoczo
się dołącza:
- To świetny pomysł! Będziemy jak
Bolek i Lolek, i Tola!
- Jak trzy małe świnki!
- Jak trzy życzenia!
- Jak Atomówki!
- Jak Odlotowe Agentki!
- Jak Dobry, Zły i Brzydki!
- Jak Timon, Pumba i ten lew,
którego imienia nie pamiętam!
- Jak Jaś, Małgosia i Baba Jaga!
- Jak Harry, Ron i Hermiona!
- Jak Kapitan Jack Sparrow, Will
Turner i ta irytująca dziewczyna, którą grała Keira Knightley!
- Ooooo, Keria Knightley…
- Jak trzy koła dyniowej karocy
Kopciuszka!
- Jak Muminek, Panna Migotka i
Mała Mi!
- Jak Teletubisie bez Po!
- Jak trzy cnoty boskie!
- Jak trzy wróżki chrzestne Śpiącej
Królewny!
- Jak ABBA bez drugiego A!
- Jak trzy zwrotki „Pieśni o
Małym Rycerzu”!
- Jak Paris Hilton i jej wielkie
stopy!
- Jak Reksio, kość i jego buda!
- Jak trzej pancerni bez psa!
- Jak wokalistki Sugababes!
- Jak Stefan, Damon i Elena!
- Jak Yo, Morti i Anna z „Króla
Szamanów”!
- Jak Donie Darko, wielki królik
i jego dziewczyna!
- Jak Blair, Chuck i ich synek!
- Jak dzieci Hanki Mostowiak!
- Świętej pamięci Hanki…
- Racja…
Odetta podała im kartkę, co trochę
wybiło ich z rytmu. Gdy oni rozważali jej propozycję, ona zastanawiała się,
skąd do cholery znają tyle bajek, seriali, filmów, zespołów…
Podoba mi się niezwykle postać Bartusia! Taki głupiutki chłopaczek pasuje do niego jak ulał! Może to przez moją antypatię do niego ale nic na to nie poradzę:)
OdpowiedzUsuńCzemu tak mało Nadii i Grzesia? :(
OdpowiedzUsuńAndrzej i Karollo rozwalają system. xD
będzie więcej, obiecuję <3
UsuńCieszę się bardzo. :D
UsuńDługo myślałaś nad tymi postaciami z bajek? :P
jak się ma trójkę młodszych braci, to nad niczym nie da się długo myśleć ♥
UsuńChciałam napisać tak wszystko po kolei, ale chyba mi się nie uda.
OdpowiedzUsuńLiloo <3 byłaby świetnym detektywem, a z Jagodą fajnie by się uzupełniały :D ta mała, no kurcze tak mnie rozbraja, że szok. Liloo- dzięki Ci pani detektyw, za znalezienie tego listu. W sumie jestem ciekawa, kto go wysłał Nadii.
Pit i jego mądrości<3 już by chciał, żeby Bartuś go wykorzystał :D
Kłos i Wronka. Matko kochana, ale się uśmiałam. Karol jako Alfons haha :D czasem tak mówi, jakby rozpatywał sprawę końca świata, albo apokalipsy :D i wreszcie zapoznali się z Odettą :D to będzie ciekawy duet :D pozdrawiam :)
Cudowny poprawiacz nastroju po mniej cudownym meczu (za to był wywiad z Łukaszem, uwielbiam wywiady z Łukaszem <3 Zasadniczo w jego przypadku zupełnie nieistotne jest, co mówi - ważne, żeby mówił <3).
OdpowiedzUsuńZbieram mój zasmarkany mózg do kupy i idę tworzyć bardziej konstruktywny komentarz.
No, dobra. Musiałam po prostu tą pierwszą radość i zachwyt z siebie wyrzucić.
UsuńTakże tego... Czekam na więcej Nadii i Grzesia, bo są cudowni, kochani, przesłodcy i tacy... przytulaśni :D (Oooooooooo!) Dobrze, że się Liloo wtrąciła, jeszcze lepiej, że Grześ pojechał szukać Nadii w wielkim mieście (źle, że w ogóle musiała wyjeżdżać. Intryguje mnie coraz bardziej sprawa z liścikiem i jego nadawcą. Szczególnie, że na pewno nieźle nas zaskoczysz), niech wraca do Spały, niech wraca do chłopaków i do pracy, niech nie wymyśla głupot. Ma tam tylu dzielnych rycerzy, którzy obronią ją przed całym złem tego świata, że naprawdę nie powinna się niczego obawiać, tylko z podniesioną głową wracać tam, gdzie jej miejsce. O!
Twój Pit jest chyba najidealniejszym Pitem spośród Pitów. Jest taki prawdziwie cichy i spokojny, i prawie tak opanowany, jak Marcin (o właśnie, co u niego? Dawno go nie było. Za dużo ich w tej Spale, nie ogarniesz...). Z wyłączeniem chwil, kiedy jest Zakochanym Pitem, ale to normalne, że Zakochany Pit i Cichy Pit się wzajemnie wykluczają i muszą jakoś piotrusiowe ciało między siebie dzielić. Ale wracając do Cichego Pita - cierpliwość i stoicki spokój, z jakimi znosi wszystko i wszystkich, szczególnie Bartusia, jest naprawdę godna pochwały. No właśnie, bo Kuraś nie jest tutaj Bartkiem - jest definitywnie Bartusiem.
Rozumiem poranne rozterki Pita doskonale, przeżywam dokładnie to samo, każdego dnia. Co prawda nieco później niż o 7 rano (uwielbiam moją pracę! <3), ale moje łóżko jest równie przytulne i cieplutkie, i też mam problem z otwarciem oczu - one tak bardzo chcą być zamknięte.
Przywitanie z podłogą pierwsza klasa! Grunt to kultura i dobre maniery :D
Jagoda będzie idealnym menadżerem, bez dwóch zdań. Tak, jak ja się nie nadaję do pracy z ludźmi i prowadzenia jakichkolwiek rozmów czy negocjacji, tak ona jest do tego stworzona.
Czekam na tą sesję bardzo niecierpliwie. Ciekawi mnie, co też nasz mały negocjator utargował i jak dużo Liloo będzie zmuszona na tych zdjęciach pokazać. Oraz jak bardzo będzie tym faktem zachwycona ;p
Dzik... jest <3 I to jest najlepsze i najpiękniejsze. Z całym swoim czarem, urokiem i wspaniałością. I prawdziwym męstwem, każącym mu, podobnie, jak Bartusiowi, uciekać przed kobietą. Rozsądne posunięcie
Zakochanie! To jest ten element związku Karola-i-Andrzeja, którego nie przemyślałam. Bo skoro oni występują zawsze razem, to co z zakochaniem, miłością, randkami i takimi tam sprawami? Muszą sobie chyba znaleźć swój żeński odpowiednik, bo przecież osobno nie są w stanie egzystować, nawet przez minutę.
Oni są w ogóle tak przezajebiści, że zasługują na osobny komentarz, bo w jednym by się wszystko nie zmieściło. To całe zamieszanie z imionami, fanpejdżami i fejmem wywaliłoby mnie z butów, gdybym akurat miała je na sobie. Poważnie - padłam i nie powstałam. A Atomówki i Teletubisie mnie jeszcze dobiły. Kuźwa, jak ja ich wielbię xD I jednego mi tylko zabrakło - słit foci wykonanej przez Króla Samojebek. Cóż za rażące niedopatrzenie.
A tak w ogóle, to wielbię Ciebie również, kocham, uwielbiam, ściskam i całuję ;* Dobrze być znowu w Spale <3
tęskniłam <3
Usuństremowałaś mnie, to po pierwsze. co jeśli nie sprostam oczekiwaniom społeczeństwa? ; c
UsuńZakochany Pit i cichy Pit - pierwsze objawy rozdwojenia jaźni? ; D a w sumie kto wie...
Bartek jest Bartusiem, bo... no sorry, to jest Bartusiek. wystarczy na niego popatrzec - taki dzieciak, który uderza piłeczkę i nic, tylko go tulic do piersi.
I nie martw się, już wiem jak pogodzic Andrzeja-i-Karola oraz ich miłostki ;)
Wgl, jak ja mogłam zapomniec o słitfociach?! A przecież tam było tyyyle luster . ; <
Tęsknisz na własne życzenie - ja Ci wszystko dzielnie komentuję (i nawet Ci bajki na dobranoc opowiadam :P). Jak nie będziesz dodawać, to nie będę komentować, prosta sprawa.
UsuńAle tęskniłam też, wiadomo <3
Idź tam, nie ma się czym tremować. Jak się społeczeństwo na Tobie nie pozna, to niech spada.
No pewnie. Rozdwoisz Pitowi jaźń, nakarmisz Bartusia ostatecznie, a potem zrzucisz na mnie winę za to wszystko.
Ależ ja Ci się wcale nie dziwię i zgadzam się w 100%, że z Kurasia żaden Bartek, a już na pewno nie Bartosz, tylko właśnie Bartuś, Bartusiek <3 Chłopczyk nasz mały, słodki, kochany. Taki do tulenia i całowania w czółko. I robienia naleśników z czekoladą (ooooj, bym zjadła). Zaskoczony faktem, że pani redaktorka "ciach" chce z nim rozmawiać i to zupełnie nie na tematy kulinarne :D
Cudownie, czekam niecierpliwie na ten aspekt wspólnego andrzejowo-karolowego życia.
I sorry za te myślniki, ale ja po prostu nie potrafię o nich myśleć inaczej, niż jak o Andrzeju-i-Karolu, względnie Karolu-i-Andrzeju. Oni występują w komplecie i nie umiem ich rozdzielić, nawet pisownią.
Lustra! O tym nie pomyślałam, przecież to sala baletowa. Uch, cóż za niefart, tyle przegrać! Milion Atomówek by było przecież... Muszą to nadrobić następnym razem, koniecznie. Chociaż nie będzie to już tak epickie i zacne, jak focia upamiętniająca zawiązanie... tego teletubisiowego czegoś.
A w ogóle, moja panno, to dlaczego Ty się zajmujesz jakimiś głupimi komentarzami, zamiast oglądać mecz z zapartym tchem? I to jak największe słodziaki wchodzą na boisko i podnoszą nam całą grę (co ja plotę, przecież wszyscy są największymi słodziakami. Tylko Dziczek jest największym z największych, czego dzisiaj znowu dowiódł <3)? Przerwy nie są takie długie, więc mi nie wmówisz, że to między setami. Nawet ja oglądałam! Na moim ledwo dyszącym internecie ;/
No, no, no, kochana - nie zapędzaj się tak. narazie o karmieniu Bartuśka nie ma mowy. nic a nic. cisza. nie.
Usuńwypraszam sobie, żadne teletubisiowe coś - TRZEJ MUSZKIETEROWIE - to jest oficjalna nazwa. :p
bo ja jestem ninja, nie mam polsat sport i potrafię robić wszystko na raz . w międzyczasie dziergałam jeszcze szaliczek, ha.
No właśnie - na razie. O rozdwojeniu jaźni Pita też na razie się nie mówi, a co się dzieje w kuluarach, to już nie wiadomo.
UsuńOK, przepraszam, masz rację. Trzej Muszkieterowie. Zapamiętać.
Też zawsze dziergałam/haftowałam przy meczu. Ale potem zaczęłam za bardzo się denerwować i machać kończynami. A teraz nie mam co dziergać, więc się skupiam w całości na oglądaniu i kibicowaniu.
Ja się skupiam tylko częściowo czy to znaczy, że jestem zła? (ale całym sercem jestem z nimi <3 )
UsuńNie jesteś zła, jesteś... dziwna ;p Ja mam generalnie podzielną uwagę, ale jak chłopaki grają, to kurczę! Cała jestem tylko dla nich <3
UsuńAle cóż, jak mawia najmądrzejsza z mam - każdy ma jakoś ;)
Dobra, to ja zacznę od początku:
OdpowiedzUsuńMasz błąd w tytule (powinno być 'szesnaście', a nie 'siedemnaście') :D
Cholercia ... Rozczuliłam się, kiedy przeczytałam spotkanie Nadii z Grześkiem. Naprawdę, ciepło na sercu mi się zrobiło. Przypuszczam, że Audrey nie za bardzo przejęła się zniknięciem swojej właścicielki, ale cóż ...
Ten Pit to jest Pit jakiego lubię. Raz po uszy zakochany w Hani, a raz spokojny i opanowany. Huśtawka nastrojów, jak prawdziwa kobieta. Nie powiem, że nie rozbawiła mnie ta sytuacja w łazience. W ogóle Bartek zaczyna mi przypadać do gustu.
Hmmm ... Teraz przejdę do najważniejszej części. WRESZCIE PRZESTAŁAŚ GNĘBIĆ DZIKA! Wyczuwam u niego dobry nastrój. Ta szekspirowska rozmowa z Liloo ... Nie, nie mam słów, aby ją opisać. A nie! Jednak mam: jest ZACNA. :D Nie wiem co się rodzi w twojej łepetynie, ale ja tu wyczuwam jakąś chemię, biologię, albo co najmniej matematykę między kobietą pracującą a naszym Dzikiem. Zdaję się na ciebie i twoją kolorową wyobraźnię.
Aaaa! Byłabym zapomniała napisać o naszej cudownej, nieprzewidywalnej, świrniętej, oszałamiającą przystojnej parze siatkarzy! Oni zachowują się jakby razem zbierali truskawki w Holandii. Szczerze mówiąc, nie wiem skąd oni znają tyle bajek i tyle postaci i nie chcę wiedzieć. I ten czarny humor znowu się tu pojawia i znowu przy Odetcie. Ty złośliwa bestio :D
Na koniec mojego długiego wywodu pragnę wyjawić swoje nadzieje na powrót Krzysia z kamerą i majestatycznej postaci, oazy spokoju polskiej kadry :D
Niee, tytuł jest dobrze. Poprzedni post jest 16. może ominęłaś ; 3
UsuńAudrey nie bardzo przejmuje się czymkolwiek. Wgl, to całkiem śmieszna historia, ale ja o tej uroczej czarnej kotce całkiem zapominam i pojawia mi się w momentach, jak nagle dostanę przebłysku "łał, przecież Nadia ma kota" : D
Bartuś bardzo dziękuje ludziom za to, że go lubią . <3
"zachowują się jakby razem zbierali truskawki w Holandii" - prawie, to były winogrona i całośc działa się w Szwajcarii.
pan JestemWszędzieIWszystkoWidzę jak na razie jest nieco zajęty, ale postaram się go ściągnąc jak najszybciej. Natomiast Magneto jest po prostu nieśmiały i nijak nie chce pokazac się w opowiadaniu ; c
Ja się tak tylko zastanawiam, skąd ty bierzesz pomysły na takie opowiadanie. Nie wiem co bierzesz, ale mogłabyś się podzielić! :D
Usuńspoko, wpadnij następnym razem, pojaramy wspólnie . ♥ zapraszam .
UsuńJa wiem, jestem niedobra i już prawie mnie nie kochasz, bo ja nie komentuje ci tu tak często, nie piszę ci tak epicko długich komentarzy. Ja wiem ale czytam zawsze, tylko później Ździsiek się buntuje, bo on chce spać, jest zmęczony i wg.
OdpowiedzUsuńMoże przejdę już do sedna.
#1. Grześ i Nadia, no proszę czemu oni nie mogą się minimalnie ogarnąć i zdeklarować swoją 'relationship'. Miło by było, a że są tacy kochani, cudownie słodcy z tym wszystkim- wybaczam. Jednakże zaniepokoił mnie ten liścik i że on nie jest pierwszy. Biedna Nadia, ale ma swojego rycerza w lśniącej zbroi, i całą resztę w posrebrzanej. ;P (hahaha)
#2. A Piotruś i jego stan zakochania, bezwzględnego spokoju i ciszy, leją miód na mą duszę, i życie staje się piękniejsze bo PIT. A jego maniery i zaniepokojenie o własną cnotę, ją prześwietne. I ja chcę oznajmić iż Pit jako koci ojciec/wujek chrzestny na pewno się sprawdzi, a i z roweru górskiego Audrey będzie zadowolona. ^^
#3. Piekło zamarzło. Kruszyna i 'good humor'. Staropolski w jego wersji- ZACNY! Poproszę częściej. A Lilo to Lilo, zobaczymy jak jej sesyjka pójdzie. A i jak będę starsza (dużo) to poproszę taką córeczkę jak Jagódka, tuż to dziecię, jest tak urocze, inteligentne, wygadane jak mało które. Oj ona jeszcze namiesza. Jak hodowla iguan z Kruszyną. Mistrzostwo.
#4. Trzej muszkieterowie- Kłosiki, Wronki i Odetty (ksywkę jej trzeba znaleźć)! Dobrze że się 'odnaleźli', oni może troszkę 'rozerwą' Odettę bo ona taka wolna duszyczka tułała się z Jagodą, a ona teraz za managera robi to Odetta sama by została. A tak to ma tych dwóch 'świrusów' i mam takie nieodparte wrażenie że wszystkim to na dobrze wyjdzie. Takie tam moje pozytywne myślenie.
No to chyba koniec mojego wywodu. :D Cieszysz się Dziobaku?
Teraz się żegnam (dygam- nieudolnie, ale jednak) życzę udanego tygodnia, pozdrawiam, całuję. szczyrbu <3
łaaaał, wypunktowany komentarz, wstęp, rozwinięcie, zakończenie - pełna profeska. zawstydzasz mnie ; D
Usuńcieszę się, jaram się, kocham długie komentarze. Wybaczam tobie, pozdrawiam Ździcha.
i wgl : Wciąż cię kocham, debilu <3
A ja ciebie też <3 ;P
UsuńAAAAAAAAAAAAAAAA !!!! Jak ja się cieszę, że trafiłam na tego bloga ! Bardzo się cieszę ! Ale chyba wszyscy się cieszą trafiając na tego bloga, bo jest cudowny, świetny i niewyobrażalnie ... cudowny ?
OdpowiedzUsuńOczywiście zaczęłam od początku. I nie mogę się nadziwić z jaką prostotą przychodzisz z żartu do smutku, ironii, miłości i czarnego humoru. Uwielbiam wszystkich bohaterów opowiadania oprócz ojca Nadii, Krychy, Klaudii i Cysii(czy jak jej tam). To chorzy ludzie po prostu.
Piotrek w stanie uniesienia jest boski. A moment, w którym Hania się do niego odezwała... Cieszyłam się razem z nim.
Mam nadzieję, że między Liloo a Kubiakiem coś będzie.
Nadia + Kosok , uwielbiam tą parkę, choć bardziej Pita i Hankę. :D
To fajnie, że chłopcy znaleźli Odettę i chcą być z nią Trzema Muszkieterami xD
Gdzie jest Krzysiu? Gdzieś zaginął w akcji xd
To jest świetne opowiadanie ! ;)
czekam na więcej xD
Pozdrawiam !
jak ja lubię komentarze zaczynające się od "jak ja się cieszę..." ♥
UsuńŚwietne to ♥
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://bvbstorymarzeniasiespelniaja.blogspot.com/2013/09/swieta.html :*
skarbeczku, od reklamowania się jest spam ♥
Usuń