sobota, 11 stycznia 2014

dwadzieścia siedem - where is the love? Or Andrzej?


Po meczu
Wtorek

- Okej, dwumecz z Serbią wybitny nie był, zgadzam się, ale to nie oznacza jeszcze, że nasza drużyna jest zła.
Krzysztof Ignaczak stał wyprostowany sztywno i ponurym wzrokiem witał wszechświat objaśniając właśnie… samemu sobie, bo stał przed lustrem, że gra w porządnej reprezentacji. Tak, panie i panowie – to właśnie to, o czym teraz myślicie. Oszalał chłopak, zwariował, coś mu do głosy strzeliło, coś destrukcyjnego jego umysłowi się stało, coś działać przestało… Tak, że teraz nie było jednego Krzysia, a dwa – tylko, że w jednym ciele.
Zazwyczaj się dogadywali, ale bywały momenty w ich skomplikowanym związku, kiedy jeden z drugim nie potrafili przebywać w tym samym pokoju, co było dość kłopotliwe, zważywszy, że dzielili głowę…
- Krzysiu?
Głowa Piotrusia w zielonej czapeczce z czerwonym piórkiem pojawiła się w drzwiach, a chwilę później dołączyła do niej reszta ciała.
Krzyś jednak nawet nie spojrzał, bo zbyt był zajęty upominaniem chłodnym i groźnym spojrzeniem swego odbicia.
- Krzysiu? – spróbował Piotrek jeszcze raz, ale ponownie nie doczekał się reakcji – Krzyyyyyyyyś, ja cię proszę – położył się biedaczyna na dywanie i zaczął czołgać w stronę libero jak dziki wąż, który dopiero przed chwilą pojawił się na świecie, a już knuje ponuro i tylko szuka Ewy, co by ją jabłkiem skusić i ludzkość w ten sposób zniszczyć. Dziękujemy ci, wężu! – Krzyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyysieńku!
Chyba Krzyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyysieniek był Ewą.
- Pójdziesz z nami zbierać jagody? – zapytał Piotruś z podłogi, wijąc się i rzucając odwłokiem na wszystkie strony, że aż podłoga trzeszczała.
Dzikie trzaski zwabiły jak zwykle amatora bycia wszędzie czyli Karola. Tym razem – co było straszne – bez Andrzeja. I Odetty, bo z nią przecież obaj musieli się rozstać.
Okej, dla Odetty mamy uzasadnione wytłumaczenie – była kobietą, AA się wkurzył, musiała wyjść; przynajmniej na chwilę.
… ale gdzie jest Andrzej?!
- Kogo chcesz zbierać? – ha, Karollo, jak ty zgrabnie unikasz tematu!
Nowakowski spojrzał na niego z góry, ale z dołu, bo wciąż z podłogi:
- Nie „kogo” – poprawił – Ale „co”. Na jagody chcę iść.
- Jagoda to już tu jedna była i… - zauważył Ignaczak, ale przerwał, bo jego brat bliźniak też zaczął mówić, więc chciał go wysłuchać. Niestety, on wtedy też zamilknął. A gdy Krzyś próbował się odezwać, brat wcinał mu się w zdanie. I tak w kółko, w kółko i w kółko. Błędne kółko.
- A, była – zgodził się Piotrek i przewrócił się z brzuszka na plecki, jak padalec, a nie zaskroniec – Ale jej nie mogłem zjeść – stwierdził bardzo roztropnie i inteligentnie oraz dodatkowo wykazał się pewną posiadaną kulturą, bo zadeklarował, że nie jest kanibalem. Brawo, Piter!
- Po co ci jagody? – Karol opadł na łózko, bo nie był wężem z raju, ale leniwcem z lasu – Przecież dobrze nas karmią.
Piotrek podniósł się i oparł ciężar na łokciach. Zerknął na Karola jak na idiotę i spokojnie mu wytłumaczył:
- Nie znam piosenek o kotletach. Znam tylko o awokado i jagodach. Nie wiem, co to awokado, więc chcę jagody – mina pięciolatka niestety nie podbiła serca pana Kłosa.
- Idziemy na jagody tylko dlatego, że sobie o nich śpiewasz?
- Czyli idziesz ze mną! – ucieszył się Piotrek, zerwał cielsko z podłogi, stanął na dwóch łapach i posłał wszechświatowi taki szeroki uśmiech, że aż Krzyś i jego bliźniak odwrócili się od lustra – Pobiegnę jeszcze po Drzyzgę, może się nam przydać! – wrzasnął uradowany i ruszył do drzwi.
- Jak ma się nam przydać? – zainteresował się Ignaczak.
- Ma na imię Fabian. Będzie odstraszał kleszcze.

Godzinę później

Liloo, Odetta, ten mały diablik – Jagoda i Audrey, którą wypożyczyły od Nadii znajdowały się już nie w Spale, a w domu rodzinnym sióstr Kruk i nie robiły absolutnie nic. Pierwsza spokojnie malowała paznokcie, druga czytała poranną gazetę, spokojnie popijając kawę, trzecia zniknęła z pola widzenia, a kotka spała, bo sen jest dobry.
Och, wait…
- MAAAAAAAAAAAAAAM! – huknęła trzynastolatka tak, że zatrząsnął się komin i trzasnęła drzwiami w sposób, który wprawił ziemię w ruch sprzecznie przyśpieszony i spowodował, że w Egipcie nagle zaszło słońce – Skończyłaaaaaaaaam!
Rudowłosa zawierucha wpadła do pokoju, zniszczyła spokój, dała w twarz ciszy i rozłożyła jakieś tomiszcze papieru na stoliczku do kawy, który ugiął się pod sporym ciężarem.
Liloo zakręciła lakier, Odetta uniosła wzrok, a Audrey dalej spała, bo była kotem i miała wszystko gdzieś. Głęboko gdzieś.
- Co skończyłaś? – zapytała ta z dziewcząt, która mogła mówić. Ta druga zareagowała żywo, kiwając głową.
Mała spojrzała na nie okiem profesjonalnym, jakby stały przed nią dwa obiekty badawcze i kot, którego też wypadałoby zbadać. Albo chociaż sprawdzić jego kryminalną kartotekę.
- Poczyniłam szalenie rozciągnięte w czasie przygotowania, przeszukania i wyszukania w celu odnalezienia złotego środka do pewnej bardzo delikatnej sprawy, którą oznaczyłam w moim spisie spraw bardzo delikatnych numerem 14373228 i trzy jedenaste, a nadałam jej kryptonim: czekolada.
Odetta i Liloo zrobiły wielkie oczy, szukając jakiejkolwiek pomocy ze strony kogokolwiek, a najchętniej przyjęłyby teraz analityka statystycznego, który by im to wytłumaczył.
- Przepraszam, ale o co chodzi?
- Wiem dlaczego twój związek z Michałem jest w stanie względnego spoczynku - przetłumaczyła na chorwacki Jagoda.
Odetta zaczęła się śmiać bezgłośnie, a Liloo tylko zmarszczyła czoło, przewróciła oczami, trzy razy pokręciła głową, podskoczyła i tupnęła.
- Mój związek z Michałem – wytłumaczyła powoli, uważnie zerkając na obie kuzynki i starannie wypowiadając słowa, stawiając akcent na trzecią sylabę od końca – nie istnieje.
Trzynastolatka klasnęła głośno:
- I tutaj właśnie tkwi problem – potarła ręce, przeciągnęła się i złapała Liloo pod ramię. Usadziła ją na fotelu, znikąd wyczarowała tablicę, a na niej rozrysowała wszystko bardzo dokładnie – Byłam w dziale ksiąg zakazanych, skąd wzięłam…
Liloo odkaszlnęła.
- Przepraszam, gdzie?
- W sypialni naszej mamy – Jagoda przewróciła oczami i kontynuowała – Skąd zabrałam wszystkie zapiski wartościowe na temat wzajemnej relacji damsko – męskiej…
- Przepraszam, co?
- No, romanse jej zabrałam! – wkurzyła się dziewczynka – Możesz mi nie przerywać?
Odetta przysiadła na oparciu fotela i posłusznie zamknęła kuzynce usta, splatając dłonie na jej wargach.
- Dzięki – powiedziała do niej siostra, na co baletnica uśmiechnęła się szeroko – Kontynuując, przewertowałam uważnie chyba wszystkie książki Nory Roberts, dorwałam jeszcze jakieś inne bzdurne bzdurności, które zawierały bardzo plastyczne opisy… - tutaj zaczerwieniła się i pośpiesznie zmieniła temat – Nieważne. Istotne jest natomiast to, że wy jesteście stworzeni do tego, żeby być w związku.
Liloo zaczęła mamrotać coś w dłoń Odetty.
- Ale to są naukowe fakty! – broniła się Jagoda – Los tego chce. Fatum tak mówi. Bóg - wskazała na sufit – postawił was na ziemi, żebyście ostatecznie byli razem.
Cóż, skoro Bóg tak przykazał, nie wypada się z nim kłócić.  

Mniej więcej w tym samym czasie

- Miiiiiiiisiek? – Bartman wyłonił się z sąsiedniego pokoju i zastał Michała siedzącego głową w dół na fotelu. W ogóle go to nie zdziwiło. Przysiadł na jego podłokietniku i spojrzał na przyjaciela – Misiek, a ty lubisz tą blondyneczkę, co?
Gadka w stylu jestem–Zbyszek–i–taki–ze–mnie–dziki–podrywacz–że–wiem–wszystko–o–wszystkich wcale już na Michała nie działała. Nic a nic.
- No, lubię – odpowiedział szczerze.
Dobrze, odrobinę jednak działała.
- Wiesz, ile istot ty krzywdzisz tym stwierdzeniem?
Kubiak po chwili otworzył jedno oko, potem dołączyło do niego drugie. Potem brwi się zmarszczyły, a kąciki ust uśmiechnęły ironicznie.
- Nie wiem, o co ci chodzi.
Zbyszek bardzo spokojnie pokiwał głową i cierpliwie to tłuczkowi wytłumaczył:
- Dziewięć na dziesięć kobiet, kibicujących Jastrzębskiemu, kocha cię. Ta jedna na dziesięć jest po sześćdziesiątce albo jest lesbijką.
Michał skrzywił się nieznacznie.
- Moja babcia nie byłaby zadowolona, że wkładasz ją do jednego worka z mniejszościami seksualnymi.
- Michał! – Zbigniew pogroził mu palcem – Ty mi się tutaj nie wykręcaj głupotami i nie zmieniaj tematu.
- Kiedy ja…
- Nie, Michał, musisz coś zrobić z tą blondyneczką.
- Ale ja…
- A mówiąc „coś”, mam na myśli wiele.
- Ja naprawdę nie…
- Kochasz ją?

Kilka godzin później

- Po co Spale tyle lasów?
Piotrek, Karol, Fabian, Krzysiek oraz dodatkowo Paweł Zatorski, bo akurat się nawinął; oraz dodatkowo ponownie Łukasz Żygadło, bo akurat miał czas; przedzierali się dzielnie przez nieokiełznaną puszczę drzew iglastych – mocno kujących i podrażniających naskórek. Szukali jagód, grzybów, zmiłowania boskiego, właściwie czegokolwiek, co mogliby z dumą wnieść do ośrodka i odpowiedzieć na pytanie:
- Skąd to macie?
- Z lasu.
- Spała ma lasy, bo Piła ma tango – wydedukował ktoś odkrywczo.
Przepraszam… WHAT?!
Karol był jakiś taki markotny. Ciekawe dlaczego, skoro zaczął dzień od bardzo dobrego śniadania, a teraz mógł beztrosko przechadzać się po lesie? Beztrosko – bo Fabian vel Tarcza Drzyzga ochraniał ich plecy przed złymi czarnymi robaczkami, które roznosiły zabójcze choroby i inne takie.
- Piter, jak leci ta twoja piosenka?
- O awokado? – rozpromienił się Nowakowski.
- O jagodach…
- Acha, no tak! – biedny Piotrek, chyba był przekonany, że szukają jednak tego… czym właściwie jest awokado? Kto to w ogóle wymyślił?
- No, śpiewaj! – jęknął tłum iglastych drzew.
Takiej publice Pit nie mógł odmówić:
- A kiedy dzień nadchodzi…! – wrzasnął, a chór ptaków powtórzył jak echo:
- Dzień nadchodzi!
- Idziemy na jagody…! – dodał Piotruś.
- Na jagody!
- A nasze czarne serca…!
- Czarne serca!
- Biją nam radośnie, bum tralala…. coś tam – zakończył zamaszystym ukłonem i o mało co nie wpadł do jakiejś mysiej nory.
Kłos zatrzymał się i zaczął bić brawo z bardzo sceptyczną miną.
- Łał, ruszyliśmy na leśne poszukiwania, bo znasz czterowersową piosenkę, która nie ma sensu. Super.
- O, wypraszam sobie… - zaczął Nowakowski, chcąc się samemu obronić, bo przecież u Fabiana vel Tarczy nie wykupiono taryfy międzyludzkiej.
Przerwał mu Paweł Zatorski, bo przypomniał sobie właśnie wierszyk i po prostu musiał się tym podzielić z przyjaciółmi:
- O! – wrzasnął – Wypraszam sobie! Jak to: ja nic nie robię? A kto siedzi na tapczanie? A kto zjadł drugie śniadanie? A kto dzisiaj pluł i łapał? A kto się w głowę podrapał? A kto nie chciał się strzyc? To wszystko nazywa się nic? – zakończył z prawdziwą dumą na twarzy, którą jednak szybko zmył dzisiaj Karol – Marzyciel Niszczeń. To jest… ekhm… Niszczyciel Marzeń:
- To szło chyba jakoś inaczej.
Paweł zasmucił się tak bardzo, że wywinął porządnego orła, zahaczając piętą o pośladek. W dwie sekundy znalazł się na ziemi, a plusem tego wydarzenia było to, iż wylądował twarzą w jagodach.

Trzy dni później
Piątek
                                                 
As long as I know how to love, I know I’ll stay alive – napisała Odetta na karteczce i wyręczyła ją swojej kochanej kuzynce, która była taka kochana, gdy udawała, że wcale nie jest zakochana. No, doprawdy – rozkoszna!
Liloo wzięła ja niechętnie w dłonie, odczytała, a potem bardzo nieładnie popatrzyła na niemówiącą.
- Przezabawne – stwierdziła zupełnie bez cienia radości – cytowanie starych piosenek rzeczywiście pomoże mi rozwiązać mój wewnętrzny problem, który materialnie jest strasznie irytującym gburem z manią wielkości i zarostem.
Odetta tylko wzruszyła ramionami, a Liloo panikowała dalej:
- Ja już po prostu nie wiem, co się dzieje z moim głupiutkim, puściutkim móżdżkiem, skoro on się chce wiązać z kimś, kto materiałem na partnera zupełnie nie jest. Wspólnika w zbrodni – tak. Pomocnika w napadzie na bank – ależ oczywiście. Ale on nie nadaje się na mojego… Ugh - zatrzymała się nagle i objęła drobnymi dłońmi swą szyję – To nawet przez gardło nie chce mi się przedostać.
Odetta przyszła z pomocą i napisała to słowo na karteczce.
- Chłopak – jej kuzynka wzdrygnęła się – Brr. To nie brzmi w ogóle poważnie.

W tym samym czasie 

Czarna rozpacz bardzo lubiła wkradać się w ludzkie umysły ukradkiem, niszczyć je, a potem pozostawać tam w świeżo ubitych gniazdkach i rodzić inne nieszczęścia. Tak, zaskakiwała człowieka, a kiedy już opanowała całą jego podświadomość, za nic nie chciała puścić i ciągnęła uparcie na dno, bo lubiła nurkować i miała lęk wysokości.
Zagościła ostatnio u pewnej nastoletniej dziewczyny. Było jej tam bardzo wygodnie – pusto, bo co taka małolata może mieć w głowie?- cieplutko, bo od nadmiaru myślenia mózg jej się gotował – i bardzo kolorowo. Wiecie już o kim mowa?
Tak, to biedna Jana nie spełniła swoich marzeń. Była na meczu? Była. Dorwała się do siatkarzy? Nie. Dlaczego? Ochrona ją wyprowadziła, gdy zaczęła przeskakiwać przez barierki podczas meczu.
Hmm, sama była sobie winna. Przecież to zrozumiałe: uwielbienie to uwielbienie, ale co z kulturą? Co z własnym poczuciem godności? Co z umiejętnością opanowania emocji? Jak żyć?!
- No właśnie, Oli. Jak żyć?!
- I słońce usta sennych promykiem poranka draźni, jak dziewczę kłosem budzące kochanka. Adam Mickiewicz – odpowiedział nam dzieciak. Zaiste, piękne to było.
A sens? 
Znów wyszedł?
Eh, co za niefart…




dzisiejszy odcinek sponsorowany jest przez Stana Borysa, który chmurami ogrzeje mnie i uniesie aż do gwiazd.

zakładka - WYSTĘPUJĄ - została zaktualizowana, bo społeczeństwo krzyczy, że jest tam tłok. Dlatego wyrzuciłam trzy czwarte i zostawiłam tylko siatkarzy. Klient nasz pan.

powołałam do życia stronę ŚWIETLIKOWAWIOSKA dla zainteresowanych inną moją twórczością. Wciąż jest w budowie, ale zachęcam was do obserwowania właśnie jej, jeżeli ktoś czyta więcej niż jedno moje opowiadanie - tam właśnie będą pojawiać się posty, gdy tylko będzie coś nowego, a także wiele, wiele więcej, e.g. jakieś miniatury, które wyjdą w praniu. Mam nadzieję, że pozytywnie zaakceptujecie ten projekt.

Życzę słodkich snów,
Świetlik.


P.S.
Piter, to jest awokado:


5 komentarzy:

  1. Masakra jak ja to lubie :) Te wszystkie logiczne i nielogiczne zdania ;) Często się w tym wszystkim gubię, ale co tam. A z tym gubieniem to przypomniałam sobie, że nie widziałam dzisiaj Andrzeja ... gdzie jest Endrju?

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny jest twój blog;szczegónie dialogi:) czekam na następny;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze, to myślałam, że awokado wygląda inaczej. O.o
    No cóż, głupia ja.
    Piter (nie) chciał zjeść Jagody. Miśka i Liloo złączył Bóg. Andrzej się zgubił. Odetta się śmieje, bezgłośnie co prawda ale jednak. Piękny misz masz. xD

    'dziewczę kłosem budzące kochanka' ? O.o Mickiewiczu co ćpałeś?

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy pojawi sie nastepny? Czekamy:)

    OdpowiedzUsuń