- Kapusta z grzybami?
Jest. Kapusta z fasolami? Jest. Kapusta kiszona? – zapytał czołowy kucharz
spalskiej wigilii przestrzeń, a ta, trzymając w swych szponach Fabiana Drzyzgę,
odpowiedziała mu jego głosem:
- Będzie.
- Jak to? –
zmarszczył brwi Karol, rozglądając się dookoła i z nerwów mnąc w dłoniach kucharski
fartuch – Jak to „będzie”?
- No, będzie –
wzruszył ramionami Fabian.
- Albowiem gdyż?
- Albowiem gdyż
jeszcze się kisi.
- Och – westchnął
Kłos zirytowany – Oczywiście. Jak chcesz coś zrobić porządnie, musisz to robić
sam – mruknął do siebie, a potem dodał nieco głośniej, wbijając nieposkromiony
wzrok w młodego Drzyzgę: - Fabio, kochanie, kiedy ja ci ją kazałem zacząć
kisić?
Fabio, kochanie,
zastanowił się przez chwilę. Podrapał się po brodzie, językiem przebiegł po
zębach, umysł wytężył.
- Będzie z tydzień
temu – odrzekł, zadowolony z własnej błyskotliwości.
- Właśnie – Karol
bardzo próbował się opanować, ale jakoś mu nie wychodziło. Trząsł się, zaciskał
dłonie w pięści i purpurowiał w dziwnych miejscach na ciele – A ty kiedy się do
tego zabrałeś?!
- No… właśnie teraz.
- FABIO!
Huk barytonu Karola
sprawił, że w salonie zatrzęsły się włókna czerwonego dywanu, a to nerwowe
drganie rozbudziło nasz ulubiony stojak.
- Co? Jak to? Gdzie
jestem? – Magneto był taki rozkoszny, kiedy nie ogarniał albo gdy próbował
udawać, że ogarnia.
Nikt nie odpowiedział
mu sensownie, co wcale nie oznacza, że w ogóle nikt się nie odezwał. Przecież
na podłodze leżała właśnie Edyta i oglądała jakieś dziwne filmy.
- NIE! – wrzasnęła
dla odmiany falsetem, gdy pojawiły się napisy końcowe – FRODO, NIE! Jak mogłeś
wpakować w to SAMA?! Boże, przekochany!, jak to się mogło stać?! Przecież wy
nie możecie iść razem… nie możecie iść razem do Mordoru! Nie możecie! Po prostu
nie możecie mi tego zrobić! – i zamaszyście uderzyła głową w podłogę. Auć.
Marcin przechylił
głowę na prawo. Później przechylił głowę na lewo. Potem w tył, ostatecznie zdecydował
się na przechylenie w przód. Zerknął prawym okiem, lewym - ale nie Robertem - w
głąb duszy też zerknął, aż w końcu zdecydował się odezwać:
- Frodo nie umrze –
powiedział, ale Edyta nie przyjęła tego zbyt dobrze.
- NIE SPOJLERUJ! –
wrzasnęła i rzuciła w niego gwiazdką shuriken.
Skąd ona miała taki
sprzęt?
Chromowana cyną
gwiazdeczka z czarnym, śmiercionośnym połyskiem, błysnęła Możdżonkowi tuż koło
nosa, śmignęła przy uchu i wbiła się w ścianę, przedzierając się przez nią na
wylot. W sąsiednim pokoju, odrywając się od ohydnej tapety w kolorze bakłażana,
przemknęła przez zawzięte powietrze, przycięła włosy Piotrkowi Nowakowskiemu i
wpadła w trans. Naprawdę. Zaczęła tańczyć brzuchem do hinduskiej muzyki, której
za głośno słuchał sobie Paweł Zatorski.
Kiszona kapusta,
Władca Pierścieni, hinduska muzyka i gwiazdki shuriken – nie ma to jak typowe,
polskie święta.
Cały ten ambaras,
chaos, cokolwiektobyło, umknęło niestety uwadze trzech… trzem… trojga… No, trzy
grupki człowieczeństwa tego nie zauważył:
Jeden – Łukasz i
Krzyś, bo siedzieli w kominie.
Dwa – Andrzej i strój
Mikołaja, bo próbowali współgrać.
Trzy – Michał i
Liloo, bo oni akurat mieli teraz nieco inne problemy…
- Kubiak… Michał…
Michaś… Misieńku… - jąkała się dziewczyna. Jej serce na przemian rozgrzewało się,
zamierało i robiło się lodowato zimne. W końcu przeciwstawiła się własnemu rozumowi
i stanowczo oznajmiła: - Kubiak, to nie ma…
STOP.
NIE.
LILOO, PRZESTAŃ,
ZANIM ZROBISZ COŚ GŁUPIEGO!
Dziewczyno, sądzę, że
trzeba ci coś wytłumaczyć. A nikt nie nadaje się do tłumaczenia bardziej niż
Paweł the Guma chyba-go-jeszcze-tutaj-nie-było Zagumny, Yoda – the Master oraz
Nadia – the nie-wiem-dlaczego-tu-jestem-ale-okej Jelc. Enjoy.
Liloo została siłą
wyciągnięta na zaplecze całej tej świątecznej szopki, całej tej Spały, ba,
całej „Naturalnej…”, przywiązano ją do krzesła, a czas się na moment zatrzymał.
Paweł Zagumny ubrany w czapkę pilotkę, wojskową kurtkę, opaskę japońskiego
mistrza sztuk walki i glany stał na wprost jej krzesła, krzyżując ramiona na
piersiach i patrząc na przerażoną dziewczynkę z góry. Po jego prawej lewitował
mistrz Yoda, mnąc w dłoniach magiczną laskę, którą chyba przypadkiem pożyczył
od Gandalfa, bo zdecydowanie była za duża jak na jego metr wzrostu. Po lewej od
Pawła stała w wysokich butach na koturnie Nadia, przebrana za Cat Woman, żeby
dopełnić całości zajebistości w jednym pomieszczeniu. O, tak.
Wyglądało na to, że
to właśnie Guma był ich bossem, co Liloo sprytnie wydedukowała z faktu, że a –
stał z przodu; b – miał glany; c – odezwał się jako pierwszy:
- Bydziesz ty mojo cy
ni? – zapiał wesoło – Hej! – dodał góralsko.
Łuuups, sorry, nie ta
płyta.
Tak naprawdę Paweł
Zagumny odchrząknął bardzo męsko i zupełnie nie-góralsko, zbliżył się do Liloo,
spojrzał jej głęboko w oczy i zapytał retorycznie:
- Dziewczyno, wiesz,
po co są święta?
Liloo bardzo dobrze
wiedziała, czym pytanie retoryczne jest, więc nie odpowiedziała. Mistrz Yoda,
niestety, nie znał magiczności polskiego języka:
- Czas dawanie to
święta jest. Może każdy gdzie miłość dostać. Dawać trzeba miłość, serce mieć i
kierować się nim.
Nadia pstryknęła
palcami.
- Dokładnie tak –
potwierdziła.
Paweł spojrzał
uważnie to na współtowarzyszkę, to na współtowarzysza, a potem rozwiązał biedną
Liloo, złapał ją za dłonie i kucnął przed nią, żeby znaleźć się mniej–więcej na
jej wysokości.
- Są święta –
uświadomił jej – Weź to pod uwagę i proszę, nie rób nic głupiego, co mogłoby je
zniszczyć nam wszystkim…
Trzy przerażone
spojrzenia zwróciły się z mentalną prośbą do zakłopotanej, nie wiedzącej o co
chodzi, dziewczyny. Nastała długa chwila pełna napiętego milczenia, podczas
której Piotrek spokojnie mógłby odśpiewać siedemdziesięciodwuzwrotkową wersję
popularnej kolędy Do Szopy, Hej, Pasterze!
Puk. Puk. Puk.
Paweł zmarszczył
brwi.
Puk. Puk. Puk.
Paweł zamrugał.
Puk. Puk. Puk.
Paweł zazgrzytał
zębami.
- Czy ktoś może
wreszcie otworzyć te drzwi?! – zdenerwował się.
Jako, że Yoda nie
kwapił się, by chociaż drgnąć, do drzwi ruszyła Nadia. Przesunęła wszystkie sto
siedemdziesiąt cztery zasuwy szybciej, niż tabaka poszła w las. Soł bjutiful.
- Słucham? –
wychyliła głowę na zewnątrz.
- HO HO HO! – ryknął
Andrzej, torując sobie drogę do środka sztucznym, miejmy nadzieję, brzuchem –
czy ktoś tutaj był dzisiaj grzeczny?
Zrobił równo trzy
kroki, nim Kobieta Kot zdążyła wyrzucić go za drzwi.
- Wybacz, Andrzej,
nie teraz.
Tymczasem w kuchni
-
Płaaaaaahahahahahahahaahaaaaaaa – jęczał zapamiętale Karol, wylewając łzy nad
kawałkiem marchewki, który zmuszony był ciosać nożem –
Łaahahahahahahahahahahahhaa, jak mi źle! – zawodził, lamentował, jęczał, ryczał,
wrzeszczał – Uhhhuhuhuhuhuhuhuhuhu, to takie straszne!
Fabian, który
pojawiał się i znikał, udając, że niby w kuchni pomaga, ale nie robiąc za
wiele, właśnie zatrzymał się w drzwiach z wielkim garnkiem wywaru rybnego w
dłoniach. Uniósł brew i dokładniej przyjrzał się kucharzowi.
- Coś się stało? –
zapytał, ale Kłos tylko donośniej zaszlochał – chcesz o tym porozmawiać?
- Ja… ja… -
wymamrotał Karol, stukając rytmicznie nożem o deseczkę i tnąc zapamiętale marchew
– Ja… ja… - zajęczał – Ja czasem sobie płaczę, gdy kroję marchewkę, wiesz? Żeby
cebula nie czuła się brzydka czy coś.
- Acha, racja –
przytaknął mu młody Drzyzga – No to spoko.
Ale mimo wszystko
Fabian nie czuł się już w kuchni równie komfortowo, co przed chwilą. Postanowił
więc sprawdzić, jak idą przygotowania świątecznego stołu.
W tym samym czasie
- Uspokójcie się –
poleciła Zagumnemu, mistrzowi i Nadii Liloo, podnosząc się do pozycji właściwej
– Ja wcale nie mam zamiaru psuć tych świąt Michałowi. Zresztą, sami zobaczycie
– i powróciła na stronice tej opowieści, na owy ganek, do Kubiaka. A czas znów
ruszył.
Kilka godzin później
- Ho ho ho! –
zagrzmiał ponownie Andrzej w tym swoim wielkim, sztucznym brzuchu kobiety ciężarnej,
przyodziany w czerwono – białe ubranko i czarny pas bynajmniej nie karate.
Na ten znak wszyscy
jak jeden mąż zasiedli przy wigilijnym stole. No, prawie wszyscy…
- Za następną zaspą skręć
w lewo – podpowiedziała uprzejmie nawigacja GPS.
- Ja ci kurwa dam w
lewo. Już widzę, jak zajebiście przedostaję się przez te zaspy. Żebyś tylko tym
razem miała rację, laluniu – odgrażał się – bo inaczej odłączę ci zasilanie,
kopniakiem podziękuję za współpracę i opchnę za 6 złoty jakiemuś biedaczynie na
allegro.
- Teraz skręć w lewo.
- No, dziecino, masz
szczęście. Mam nadzieję, że ta leśniczówka jest ich, bo inaczej… Sam nie wiem.
Ale to nie będzie ani trochę przyjemne, laluniu.
- Jemy? – zapiszczała
Odetcie na ucho Jagoda, patrząc płonącym wzrokiem na bogato zastawiony stół.
Nie ma co, Karol Kłos się postarał. Zobaczymy tylko czy aby nie planuje kogoś otruć.
U szczytu stołu
zasiadła kamera, bo przecież ktoś musiał uwieczniać ten wspaniały moment. Po
jej obu stronach zasiedli Krzysiek i Łukasz, czarni od sadzy, bo nie zdążyli się
wykąpać po wydostaniu z komina. Obok Krzysia cichutko nucił sobie kolędę
Piotrek, opierając ramię na swojej pięknie wyszykowanej partnerce, Haneczce,
która akurat plotkowała gorąco z Nadią, wciąż w stroju Kobiety Kot. Czarno –
lateksowy wizerunek panny Jelc najwyraźniej w ogóle nie przeszkadzał kochanemu
Grzesiowi, który po prostu pożerał ją wzrokiem. Dalej siedział Guma, Yoda,
Grzesiek Bociek, Paweł Zatorski, Fabio, Zbyś z dziewczyną, ogólnie wszyscy.
Tylko cztery osoby nie zasiadły jeszcze przy tym wytrwanym, kanciastym,
okrągłym stole – jedna nie mogła, bo trzymała choinkę, druga była jeszcze w
drodze, a trzecia i czwarta obściskiwały się na ganku.
Lodowate powietrze w
zetknięciu z ich gorącą skórą zmieniało się w parę. Wtuleni w siebie na tyle
blisko, że starczyła im jedna kurtka, szczelnie zasłonięci przed światem nocą,
wymieniali swoje płyny ustrojowe w romantycznym i namiętnym geście
spopularyzowanym w Europie na przełomie wieków XVIII i XIX, czyli po prostu całowali
się.
- Misiek – Liloo
jakoś zdołała się na chwilę od niego oderwać, tylko po to, żeby słabo zaprotestować
– chyba już wystarczy. Powinniśmy zaczynać wigilię.
- Liloo – jęczał Misiek,
przyciskając ją bardziej do siebie. Jezu, jaka ona była drobniutka w jego
wielkich łapskach. Jaka była słodka, jak uwodzicielsko pachniała. Jak on długo czekał,
by móc bezkarnie dotykać całego jej ciała – Liloo – złożył delikatny pocałunek
na wrażliwej skórze jej szyi – Liloo – jęknął, gdy dziewczyna wyszarpała jego
koszulkę ze spodni i zimną dłonią dotknęła nagiej skóry na brzuchu.
- Och, słodziaki,
wreszcie się dogadaliście.
Obcy głos z ciemności
otrzeźwił ich dużo lepiej, niż zrobiłby to lodowaty prysznic na środku bieguna
północnego w towarzystwie taty-pingwina. Liloo i Michał odskoczyli od siebie,
jakby ktoś wbił między nich stalowego klina.
- Nie, nie krępujcie
się! – postać powoli wyłaniała się z mroku. Pierwsze dało się zauważyć jej
szeroki uśmiech, bo zdawał się pochłaniać światło gwiazd i emanować swoim
własnym blaskiem. Potem na prowadzenie zdecydowanie wysuwały się włosy i ich niesforne
kosmyki, kręcące się dookoła głowy i nadające biedaczkowi wygląd baranka. A
potem był już cały on, siatkarsko wysoki i zadowolony z życia. Alek Atanasjević.
- Tak się cieszę, że
was widzę! – ucieszył się, rzucił ciałem w przód i uściskał zakochaną parę. Oczywiście,
jakoś nikt nie zwrócił uwagi na jego idealny język polski, ale co tam – przecież
zwierzęta przemawiają przez święta, dlaczego Alek miałby więc nie umieć języka?
Ach, cóż to był za cudowny
moment. Co to był za cudowny czas. Śnieg, wigilia, rodzina, przyjaciele, miłość,
gość, którego wszyscy oczekują, prezenty, Mikołaj. Taki cudowny, magiczny czas.
Zimowe cuda. Pełnia świąt. Magia Bożego Narodzenia.
Szkoda tylko, że
wszystko to było snem...
Ale czyim?
pisane na kolanie do PiH & Tylera Warda, przepraszam za błędy.
chłopcy chcieli Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia . <3
❤ trochę się pośmiałam w tej jakże wiosenny poranek drugiego dnia świąt :) świetnie!
OdpowiedzUsuńNo nie żartuj sobie nawet, że to był tylko sen! Już naprawdę myślałam (pewnie każdy tak sądził), że Liloo i Kubiak nareszcie są razem. Już się cieszyłam, że wreszcie Michał odważył się pogadać z Liloo, a tu na koniec, że to sen.... :(
OdpowiedzUsuńniestety, to nie żart . ale spokojnie, niektóre się sprawdzają, prawda ? :)
UsuńŁooo dotarłam dopiero dzisiaj... to była długa podróż. Ten blog jest zajebistością roku normalnie ;) Paweł Zagumny robi taką furorę, że szok! Ale skoro wigilia tak wygladala, nawet ta wyśniona tylko i niestety to ja się boję jaki będzie sylwester ;D No i szkoda, że Misiek z Liloo nie pogadali ze sobą na serio...
OdpowiedzUsuńdziękuję i przepraszam, że to wszystko było snem, ale właśnie tak musiało byc <3
Usuńto jest wspaniałe,genialne,cudowne:) czekam na następny z niecierpliwością:] pozdrawiam
OdpowiedzUsuńświetliku kochany czekamy no nowość:*
OdpowiedzUsuń