wtorek, 24 grudnia 2013

dwadzieścia sześć - wigilijna księżniczka


- Kapusta z grzybami? Jest. Kapusta z fasolami? Jest. Kapusta kiszona? – zapytał czołowy kucharz spalskiej wigilii przestrzeń, a ta, trzymając w swych szponach Fabiana Drzyzgę, odpowiedziała mu jego głosem:
- Będzie.
- Jak to? – zmarszczył brwi Karol, rozglądając się dookoła i z nerwów mnąc w dłoniach kucharski fartuch – Jak to „będzie”?
- No, będzie – wzruszył ramionami Fabian.
- Albowiem gdyż?
- Albowiem gdyż jeszcze się kisi.
- Och – westchnął Kłos zirytowany – Oczywiście. Jak chcesz coś zrobić porządnie, musisz to robić sam – mruknął do siebie, a potem dodał nieco głośniej, wbijając nieposkromiony wzrok w młodego Drzyzgę: - Fabio, kochanie, kiedy ja ci ją kazałem zacząć kisić?
Fabio, kochanie, zastanowił się przez chwilę. Podrapał się po brodzie, językiem przebiegł po zębach, umysł wytężył.
- Będzie z tydzień temu – odrzekł, zadowolony z własnej błyskotliwości.
- Właśnie – Karol bardzo próbował się opanować, ale jakoś mu nie wychodziło. Trząsł się, zaciskał dłonie w pięści i purpurowiał w dziwnych miejscach na ciele – A ty kiedy się do tego zabrałeś?!
- No… właśnie teraz.
- FABIO!
Huk barytonu Karola sprawił, że w salonie zatrzęsły się włókna czerwonego dywanu, a to nerwowe drganie rozbudziło nasz ulubiony stojak.
- Co? Jak to? Gdzie jestem? – Magneto był taki rozkoszny, kiedy nie ogarniał albo gdy próbował udawać, że ogarnia.
Nikt nie odpowiedział mu sensownie, co wcale nie oznacza, że w ogóle nikt się nie odezwał. Przecież na podłodze leżała właśnie Edyta i oglądała jakieś dziwne filmy.
- NIE! – wrzasnęła dla odmiany falsetem, gdy pojawiły się napisy końcowe – FRODO, NIE! Jak mogłeś wpakować w to SAMA?! Boże, przekochany!, jak to się mogło stać?! Przecież wy nie możecie iść razem… nie możecie iść razem do Mordoru! Nie możecie! Po prostu nie możecie mi tego zrobić! – i zamaszyście uderzyła głową w podłogę. Auć.
Marcin przechylił głowę na prawo. Później przechylił głowę na lewo. Potem w tył, ostatecznie zdecydował się na przechylenie w przód. Zerknął prawym okiem, lewym - ale nie Robertem - w głąb duszy też zerknął, aż w końcu zdecydował się odezwać:
- Frodo nie umrze – powiedział, ale Edyta nie przyjęła tego zbyt dobrze.
- NIE SPOJLERUJ! – wrzasnęła i rzuciła w niego gwiazdką shuriken.
Skąd ona miała taki sprzęt?
Chromowana cyną gwiazdeczka z czarnym, śmiercionośnym połyskiem, błysnęła Możdżonkowi tuż koło nosa, śmignęła przy uchu i wbiła się w ścianę, przedzierając się przez nią na wylot. W sąsiednim pokoju, odrywając się od ohydnej tapety w kolorze bakłażana, przemknęła przez zawzięte powietrze, przycięła włosy Piotrkowi Nowakowskiemu i wpadła w trans. Naprawdę. Zaczęła tańczyć brzuchem do hinduskiej muzyki, której za głośno słuchał sobie Paweł Zatorski.
Kiszona kapusta, Władca Pierścieni, hinduska muzyka i gwiazdki shuriken – nie ma to jak typowe, polskie święta.
Cały ten ambaras, chaos, cokolwiektobyło, umknęło niestety uwadze trzech… trzem… trojga… No, trzy grupki człowieczeństwa tego nie zauważył:
Jeden – Łukasz i Krzyś, bo siedzieli w kominie.
Dwa – Andrzej i strój Mikołaja, bo próbowali współgrać.
Trzy – Michał i Liloo, bo oni akurat mieli teraz nieco inne problemy…
- Kubiak… Michał… Michaś… Misieńku… - jąkała się dziewczyna. Jej serce na przemian rozgrzewało się, zamierało i robiło się lodowato zimne. W końcu przeciwstawiła się własnemu rozumowi i stanowczo oznajmiła: - Kubiak, to nie ma…
STOP.
NIE.
LILOO, PRZESTAŃ, ZANIM ZROBISZ COŚ GŁUPIEGO! 
Dziewczyno, sądzę, że trzeba ci coś wytłumaczyć. A nikt nie nadaje się do tłumaczenia bardziej niż Paweł the Guma chyba-go-jeszcze-tutaj-nie-było Zagumny, Yoda – the Master oraz Nadia – the nie-wiem-dlaczego-tu-jestem-ale-okej Jelc. Enjoy.
Liloo została siłą wyciągnięta na zaplecze całej tej świątecznej szopki, całej tej Spały, ba, całej „Naturalnej…”, przywiązano ją do krzesła, a czas się na moment zatrzymał. Paweł Zagumny ubrany w czapkę pilotkę, wojskową kurtkę, opaskę japońskiego mistrza sztuk walki i glany stał na wprost jej krzesła, krzyżując ramiona na piersiach i patrząc na przerażoną dziewczynkę z góry. Po jego prawej lewitował mistrz Yoda, mnąc w dłoniach magiczną laskę, którą chyba przypadkiem pożyczył od Gandalfa, bo zdecydowanie była za duża jak na jego metr wzrostu. Po lewej od Pawła stała w wysokich butach na koturnie Nadia, przebrana za Cat Woman, żeby dopełnić całości zajebistości w jednym pomieszczeniu. O, tak.
Wyglądało na to, że to właśnie Guma był ich bossem, co Liloo sprytnie wydedukowała z faktu, że a – stał z przodu; b – miał glany; c – odezwał się jako pierwszy:
- Bydziesz ty mojo cy ni? – zapiał wesoło – Hej! – dodał góralsko.
Łuuups, sorry, nie ta płyta.
Tak naprawdę Paweł Zagumny odchrząknął bardzo męsko i zupełnie nie-góralsko, zbliżył się do Liloo, spojrzał jej głęboko w oczy i zapytał retorycznie:
- Dziewczyno, wiesz, po co są święta?
Liloo bardzo dobrze wiedziała, czym pytanie retoryczne jest, więc nie odpowiedziała. Mistrz Yoda, niestety, nie znał magiczności polskiego języka:
- Czas dawanie to święta jest. Może każdy gdzie miłość dostać. Dawać trzeba miłość, serce mieć i kierować się nim.
Nadia pstryknęła palcami.
- Dokładnie tak – potwierdziła.
Paweł spojrzał uważnie to na współtowarzyszkę, to na współtowarzysza, a potem rozwiązał biedną Liloo, złapał ją za dłonie i kucnął przed nią, żeby znaleźć się mniej–więcej na jej wysokości.
- Są święta – uświadomił jej – Weź to pod uwagę i proszę, nie rób nic głupiego, co mogłoby je zniszczyć nam wszystkim…
Trzy przerażone spojrzenia zwróciły się z mentalną prośbą do zakłopotanej, nie wiedzącej o co chodzi, dziewczyny. Nastała długa chwila pełna napiętego milczenia, podczas której Piotrek spokojnie mógłby odśpiewać siedemdziesięciodwuzwrotkową wersję popularnej kolędy Do Szopy, Hej, Pasterze!
Puk. Puk. Puk.
Paweł zmarszczył brwi.
Puk. Puk. Puk.
Paweł zamrugał.
Puk. Puk. Puk.
Paweł zazgrzytał zębami.
- Czy ktoś może wreszcie otworzyć te drzwi?! – zdenerwował się.
Jako, że Yoda nie kwapił się, by chociaż drgnąć, do drzwi ruszyła Nadia. Przesunęła wszystkie sto siedemdziesiąt cztery zasuwy szybciej, niż tabaka poszła w las. Soł bjutiful.
- Słucham? – wychyliła głowę na zewnątrz.
- HO HO HO! – ryknął Andrzej, torując sobie drogę do środka sztucznym, miejmy nadzieję, brzuchem – czy ktoś tutaj był dzisiaj grzeczny?
Zrobił równo trzy kroki, nim Kobieta Kot zdążyła wyrzucić go za drzwi.
- Wybacz, Andrzej, nie teraz.

Tymczasem w kuchni

- Płaaaaaahahahahahahahaahaaaaaaa – jęczał zapamiętale Karol, wylewając łzy nad kawałkiem marchewki, który zmuszony był ciosać nożem – Łaahahahahahahahahahahahhaa, jak mi źle! – zawodził, lamentował, jęczał, ryczał, wrzeszczał – Uhhhuhuhuhuhuhuhuhuhu, to takie straszne!
Fabian, który pojawiał się i znikał, udając, że niby w kuchni pomaga, ale nie robiąc za wiele, właśnie zatrzymał się w drzwiach z wielkim garnkiem wywaru rybnego w dłoniach. Uniósł brew i dokładniej przyjrzał się kucharzowi.
- Coś się stało? – zapytał, ale Kłos tylko donośniej zaszlochał – chcesz o tym porozmawiać?
- Ja… ja… - wymamrotał Karol, stukając rytmicznie nożem o deseczkę i tnąc zapamiętale marchew – Ja… ja… - zajęczał – Ja czasem sobie płaczę, gdy kroję marchewkę, wiesz? Żeby cebula nie czuła się brzydka czy coś.
- Acha, racja – przytaknął mu młody Drzyzga – No to spoko.
Ale mimo wszystko Fabian nie czuł się już w kuchni równie komfortowo, co przed chwilą. Postanowił więc sprawdzić, jak idą przygotowania świątecznego stołu.

W tym samym czasie

- Uspokójcie się – poleciła Zagumnemu, mistrzowi i Nadii Liloo, podnosząc się do pozycji właściwej – Ja wcale nie mam zamiaru psuć tych świąt Michałowi. Zresztą, sami zobaczycie – i powróciła na stronice tej opowieści, na owy ganek, do Kubiaka. A czas znów ruszył.

Kilka godzin później

- Ho ho ho! – zagrzmiał ponownie Andrzej w tym swoim wielkim, sztucznym brzuchu kobiety ciężarnej, przyodziany w czerwono – białe ubranko i czarny pas bynajmniej nie karate.
Na ten znak wszyscy jak jeden mąż zasiedli przy wigilijnym stole. No, prawie wszyscy…
- Za następną zaspą skręć w lewo – podpowiedziała uprzejmie nawigacja GPS.
- Ja ci kurwa dam w lewo. Już widzę, jak zajebiście przedostaję się przez te zaspy. Żebyś tylko tym razem miała rację, laluniu – odgrażał się – bo inaczej odłączę ci zasilanie, kopniakiem podziękuję za współpracę i opchnę za 6 złoty jakiemuś biedaczynie na allegro.
- Teraz skręć w lewo.
- No, dziecino, masz szczęście. Mam nadzieję, że ta leśniczówka jest ich, bo inaczej… Sam nie wiem. Ale to nie będzie ani trochę przyjemne, laluniu.
- Jemy? – zapiszczała Odetcie na ucho Jagoda, patrząc płonącym wzrokiem na bogato zastawiony stół. Nie ma co, Karol Kłos się postarał. Zobaczymy tylko czy aby nie planuje kogoś otruć.
U szczytu stołu zasiadła kamera, bo przecież ktoś musiał uwieczniać ten wspaniały moment. Po jej obu stronach zasiedli Krzysiek i Łukasz, czarni od sadzy, bo nie zdążyli się wykąpać po wydostaniu z komina. Obok Krzysia cichutko nucił sobie kolędę Piotrek, opierając ramię na swojej pięknie wyszykowanej partnerce, Haneczce, która akurat plotkowała gorąco z Nadią, wciąż w stroju Kobiety Kot. Czarno – lateksowy wizerunek panny Jelc najwyraźniej w ogóle nie przeszkadzał kochanemu Grzesiowi, który po prostu pożerał ją wzrokiem. Dalej siedział Guma, Yoda, Grzesiek Bociek, Paweł Zatorski, Fabio, Zbyś z dziewczyną, ogólnie wszyscy. Tylko cztery osoby nie zasiadły jeszcze przy tym wytrwanym, kanciastym, okrągłym stole – jedna nie mogła, bo trzymała choinkę, druga była jeszcze w drodze, a trzecia i czwarta obściskiwały się na ganku.
Lodowate powietrze w zetknięciu z ich gorącą skórą zmieniało się w parę. Wtuleni w siebie na tyle blisko, że starczyła im jedna kurtka, szczelnie zasłonięci przed światem nocą, wymieniali swoje płyny ustrojowe w romantycznym i namiętnym geście spopularyzowanym w Europie na przełomie wieków XVIII i XIX, czyli po prostu całowali się.
- Misiek – Liloo jakoś zdołała się na chwilę od niego oderwać, tylko po to, żeby słabo zaprotestować – chyba już wystarczy. Powinniśmy zaczynać wigilię.
- Liloo – jęczał Misiek, przyciskając ją bardziej do siebie. Jezu, jaka ona była drobniutka w jego wielkich łapskach. Jaka była słodka, jak uwodzicielsko pachniała. Jak on długo czekał, by móc bezkarnie dotykać całego jej ciała – Liloo – złożył delikatny pocałunek na wrażliwej skórze jej szyi – Liloo – jęknął, gdy dziewczyna wyszarpała jego koszulkę ze spodni i zimną dłonią dotknęła nagiej skóry na brzuchu.
- Och, słodziaki, wreszcie się dogadaliście.
Obcy głos z ciemności otrzeźwił ich dużo lepiej, niż zrobiłby to lodowaty prysznic na środku bieguna północnego w towarzystwie taty-pingwina. Liloo i Michał odskoczyli od siebie, jakby ktoś wbił między nich stalowego klina.
- Nie, nie krępujcie się! – postać powoli wyłaniała się z mroku. Pierwsze dało się zauważyć jej szeroki uśmiech, bo zdawał się pochłaniać światło gwiazd i emanować swoim własnym blaskiem. Potem na prowadzenie zdecydowanie wysuwały się włosy i ich niesforne kosmyki, kręcące się dookoła głowy i nadające biedaczkowi wygląd baranka. A potem był już cały on, siatkarsko wysoki i zadowolony z życia. Alek Atanasjević.
- Tak się cieszę, że was widzę! – ucieszył się, rzucił ciałem w przód i uściskał zakochaną parę. Oczywiście, jakoś nikt nie zwrócił uwagi na jego idealny język polski, ale co tam – przecież zwierzęta przemawiają przez święta, dlaczego Alek miałby więc nie umieć języka?
Ach, cóż to był za cudowny moment. Co to był za cudowny czas. Śnieg, wigilia, rodzina, przyjaciele, miłość, gość, którego wszyscy oczekują, prezenty, Mikołaj. Taki cudowny, magiczny czas. Zimowe cuda. Pełnia świąt. Magia Bożego Narodzenia.
Szkoda tylko, że wszystko to było snem...
Ale czyim?  




pisane na kolanie do PiH & Tylera Warda, przepraszam za błędy. 
chłopcy chcieli Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia . <3

7 komentarzy:

  1. ❤ trochę się pośmiałam w tej jakże wiosenny poranek drugiego dnia świąt :) świetnie!

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie żartuj sobie nawet, że to był tylko sen! Już naprawdę myślałam (pewnie każdy tak sądził), że Liloo i Kubiak nareszcie są razem. Już się cieszyłam, że wreszcie Michał odważył się pogadać z Liloo, a tu na koniec, że to sen.... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niestety, to nie żart . ale spokojnie, niektóre się sprawdzają, prawda ? :)

      Usuń
  3. Łooo dotarłam dopiero dzisiaj... to była długa podróż. Ten blog jest zajebistością roku normalnie ;) Paweł Zagumny robi taką furorę, że szok! Ale skoro wigilia tak wygladala, nawet ta wyśniona tylko i niestety to ja się boję jaki będzie sylwester ;D No i szkoda, że Misiek z Liloo nie pogadali ze sobą na serio...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję i przepraszam, że to wszystko było snem, ale właśnie tak musiało byc <3

      Usuń
  4. to jest wspaniałe,genialne,cudowne:) czekam na następny z niecierpliwością:] pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. świetliku kochany czekamy no nowość:*

    OdpowiedzUsuń