Następnego dnia
Poniedziałek
Przed śniadaniem
- Biegasz sobie
bezkarnie w mojej koszulce?
Zatrzymała się na
chwile przy łóżku i posłała mu promienny uśmiech.
- Chciałam zobaczyć
jak to jest – wyjaśniła, nagle spuszczając wzrok. Widział dokładnie najpiękniejsze
elementy jej ciała - niebotycznie, nieprzyzwoicie długie nogi, które jego
sportowa koszulka zakrywała ledwie do połowy uda. Bardzo podobało mu się to, co
widział.
- To było takie małe
marzenie… Założenie dużej, męskiej koszulki po… - zerknęła na niego i zarumieniła
się - … zbliżeniu. W Nowym Jorku nie zostaje się do rana.
Uśmiechnął się i
przesunął na skraj łóżka. W jej stronę.
- To musi być
straszne – złapał ją za dłoń i przyciągnął do siebie.
- Nie wyobrażasz
sobie nawet jak bardzo.
Pocałowali się. Nie
zanosiło się na to, że szybko opuszczą pokój…
Chyba, że ktoś im
przeszkodzi:
- Skowronki! Macie
trzy minuty.
Zamarli oboje. Kosok
zaklął. Nadia za karę uszczypnęła go w pośladek. Ze świstem wypuścił powietrze
i spojrzał na nią ponuro.
- Wiedziałem, że
powrót do Spały jest złym pomysłem. Trzeba było wynająć pokój.
- Pomyślimy o tym następnym razem
– zapewniła go.
Uśmiechnął się drapieżnie.
- Następnym razem… - nie dokończył,
bo przerwał mu tubalny głos Zbyszka.
- Krzysiu, to chyba
były gołąbki – zasugerował przyjacielowi Bartman gdzieś tam za drzwiami, a do
owych „skowronków” zwrócił się: - Wszystko słyszeliśmy!
Nadia czuła, że zaczyna
się czerwienić. Nawet więcej – buraczyć. Wymienili przerażone spojrzenia.
- Mam nadzieję, że on
nie ma kamery – wyszeptali niemal równocześnie.
- Wszystko jedno –
stwierdził Ignaczak zza drzwi, całkowicie gardząc opinią Zibiego - Wiosnę czuje
się w powietrzu!
- Jest lato.
- Acha, no faktycznie…
Ale jednak, mimo wszystko, rośnie miłość wokół nas – westchnął – chyba muszę
zadzwonić do żony.
- Tak, tak, Krzysiu.
Chwilę później…
Zbyszek Bartman
wiedział, że coś jest nie w
porządku, gdy tylko pojawił się w Spale późnym niedzielnym wieczorem. Owo „coś”
dotyczyło oczywiście jego współlokatora, pana Kubiaka, który z jakichś
niewyjaśnionych przyczyn nagle ze stanów skrajno - depresyjnych popadł w stany
eurofyczno – skrajne i depresyjne. A fakt, że przecież spędził on cały weekend
w Spale – miejscu, gdzie raczej niewiele się dzieje – sprawiał, że nic już w
ogóle nie trzymało się kupy. Zupełnie nic.
Jednak przypadek Miśka nie był
jeszcze na tyle poważny, co przypadek Cichego Pita, który nagle poczuł
wewnętrzny głos - jakiś pokrętny zew jego dzikiej natury i zajął się głośnym
rozgłaszaniem wspaniałości miłości. Poważnie. Na pełny etat.
Piotrek właśnie brał sobie
prysznic, przeszczęśliwy oczywiście, bo przecież była taka piękna pogoda, woda
była taka mokra, a powietrze takie powietrzne, że nic – tylko się cieszyć. I
śpiewać, głośno śpiewać! Oj, tak…
Więc podczas tej swojej cudownej
kąpieli, Piotrek zawodził w głos:
- Dzień dobry! Kocham cię!
Co doprowadzało do szału cały
siatkarski korytarz i było na tyle tragicznie spektakularne, że wzbudziło
zainteresowanie nawet kochanego pana Anastasiego.
- What is going on here, boys? –
jego siwa czuprynka pojawiła się nagle w Piotrkowo – Bartkowym pokoju.
- I have no idea, sir – zapewnił
go Kuraś, krzywiąc się, gdy Pit przymierzył się do wyśpiewania wysokiego „c”:
- Już posmaaaaaaarowaaaaaałem
tobą chleb!
Sam dobór repertuaru już kłuł
boleśnie w uszy, a co dopiero wykonanie.
Srebrny Lis wymierzył palcem w
drzwi pokojowej łazienki.
- Do something with that! –
rozkazał Bartkowi, na co ten zaklął sobie po rosyjsku i uderzył otwartą dłonią
w czoło.
W tym samym momencie do pokoju
wmaszerował ubrany już całkowicie i gotowy do życia jak jeszcze nigdy, Grzesiek
Kosok.
- Możecie wyłączyć to…? – mijając
pana trenera, zatrzymał się nagle i urwał, ogarniając w swej psychice całościową
sytuację.
W tym momencie Pit zmienił
repertuar:
- She’s so hiiiiiiiiiiiiigh!
Andrea jęknął i wyszedł, mamrocząc
do siebie coś po włosku, a Grześ spojrzał ze zdziwieniem na drzwi łazienki, a
potem przeniósł owo zdziwione spojrzenie na Bartka.
Nie zdążył jednak nic powiedzieć,
bo nagle zmaterializowali się przy nim Karol i Andrzej, którzy niczym mali - duzi
ninja wskoczyli do pokoju i zaczęli przeczesywać teren w poszukiwaniu wroga,
trzymając w dłoniach prowizoryczne katany zrobione z ołówków.
- Skąd macie tyle ołówków? –
zainteresował się Bartuś ich doborem broni, bo przecież fakt, że oba wariaty
miały na sobie stroje z czarnego lateksu i udawały samurajów jest zupełnie
normalny.
Nim udzielono Kurkowi odpowiedzi,
Wrona i Kłos lub Kłos i Wrona wypadli poza literki tego opowiadania, unieśli
zgodnie katany i wymierzyli przed siebie.
- NIE MYL SAMURAJA Z NINJA,
PLAŻO! – upomnieli piszącego,
rycząc głośno, wyraźnie i zawzięcie.
„Plażo”, bo „bicz”. Przykro mi,
jeśli nie ogarniacie żartu.
Powracając do tematu:
- Skąd macie tyle ołówków? –
zainteresował się Bartuś.
Odpowiedzi udzielił mu Andrzej,
bo Karol był akurat w fazie maskowania się z podłożem (czytaj: leżał na dywanie
i udawał, że go nie widać – ostatnio przerażająco dużo osób zbliża się niemal intymnie z podłogą, nie
sądzicie?):
- Zdziwiłbyś się, ile fajowych
rzeczy można znaleźć w Jarząbkowym pokoju statystyka.
I znowu w rozmowę wciął się
falset Nowakowskiego:
- Ruby,
Ruby, Ruby, Ruby! Do you, do you, do you, do you! Yeeeeee! Hej, hej, hej,
yeeee!
Grzesiek w końcu się ocknął.
- Myślałem, że to radio i chciałem
prosić, abyś wyłączył – zwrócił się do Kurka, na co ten bezradnie wzruszył
ramionami:
- Nie wiem, jak się wyłącza
Piotrków.
- A co ci to przeszkadza,
przystojniaku? – z podłogi podniósł się Karol – My całą noc wysłuchiwaliśmy
twojego imienia wykrzykiwanego w bardzo sugestywny sposób.
- Ja bym powiedział, że to były
raczej jęki niż krzyki – stwierdził Andrzej, polerując swoją katanę.
- Och, Grzesiek, och, Grzesiek! –
Bartek był na tyle miły, aby zacytować.
Kosok był chłopakiem przyzwoitym,
więc spłonął rumieńcem, na co Bartuś jeszcze raz powtórzył:
- Och, Grzesiek!
W tym momencie łazienkę opuścił
Pit.
- Och, Grzesiek! – ucieszył się,
rzucił się na przyjaciela i ucałował go głośno w policzek – Tak się cieszę, że cię
widzę, bo…
- Nie całuj go! – pośpiesznie odciągnął
Nowakowskiego Kurek – On już ma kogoś, kto go wita porannym całusem…
- Bartosz!
Świat Bartka zadrżał właśnie u
podstaw z powodu niewinnego, słodkiego głosiku z rosyjskim akcentem, który w
tym momencie dotarł do jego psychiki.
- Och… – na moment zacisnął
dłonie na ramionach skonsternowanego Piotrusia, aby po chwili pozwolić im
bezwładnie opaść. Swoim dłoniom, nie ramionom Pita.
- …nie – dokończył żałośnie.
W drzwiach stała sobie beztrosko Cysia,
biodrem opierając się o ich framugę.
- No cześć, kochanie – przywitała
się.
Pół godziny później
Krzysiowi ostatnio
śniło się, że był wielbłądem.
Przemierzał
piaszczystą pustynię wzdłuż i wszerz, czując skwarne słońce, które w ogóle mu
nie dokuczało. Szedł sobie spokojnie, nigdzie się nie spieszył, miał czas dla
siebie i tylko dla siebie. Wiele rozmyślał, zastanawiał się nad swoim życiem,
czuł się spełniony i…
… i brakowało mu
tylko kamery.
Gdy już się ocknął,
poczuł, że chyba minął się z powołaniem.
Nie, nie mam tutaj na
myśli zapewne świetlanej kariery, jaką zrobiłby jako operator kamery, aktor,
scenarzysta i reżyser w jednym. Mam na myśli właśnie bycie wielbłądem.
Krzysiek czuł się
stworzony do tego, by być wielkim, owłosionym zwierzęciem, które wolno biega po
bezkresnych piachach i pluje na wszystkie podłe istoty.
Pragnienie
przepełniało go całego, dogłębnie. Czuł niemal fizyczny ból.
Dlatego ruszył tyłek
z pokoju i poszedł przemierzać korytarze w celu znalezienia jakiegoś dzieciaka.
Bo kto, jeśli właśnie nie dziecko z niewyczerpaną wyobraźnią, pomoże mu spełnić
marzenia?
Fakt - faktem,
jedynym dzieckiem w Spale była kilkunastoletnia Jagoda. Jedynym dzieckiem pod ręką,
bo zapewne gdzieś tam poza wielkimi murami ośrodka szkoleniowego hasały sobie
jakieś inne nieletnie stworzenia.
Okej, dobra, skupmy
się – była Jagoda. To znaczy, zazwyczaj była, bo teraz, jak na złość, nie było
jej nigdzie i nic nie wskazywało na to, że zaraz się skądś pojawi. Przegrana
sprawa, wydawałoby się. Każdy by się już poddał, ale nie Krzyś. Przecież jemu
nic nie jest straszne!
Dlatego szukał dalej.
Z braku laku, z braku
chęci, z braku piątej klepki i jeszcze kilku innych niedoborów, Krzysztof postanowił
zapukać w pierwsze lepsze drzwi. Wiecie, kto mu otworzył?
Ha, Fabian Drzyzga!
Wpierw się zdziwił,
potem przestraszył, a potem, gdy Krzyś przedstawił swoją propozycję, całkowicie
nie wiedział już, co ma robić. Ale ostatecznie się zgodził, bo co niby miał do
stracenia? Wyszedł na korytarz i skoczył Ignaczakowi na plecy, i dał się nawet zanieść
po schodach aż na parter, pozwalając tym samym naszemu drogiemu libero spełnić
swoje wielkie marzenie o egzystencji jako rasowy wielbłąd. Amen.
W tym samym czasie
Nadia zastanawiała
się jakby tu stawić czoło całemu
światu w sposób, który nie pozbawiłby jej szacunku drużyny i swojego własnego
sumienia. Noc w towarzystwie środkowego zdecydowanie nie była przemyślanym, ale
za to bardzo, bardzo, baaaaardzo miłym akcentem – zakończeniem tego ponurego
weekendu. I w sumie nie obchodziło jej nawet to, że pewnie już jacyś okropni
dziennikarze – szuje rozpisują się nad ich gorącym siatkarsko – biznesowym
romansem za górami i za spalskimi lasami. Lub raczej w owych lasach konkretnie.
Tymczasem jakieś… dwa? Trzy?
Chyba trzy… Uhm, tymczasem jakieś trzy piętra niżej poszukiwana wcześniej Jagoda
kłóciła się z Liloo na temat – oczywiście – Michała Kubiaka.
- Nie możesz zawracać mu głowy,
mała – upomniała dziewczynkę starsza kuzynka.
- Ale jemu to nie przeszkadza –
stwierdziła w odpowiedzi Jagoda.
- Ale nie możesz i już! –
ubierała się ta druga – Jeśli wplączesz siebie lub, co gorsza, jego w jakieś
kłopoty to JA będę miała problemy. Ja potrzebuję tej pracy, Jaga.
Korzystając z wolnej chwili,
Odetta wyrwała się spod ich czujnego oka i ruszyła przed siebie - gdziekolwiek,
byleby nie do stołówki, bo nie miała zupełnie ochoty na jakiekolwiek jedzenie.
Za to chętnie by potańczyła.
Gdzieś dalej, dalej w sensie
odległościowym i mam tutaj na myśli całkiem sporą odległość, Ewelina –
piosenkarka z You Tube – rozmawiała przez telefon z Łukaszem – fotografem.
- Nie zgadzam się – zapewniła go już trzeci
raz.
- Linka, proszę cię! Ewelinkaaa…
– jęczał jej chłopak do ucha – Ja cię potrzebuję. Właśnie ciebie! Ciebie,
słońce moje! Proooooszę!
- Nie będę się dla ciebie
rozbierać! – krzyknęła mu do słuchawki brunetka.
- Jezu, Ewka – przeraził się
chłopak – Przecież to nie jest jakaś tam sesja… Proszę cię, nie zmuszaj mnie,
żebym użył tego słowa – odchrząknął – To jest akt! To jest wyraz mojego
artyzmu, który jest mi bardzo mega potrzebny, bo ja muszę w końcu zamknąć moje
portfolio!
- To je zamknij – poradziła mu
dziewczyna – Ale bez moich nagich zdjęć!
- Przecież nie będziesz tak
całkiem naga! Linka, tu nie chodzi o nagość, ale o twoje zewnętrzne i wewnętrzne
piękno. Ja tego potrzebuję! Potrzebuję twojego piękna! PROSZĘ!
- Ja się nie zgadzam!
Westchnął cierpiętniczo.
- Przemyśl to jeszcze, dobrze? –
poprosił i dodał nagle, jakby dopiero co sobie o tym przypomniał: - Nie
będziesz przecież sama, Nadia już się zgodziła.
- Kto?
Zabawne, dokładnie trzy i pół
godziny później praktycznie to samo oświadczył Nadii:
- Nie będziesz przecież sama – zachęcał
ją Łukasz – Ewelina już się zgodziła.
- Kto? – dziewczyna zmarszczyła
brwi.
Była właśnie w trakcie jazdy
windą na parter, gdzie mieściła się jadalnia, a w niej już pewnie czekał
przygotowany obiad. A ona była bardzo głodna. Jakimś cudem udało jej się
uniknąć porannych konfrontacji z siatkarską drużyną, a była stuprocentowo
pewna, że tym razem jej nie odpuszczą – nie po tym jak spędziła noc w pokoju
Grześka. Hmm, a gdzie właściwie był w tym czasie jego współlokator?
- Ach, już wiem – olśniło ją
nagle – Ewelina to ta sympatyczna dziewczyna, która pomagała przy sesji? Ta gru…
- ugryzła się pośpiesznie w język i szybko zmieniła zamiar: - Ta, co śpiewa,
tak?
Łukasz potwierdził i zapewnił ją,
że jej udział w jego projekcie jest kluczowy, że zachwycił się jej urokiem
osobistym i gdyby tylko interesowałyby go kobiety, to właśnie takie jak ona.
Nie omieszkał także wspomnieć o tym, że to ważne, że pilne, że na już i że
uratuje mu to tyłek.
- Proszę! – załkał jej do słuchawki
– Będę twoim dłużnikiem aż do samej śmierci i… - tutaj rozpoczął swój wywód, co
też jest skłonny zrobić i czego może dokonać, jeśli tylko Nadia się zgodzi.
Tymczasem ona sama była zajęta
wypraszaniem ze swojej świadomości chytrych i podłych głosików, które
sprawiały, że tremowała się pokazać reprezentacji. Specjalnie założyła dzisiaj
najciemniejsze dżinsy, najbardziej szarą bluzkę i najzwyklejsze tenisówki, aby
zgrabnie wtopić się w tłum.
- Zgoda – oświadczyła w końcu
Łukaszowi.
Nie przemyślała tego, nawet się
nad tym nie zastanawiała i chyba nie do końca docierało do niej, co tak właściwie
będzie musiała robić i jakie to ma znaczenie, ale już tak bardzo bolało ją ucho
od ciągłych narzekań chłopaka, że w końcu ustąpiła. Chyba nie była asertywną
osobowością…
Rozłączyła się, gdy usłyszała
jego pisk radości, bo częstotliwość prawie pozbawiła ją zmysłu słuchu. Stanęła
przed wejściem do jadalni i nie wiedziała czy powinna wybiec, czy jednak wejść
z wysoko uniesioną głową. Rozważała chwilę wszystkie za i przeciw, ale ostatecznie
perspektywa spędzenia dnia bez obiadu jej się nie uśmiechała. Szczególnie, że przecież
darowała sobie śniadanie.
Weszła więc i gdy tylko pojawiła
się w środku rozległy się charakterystyczne ryki i odgłosy wyrażające zapewne…
zadziwienie? Podziw? Radość? Nie wiem już – to po prostu było takie
charakterystyczne buczenie, którego używa się, gdy wchodzi hardkorowy koksu
albo ktoś równie inteligentnie genialny czy coś takiego… Na pewno wiecie, o co
chodzi. Musieliście już kiedyś czegoś podobnego doświadczyć.
Nadia spłonęła rumieńcem, jakby
była siostrą bliźniaczką Kuby Jarosza i czerwienienie się miała zapisane w rudych
i piegowatych genach. Stwierdziła jednak, że przecież jest kobietą sukcesu,
kobietą poważną i dobrze wykształconą, starannie wychowaną i przygotowaną do życia,
więc czemu niby ma sobie nie poradzić ze stadem piszczących hien przy wodopoju?
Albo raczej w tym przypadku: przy paśniku.
- Dzień dobry, chłopcy –
przywitała się z nimi chłodno i zajęła pierwsze wolne miejsce, jakie wpadło jej
w oko: pomiędzy panem Ignaczakiem, a paniczem Kłosem. Niefortunnie, owo miejsce
znajdowało się dokładnie naprzeciwko współsprawcy całego tego zamieszania, czego
nie zapomniał jej wypomnieć Krzyś:
- No, no, no, gołąbeczki, czy nie
powinniście aby gruchać obok siebie?
Niespodziewanie to Andrzej mu
odpowiedział:
- Możesz przestać, panie Igło, z
tymi metaforami?
Krzysztof zmarszczył brwi i
spojrzał na niego, zatrzymując swój widelec z nadzianym kurczaczkiem w curry
wpół drogi do ust.
- A to dlaczego? – zapytał,
zdezorientowany.
- Wronkę chyba urażają ptasie
metafory – stwierdził jakoś tak bardzo filozoficznie Karol – Taka skrzydlata
solidarność, jak mniemam.
- A jak jest z tobą?
- Co? – zdziwił się Karol.
- Drażnią cię wszystkie te
zbożowe docinki? – zapytał go inteligentnie Winiarski.
Korzystając z okazji, że rozmowa
zeszła na tory nie oparte na zdecydowanej parze dnia, którą kolorowe pisemka ochrzciły
już… Grzedi? Narześ?
Mniejsza o to – ważne, że nie rozmawiali ani o pannie Jelc, ani o panu Kosoku,
a tym bardziej już nie o nich razem, więc dziewczyna postanowiła to wykorzystać
i zajęła się jedzeniem.
I jadłaby sobie pewnie tak w
nieskończoność, gdyby przypadkiem pewna urokliwa blondyneczka w modnych okularach
i hotelowym ubranku nie pokręciła się dookoła niej, utrudniając oddychanie.
- Przepraszam? – Liloo dźgała
Nadię niezdarnie w ramię, próbując ją odciągnąć od jedzenia i chociaż na chwilę
zainteresować swoją skromną osobą.
- Tak? – zapytała brunetka, wciąż
jeszcze przeżuwając.
- Ja naprawdę nie chciałam
przeszkadzać…
Ale przeszkadzasz, pomyślała
Nadia.
- …pani Nadia Jelc?
- Panna – poprawiła dziewczyna
jakoś tak odruchowo, bo pochodziła z rodziny, gdzie przywiązywano wagę do
„tytułów”.
- Już niedługo – usłyszała ciętą
uwagę Ignaczaka i ciche śmiechy zebranych.
Liloo nijak na to nie
zareagowała.
- Ostatnio jesteś bardzo
popularna… - stwierdziła.
Nadia skwitowała tę uwagę
uniesieniem brwi. Boże, dlaczego była dzisiaj taka drażliwa? Och, znowu miała
to paskudne przeczucie, że coś się wydarzy… coś niedobrego…
- To dla ciebie – blondynka wręczyła
jej kilka kartek, a widząc zmarszczone brwi odbiorcy, dodała jeszcze – Przyszło
faksem na adres ośrodka.
- Och – westchnęła Nadia, biorąc
kartki w dłonie i wertując je pobieżnie – Dziękuję – odpowiedziała, nawet nie
podnosząc wzroku na dziewczynę.
Liloo stała tam jeszcze przez chwilę,
rzucając ukradkowe spojrzenie jednemu takiemu mięśniakowi. On akurat też na nią
patrzył.
- Cześć – uśmiechnął się Misiek.
- Hej – odpowiedziała i zniknęła
na tyle szybko, by nie usłyszeć już głośnych rozważań pana Winiarskiego:
- Mają tu faks. To fajne. Ciekawe
czy mógłbym wysłać telegram do żony…
- Miśku, ja cię nie chcę
denerwować, ale faksem nie wysyła się telegramów – uświadomił mu Marcin
Możdżonek.
Winiar spojrzał na niego
najbardziej błękitnymi oczami świata, które wyrażały teraz kompletne niezrozumienie.
- To co się wysyła faksem?
- Faksogramy? – podpowiedział mu
Karol.
W tym samym czasie, kilka pięter
niżej pewien uszaty osobnik wysoki zastanawiał się czy lepiej wyskoczyć z okna,
czy udusić się poduszką, Bartek znalazł się mianowicie przed problemem
niepospolitym: czyli stanął twarzą w twarz z Cysią.
Wpierw jednak wyrzucił ze swojego
pokoju kumpli, nawet nie próbując im tłumaczyć, kim jest ta urokliwa dziewczyna
(jego byłą), dlaczego tak śmiesznie mówi (bo rosyjski akcent) i co tu właściwie
robi (Bartek nie wie, ale na pewno nie wyjdzie mu to na dobre).
Dziewczyna może i była bardzo
ładna, może i miała śliczny włos, może i ładnie pachniała, może i umiała gotować,
ale fakt pozostaje faktem – była Kurkową BYŁĄ dziewczyną. Więc co, do cholery,
robi jego eks w Spale?!
- Bartusiu! – gdy tylko zamknął
drzwi, blondynka uczepiła się jego szyi i złożyłaby mu na ustach soczysty pocałunek,
ale w samą porę zdążył się sprytnie wywinąć. Wyplątał się z jej zachłannych
objęć, odsunął ją – bynajmniej nie delikatnie – stanął dokładnie naprzeciw i
spojrzał nań ponuro.
- Co ty tutaj, kurwa, robisz? –
pytał ją po rosyjsku, ale „kurwa” powiedział po polsku.
- Kochany, wróciłam do ciebie! –
zapiszczała radośnie, co w jej ojczystym języku zawsze wydawało się Bartkowi
śmieszne – Wreszcie cię znalazłam, mój drogi! Kocham cię! Wybaczyłam ci już
wszystko i w końcu możemy być znowu razem! Znowu razem! – powtórzyła, łapiąc go
za dłonie i ciągnąc do siebie.
Kurek trwał w osłupieniu przez
sekundę, a później bardzo niedżentelmeńsko wyrwał się z jej stalowego uchwytu i
z przerażeniem zerkał to na drzwi, to na okno – nie wiedział, którą drogę ucieczki
wybrać - to na nią. Przymknął na chwilę powieki i zaciągnął się powietrzem, co
było zdecydowanie złym wyborem, bo razem z tlenem do jego nozdrzy wdarł się
zapach jej perfum, a te były pociągające, naprawdę pociągające. Teraz jednak
zadziałały na niego jak paralizator albo pieprz w spreju.
Ocknął się gwałtownie i spojrzał
na nią ostro:
- Nie możesz do mnie wrócić, to
ja z tobą zerwałem! – poinformował ją i spanikował. Spiął pośladki, odwrócił
się na pięcie i wybiegł, szukać boskiego zmiłowania i jakiejś porządnej
kryjówki.
---------
heeeeej .
zacznijmy, proszę, wrzesień jakoś tak optymistycznie. nieogarnięte coś specjalnie dla was.
a teraz: co śpiewał Pit?
1)
1)
2)
3)
Który słodziak był w odcinku?
Ten słodziak <3
Drogi Wrześniu, proszę, bądź wspaniały.
xo xo, Ś.
Powiem Ci szczerze, że uwielbiam ten Twój swobody i żartobliwy sposób pisania. Tak na oko nic wymuszonego, pełen spontan. Podoba mi się jak cholera!
OdpowiedzUsuńPozwolisz, że dzisiaj nie będę się rozpisywać, bo dopisuje mi zły humor -,- wszyscy wiedzą dlaczego :)
OdpowiedzUsuńnapiszę tylko tyle, że lubię wstać z łóżka, zrobić sobie śniadanko i pod pierzynką konsumować je jednocześnie czytając twoje go bloga ♥
Ahh... co w tej Spale odwalają! :D Grzesiu "zbliża się" do Nadii :D Krzysiu chce być wielbłądem ( co jest dla mnie nie zrozumiałe, ale okej! xD Igła to Igła, nic na to nie poradzimy :D), Pit śpiewa pod prysznicem i już sobie wyobrażam jak wszystkim puchną uszy :D Przyjechała była Kurka... nie żeby coś, ale dobrze mu tak :D powinien wyskoczyć przez okno, nie złamałby sobie nogi, wcale a wcale :] I rozbierająca się Nadia... nie wyobrażam sobie tego :D W końcu ona przed pewnym mężczyzną się rozbierała... :P
No i nasz Dziku nie ma stan u depresyjnego! ♥ Kocham cię za to :))
Pozdrawiam i jak zwykle czekam na kolejny :*
Ach...uwielbiam Grześka i Nadię <3 ale ale... Widzę, że Liloo i Kubiaczka coć ten teges. Fajnie by było.
OdpowiedzUsuńLateksowy Kłosik hm....już to widzę, ale jak to czytałam to przypomniał mi się Bartman w tym czerwonym wdzianku :p i te ptasie metafory i zbożowe docinki. Fajnie jest poczytać taki blog. Pozdrawiam :)
No i jest w końcu Krzysiu! Doprosiłam się! :)
OdpowiedzUsuńO Nadii i Grzesiu pisać nie będę, bo nie jestem w stanie się na ten temat wypowiedzieć :) Powiem tylko, że cholernie do siebie pasują i cholernie ich lubię, dlatego będę cholernie długo czekać na następny cholerny rozdział :D
Tak sobie patrzę na tego Kubiaczka (którego dzisiaj nie było dużo, a szkoda) i myślę, że on zaprzyjaźni się z Jagą. Bo ta dziewczyna fajna jest! A Liloo ... Już pisałam, że Liloo to jedna z moich ulubionych postaci, prawda? Więc nie będę się powtarzać :D Te jej filozoficzne rozmowy z Miśkiem na temat jego egzystencji i braku miłości kompletnie mnie rozwalają :)
Czy ja już pisałam, że uwielbiam twój pełny luzu i spontaniczności styl pisania, a całe opowiadanie zauroczyło mnie tak, że każdy rozdział czytam jak w transie? Nie?! Więc piszę: uwielbiam twój pełny luzu i spontaniczności styl pisania, a całe opowiadanie zauroczyło mnie tak, że każdy rozdział czytam jak w transie :)
Pozdrawiam Cię serdecznie i czekam na kolejną część!
No i szlag by to trafił! Zapomniałam!
UsuńOstatnio Piter jest tak obrzydliwie szczęśliwy, że brakuje mi słów. Aż tęsknię za tym ponurym Nowakowskim z początku opowiadania :( Jestem tylko ciekawa, czy szyby w spalskich pokojach są całe, czy raczej nie :)
Co do Bartka ... Nie wiem co napisać. Ta Cysia porządnie namiesza w jego życiu (o ile już nie namieszała) i ... bardzo dobrze! Taki spanikowany Kuraś może być w każdym odcinku! Ja już się nie mogę doczekać ich kolejnej konfrontacji!
Och, och, och, och - chwalą mnie = wzruszam się <3
UsuńŁojezu, uwielbiam Cię <3 Uwielbiam wszystkie Twoje blogi, jesteście najlepszymi poprawiaczami humoru <3 I najlepszym relaksem po ciężkim dniu. Aż mi przeszło całe zmęczenie, jak sobie trochę porechotałam przed kompem :D
OdpowiedzUsuń"plażo" jest moim nowym absolutnie ulubionym pojazdem <3 Zmiażdżył mnie, położył na łopatki i wchodzi na stałe do mojego słownika. Czy Ci się to podoba, czy nie :P
A teraz do rzeczy.
Nadia z Grzesiem podobają mi się baaaaaardzo :D Rzeczywiście jest między nimi dużo i strasznie mi się od tego cieszy japa :D Trochę zazdroszczę Nadii, że jest taka wysoka i ma takie długie nogi. Ja bym z grzesiowej koszulki miała sukienkę z trenem (i druchnę w komplecie, żeby go za mną nosiła). Ach, radosne życie krasnala.
Euforyczny Miś równie mocno raduje moje serce <3 W ogóle Miś raduje mnie zawsze i w każdym stanie. Nie będę narzekać, że go mało, bo ostatnimi czasy tutaj królował i dominował, ale po cichu będę sobie czekać na więcej Kruszyny <3
Zakochany Pit znowu nie taki cichy. Wielki plus dla niego za Strachy... I za Kurta w sumie też. Zna się chłopak na porządnej muzyce - pjona! I jeszcze plusik za mokrą wodę i powietrzne powietrze. Co ta miłość robi z ludźmi i z ich mózgami, masakra.
Andrea się pojawił :D Współczuję mu trochę tego wszystkiego, co się tam wyprawia. Jako trener ma naprawdę ciężką przeprawę z naszymi chłopcami, których interesuje chyba wszystko oprócz gry i treningów.
Karol-i-Andrzej nareszcie wrócili! I to w wielkim, karolowo-andrzejowym stylu xD Też mnie nie dziwi jakoś szczególnie ich lateksowy strój. Ktokolwiek inny, ale oni? Zdziwiłabym się, gdyby weszli normalnie, drzwiami, pukając, ubrani w strój uznawany powszechnie za codzienny, przemówili literacką polszczyzną (albo w ogóle polszczyzną), każde wypowiedziane zdanie miałoby sens, porozmawialiby chwilę, po czym wyszli, również drzwiami. To by było dziwne i niecodzienne zachowanie.
Igiełka! <3 Krzysia uwielbiam i cieszę się, że miał się dzisiaj szansę wybić. Widzę go, jak jest wielbłądem i truchta sobie radośnie i beztrosko przez pustynię. Ze swoją igiełkową fryzurą to robi, co go odróżnia od innych truchtających. Specjalnie na takie okazje wymyślono kamery GoPro - jeśli chłopaki się zasiedzą porządnie w Spale, to myślę, że byłby to idealny prezent dla Krzysia-Wielbłąda.
Ooo, Fabian :D Mam nadzieję, że zostanie na dłużej. Nie tylko po to, żeby miał kto jeździć na wielbłądzie :P Każdy kolejny wprowadzany bohater dodaje tu kolejną, gigantyczną porcję humoru, więc niech ich będzie jak najwięcej.
Czuję, że sesja zdjęciowa Nadii może się komuś nie spodobać. Bardzo się może nie spodobać. I nie mam tu tylko na myśli szanownego ojczulka. Trzymaj się dzielnie, dziewczyno!
Brakowało mi Winiara. Zbożowymi docinkami powrócił w wielkim stylu. I jeszcze faksowaniem telegramu. Czasem się zastanawiam, co ci nasi siatkarze mają w głowach. Zboże chyba właśnie. I to przefaksowane.
Bartek niech ucieka przed Cysią drzwiami, proszę. Okno jest dobrą drogą ewakuacji pod warunkiem, że jest się ninja, Kuraś niech wychodzi jednak przez drzwi. Skoro stracił (albo rychło straci) zdrowie psychiczne, to niech fizycznie się przynajmniej trzyma. Jak połamie nogi i wyląduje w szpitalu, to nie będzie miał jak uciekać przed odwiedzającą go z pomarańczami "ukochaną". I weź go w końcu nakarm, żeby miał siły na ten maraton (znowu były ostatnio naleśniki z czekoladą. Kurasiu, przyjeżdżaj do mnie! <3).
Właśnie się zastanowiłam - czego zdrobnieniem jest Cysia? Czy to za trudne pytanie?
Zapomniałam, czy pisałam na początku, że Cię uwielbiam. Za długie te komentarze, stanowczo.
Tak czy siak - uwielbiam Cię! Mocno! <3
EEEEEPOOOOOPEEEEEJAAAAA ! O.o
Usuńeeeee...... yyyyyy...... aaaaa...... cały komentarz tak mocno wyczerpał moją psychikę, że odpowiem ci tylko na ostatnie pytanie: Marcelina = Marcysia = Cysia .
UsuńPrzepraszam psychikę :(
UsuńO, ma to sens. Moja Marcelina jest Inką ;)
I, ofkors, będę miała druhnę, nie druchnę. Chyba jednak byłam trochę zmęczona i też mam w głowie przefaksowane zboże. Ależ mi wstyd.
spokojnie, nikomu nie powiem ; D
UsuńJak raz wrzucisz coś do Internetu - zostaje tam na zawsze. Jestem skończona.
UsuńW ogóle, jak tak czytam to opowiadanie (po raz kolejny - serio, jestem właśnie gdzieś w połowie. Co te wolne poniedziałki robią z ludźmi..), to aż mnie palce swędzą na pisanie. Źle, źle, źle, niedobrze. Napiszę może list do Mamy i w ten sposób oszukam swój spaczony mózg.
możesz wysłać do mnie . będzie mi miło ; 3
UsuńMogę. Lubię pisać i wysyłać listy. I lubię radość, z jaką ludzie je przyjmują. Jest w listach coś takiego klimatycznego i osobistego. I nawet da się poczuć tego "czegoś" elektroniczną namiastkę w mailach. Takich porządnych, długich.
UsuńMusisz mi tylko podesłać adres/maila/zwrotnego gołębia pocztowego i przystępuję do dzieła :D
listy są wspaniałe, magiczne i takie... takie słodkie . *.* naprawdę wyślesz mi list jak dam ci adres? ; O
UsuńPewnie, że tak. Uwielbiam listy <3 Ciebie też uwielbiam, więc nie widzę najmniejszego problemu.
UsuńMam nadzieję, że będzie równie zacny. Postaram się ze wszystkich sił. Dzisiaj mnie czeka mała przeprowadzka, ale jutro wyruszam na poszukiwanie kartki i zasiadam do pisania :D
UsuńPrzeczytałam, możesz niszczyć ;)
Samozniszczenie dokonane.
UsuńKOCHAM CIĘ <3
Ale miałam dzisiaj bardzo, bardzo dobry dzień, a tu jeszcze takie gorące wyznania na wieczór. Cudownie <3
Usuńoch, och, och - ja miałam zły. bardzo zły. szkoła to zuo. brr .
UsuńZa wcześnie pochwaliłam i zgubiłam internet :P Ale podtrzymuję, że dzień super.
UsuńPotwierdzam też, że szkoła jest zła. I wcale nie zazdroszczę. Za to myślę, że jakbyś zajrzała do Spały albo do Rosji, to zaraz by Ci się humor poprawił :D
Nie muszę wcale jechać tak daleko - wczoraj byłam na meczu i już trwam w euforii. Naprawdę, jak masz świadomość, że siatkarze naprawdę istnieją, nawet francuski wydaje się piękniejszy <3
UsuńByłaś na meczu? Uch, nienawidzę Cię z zazdrości. Miałam w tym sezonie ostro się wozić po południu Polski na mecze ligowe i już to nawet zdążyłam ogarnąć z ojcem i co? Wywiało mnie na jakieś żużlowe zadupie -.-
UsuńBYŁAM NA MECZU . <3
Usuńproszę bez hejtów na żużel, żużel jest spoko : D
Byłaś na meczu? Uch, nienawidzę Cię z zazdrości. Miałam w tym sezonie ostro się wozić po południu Polski na mecze ligowe i już to nawet zdążyłam ogarnąć z ojcem i co? Wywiało mnie na jakieś żużlowe zadupie -.-
UsuńNie wiem, co się stało, że wcześniejszy komentarz postanowił się właśnie teraz skopiować. Ja zupełnie co innego chciałam napisać :P
UsuńNie hejtuję żużla/żużlu? Ciul, jeżdżenia w kółko na motorach. Hejtuję to, że zielonogórskie zadupie jest niesiatkarskie i zamiast jeździć na mecze do Jastrzębia, Kędzierzyna i Bielska, jestem tutaj usadzona bez specjalnej opcji pójścia na mecz. I to jest złe.
Właśnie miałam pytać czy wszystko z tobą w porządku, skoro kopiujesz mi komentarze XD
UsuńByłam w Bielsku. Na Zaksie. Mam autograf. Widziałam Gacka. Widziałam Gumę. Mogę umierać. *.*
Nie, sorry, jeszcze nie umieram. Jeszcze muszę spotkać Andrzeja W. <3
UsuńZe mną w porządku, internet coś świruje.
UsuńTak stawiałam, że to ten mecz.
Też widziałam Gumę. Reprezentacyjnie, że tak powiem :D
A Andrzej pozował do zdjęć pod Spodkiem, przed meczem z USA. I był taaaaki przekochany, jak podszedł do niego berbeć, który mu ledwo ponad kolano sięgał <3
Ja mu zdecydowanie ponad kolano sięgam. XD i jeszcze ich zobaczę reprezentacyjnie, a jak <3 takie tam ambitne plany ; D
UsuńJa też, ale za to pod pachę :P
UsuńJa sobie właśnie uświadomiłam, że jestem kobietą pracującą i zarabiam grube miliony (tak, szybko się zorientowałam ;p) - jadę na Mistrzostwa Świata! <3 Niech coś mam z tej ciężkiej pracy :D
Grube miliony, powiadasz? Hm, hm, hm... może wpadnę i podkradnę ? xD
UsuńNa wszelki wypadek (czyli na taki właśnie wypadek) rozliczam się przelewem na konto ;p Ale wpaść możesz i tak, bardzo serdecznie zapraszam :D
UsuńOj tam, oj tam . może wpadnę ; d bój się ^^
UsuńJa się niczego nie boję - wpadaj :D
UsuńPowtórzę ostatni raz, bo chyba mi to pasuje do kontekstu: nie mogłam sobie wyobrazić Grześka w Możdżonkowym garniturze, tak zobaczenie Igły jako wielbłąda przyszło mi gładziutko i ogólnie tak swobodnie ;D Ach, pohasałabym na takim wielbłądku. Czy na wielbłądzie się hasa? Może błądzi? A niech robi sobie co chce, ja chce Ignaczakowego Wielbłąda i to już! xd
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc to wycie Pitera słyszałam aż tutaj, u mnie, w Kielcach :P Masakra, on nie ma żadnego wyłącznika? Biedni Spałanczanie. Tak, to moja prywatna i osobista wersja nazwy mieszkańców tego urokliwego zalesia, lasu, czy innej krainy przepełnionej drzewami ;D
Ujrzałam swoimi piwnymi oczyma nawet Bartusia, który naśladuje Nadię. Moim zdaniem, z tego co moje uszka słyszały a oczka widziały (moja wyobraźnia szaleje i niedługo zginę dzięki niej) to wychodziło mu to smerfastycznie ;D
Cysiunia coś nam przestraszyła Kurasia, a i przecież zastała go w dziwnej sytuacji. No bo, który chłopak/mąż/kochanek/były udaje dzikie wrzaski występujące podczas uniesienia trzymając rękę na ramieniu kolegi? Będzie jeszcze, że Bartuś gejem jest i tak go podnieca Piter. To by wyjaśniało dlaczego krzyczał, a raczej jęczał "Och, Grzesiek" ;)
Żart o plaży trafiony :P Osobiście bym się nie domyśliła bez tego wyjaśnienia pod spodem, także dziękować za niego ;)
To jak Winiar już zapodał temat o zbożowych docinkach to zacieram na nie rączki ^^
Oni tam w Spale mają wszystko. Nawet lateksowe, czarne stroje, chuj jeden wie po co im to gówno, ale garniturek miał tylko jeden, jedyny ogarnięty siatkarz - Marcin ;D
Rozbierana sesja zdjęciowa? A co na to Kosik? Wątpię czy mu się to spodoba, w końcu to on ma prawo do oglądania roznegliżowanej Nadii. O kurwa, dopiero teraz to do mnie dotarło xd W sumie to się nie skapnęłam, głupia, głupia, głupia ja! Nareszcie coś się między nimi zadziało. Zaiskrzyło? Zakosokosiło? Mam dziwny dar do tworzenia niezrozumiałych słów. Także koniec komentarza nastąpi teraz! ;)
buźki ;*
Zakręcona ;)
Zapraszam też do mnie ;) http://ich-niemoralna-rzeczywistosc.blogspot.com/
Nie jestem pewna czy na wielbłądzi się błądzi. Trzeba by z Krzysiem pogadać. ;)
UsuńSerdecznie pozdrawiam Kielce, niedawno przejeżdżałam ; D Piękne to słowo "Spałanczanie". Będziesz miała coś przeciwko, jeśli podkradnę?
OGARNĘŁAŚ MÓJ ŻART <3 No, wielbię cię. ; D
A prosze bardzo, mozesz podkradac ;)
UsuńTa Kielce to wies ale nadal moja wies, wiec je uwielbaim i wielbie <3
wielblad jako Krzysiu, badz tez Krzysiu jako wielblad napewno bladzi, no bo Iglunia jest czsem taki rostargniony i lekko nieogarnia, bynajmniej w mojej wizji swiata ;P
lubie glupie i niezrozumiale dla innych zarty (o ile e rozumiem, a tak zazwyczaj jest xd) bo sama nie jedtem dla innych do zrozumienia i zazwyczaj ludzie mnie biora za idiotke bo sie smieje z niesmiesznych rzeczy ;P
buzki ;*