środa, 10 lipca 2013

osiem - o weselu i o słonecznikach

Pięć godzin później…

Istotka w różowej sukience jakoś dogadała się z żoną Kuby.
Właściwie Liloo dogadałaby się nawet z kamieniem albo kawałkiem gliny. Zawdzięczała to swojej otwartości i urokowi osobistemu. Dziewczyny wymieniały się żarcikami i sekrecikami, a Kuba siedział grzecznie i słuchał, nieco rozkojarzony. Potem jego żona kazała mu się przebrać w najlepszy garnitur i ruszać na wesele.
Jarosz zdecydowanie nigdy nie zrozumie kobiet.
Sytuacja przedstawiała się tak: brat Liloo, Syzyf, żenił się dzisiaj, a Liloo nie miała partnera na przyjęcie weselne. Miała za to przekonanie, że jej matka i ojciec za nic w świecie nie ścierpią tego, jeżeli ich córka będzie się zadawać z wysportowanym rudym chłopakiem, bo nie znosili sportowców, rudych i ciemnoskórych – „okropne bestie!”, jak określiła ich córka.
Niedawno, bo jakieś dwa tygodnie temu, założyła się więc ze swoim bratem, Syzyfem, że wyjdzie za mąż za:
1.      Osobnika rudego.
2.      Sportowca.
lub
3.      Czarnoskórego.
Niestety, nie udało jej się znaleźć jak do tej pory nikogo takiego.
Pozbawiona już wszelkiej nadziei, kierowała się na ślub z rozgoryczeniem i pięćsetką w portfelu, bo o tyle właśnie się założyli. Była przerażona i zirytowana, że jako główna druhna panny młodej będzie musiała wystąpić solo, aż tu nagle na stacji benzynowej pojawia się Kuba!
I nie dość, że jest tak rozkosznie rudy, to w dodatku jest uznanym sportowcem! Jakoś przetrwa to, że nie jest czarny.
Na co żona Kuby jej przytakuje i zgadza się, bo wydaje jej się to wspaniałym pomysłem. Utrzeć nosa kilku zarozumialcom to zawsze świetna zabawa. Żałuje tylko, że nie może sama pojawić się na weselu i zobaczyć całego żarciku na własne oczy…
Kuba do tej pory nie miał pojęcia, co się właściwie dzieje. Tak to już jest, jak takie dwie podstępne istotki z wyśmienitym poczuciem humoru i zamiłowaniem do drażnienia innych spotkają się, przegadają kilka godzin (jak to baby!) i wpadną na iście diabelski plan.

W tym samym czasie…

Nadia dawno nie odwiedzała wielkiego domu, gdzie mieszkał jej ojciec. Nie wracała z Nowego Jorku nawet na święta, bo i po co, skoro ojciec ich nie obchodził? Nigdy nie było choinki i prezentów. Za to zawsze były wyrzuty i słowa pełne rozgoryczenia.
Zdziwiła się, gdy jej brat zadzwonił  i oznajmił, że ojciec chce zjeść wspólny obiad. To nigdy nie zapowiadało nic dobrego.
- Remi, ja nie dam rady bo…
- Przestań. Już próbowałem. Nie przyjmie odmowy. Mamy się stawić o piętnastej.
- Remek…
- Nie marudź, mała – uciął krótko jej brat - Będę na ciebie czekał przed domem. Stawimy mu czoło razem.
- Jak Jaś i Małgosia – podsumowała.
- Czy mogę być Małgosią?
Przewróciła oczami.
- Uspokój się, bądź choć raz mężczyzną!
- Tak jest, psze pani. Do zobaczenia w piekle.

Godzinę później…

Kuba wysiadł z samochodu i otworzył Liloo drzwi.
- Co ja tu robię? – zastanawiał się na głos.
- Udzielasz pomocy damie w potrzebie – odpowiedziała mu pogodnie dziewczyna, poprawiając tony materiału – Uśmiechnij się, kochanie, może być zabawnie.
- Taa…
- Poznaliśmy się na kursie gotowania – oznajmiła mu nagle, poprawiając jego różowy krawat.
- Na czym?
- Kursie gotowania – powtórzyła – Nie wiedziałeś jak przyrządzać kaczkę po grecku, a ja ci pomogłam i wspólnymi siłami zarobiliśmy uznanie szefa.
- Nie umiem gotować…
- Nie szkodzi, nikt nie zmusi cię przecież do przygotowania weselnego obiadu. Moi rodzice nie lubią greckiej kuchni – jej uśmiech stał się nieco diaboliczny – Będzie dobrze.

W tym samym czasie…

Nadia po raz kolejny zdała sobie sprawę, że to jest bardzo idiotyczny pomysł. Co ją opętało? Zgłupiała, ewidentnie zgłupiała!
W owym przekonaniu utwierdził ją również Remek:
- Oszalałaś? – wybałuszył oczy, patrząc na jej prezent dla ojca.
- Nie spodoba mu się? – zmartwiła się dziewczyna.
W dłoni trzymała trzy wielkie, pachnące, radosne słoneczniki, które jednak w psychice Remigiusza rzucały mroczne cienie na całe to popołudnie.
- Od kiedy to kupujesz ojcu prezenty? – zainteresował się, zamiast grzecznie jej odpowiadać.
- Od niedawna właściwie – wzruszyła ramionami – Jakoś od… dzisiaj.
Wziął od niej kwiaty i przez chwilę zastanawiał się czy nie wyrzucić ich w pobliskie krzewy. Istniało jednak duże prawdopodobieństwo, że ogrodnik Henryk zorientowałby się przed obiadem.
- Mama lubiła słoneczniki – powiedział ni stąd, ni zowąd i to przeważyło.
Nadia uśmiechnęła się do niego smutno. Dla nich obu wizyta w domu rodzinnym była mordęgą. Strzepnęła pyłek z eleganckiej, czerwonej, wzorzystej marynarki i poprawiła włosy.
- Miejmy to już za sobą – zadecydowała.

W tym samym czasie…

Kubiak siedział w jakiejś nieciekawej knajpie, pił nieciekawą kawę i zastanawiał się nad swoją nieciekawą egzystencją w tym nieciekawym kraju, w nieciekawym świecie i ogólnie bałaganie, jaki go otaczał.
Miał ogromną ochotę rzucić wszystko, wybiec z krzykiem, nago i wpaść do najbliższej rzeki – w ten sposób chciał pokazać światu swoją pogardę dla niego. A niech ma! Niech widzi, że Dzik się go, kurde, nie boi!, myślał sobie. Z tym, że zamiast słowa „kurde”, jako typowy, prawdziwy Polak, wstawił nieco inne, barwniejsze i dosadniej opisujące sytuację.

Wieczorem…

Remek i Nadia wyszli dopiero po ósmej.
Godziny w towarzystwie apodyktycznego ojca dłużyły się niemiłosiernie, ale pocieszeniem był fakt, że takie sytuacje zdarzały się naprawdę rzadko.
Tak przynajmniej wydawało się obojgu, dopóki ojciec nie zaproponował:
- Przyprowadźcie za tydzień swoje sympatie.
Nadia myślała, że padnie trupem na podłogę. Dobrze, że akurat trzymała za klamkę, bo chyba naprawdę straciła panowanie nad dolnymi kończynami. Po spektakularnym wręczeniu słoneczników, cichym opisie swojego planu pracy i głośnych oraz długich zapewnieniach, że ostatnie spekulacje w gazetach na temat owych siatkarzy i jej skromnej osoby są tylko nic nie znaczącą bujdą wyssaną z palca, spodziewałaby się raczej… Jezu, sama nie wie. Stypy?
Za to Remigiusz nie sądził, że ojciec kiedykolwiek będzie chciał poznać jedną z „tych dziewczyn, co to nie chcą mężczyzny, ale pieniędzy”, jak określał wszystkie kolejne partnerki syna.
Potem praktycznie zamknął im drzwi przed nosem.
- Przyszły tydzień? – chłopak z przerażeniem spojrzał na swoją siostrę.
Wzruszyła nieporadnie ramionami.
- A mamy jakieś inne wyjście…?

Następnego dnia…
Niedziela
Koło 2:00

Jakub Jarosz, wplątany w sam środek rodzinnego właściwie – nie – wiadomo – czego – ale – na – pewno – jest – to – kłótliwe – coś, oznajmił o równej godzinie zero, że nie zamierza już więcej pić, bo nie zdąży wytrzeźwieć do poniedziałku, a czekają go treningi. Liloo wpadła wtedy w euforię, bo jej rodzice skrzywili się ostentacyjnie na kolejną wzmiankę o profesji wybranka ich córki. Ich grymas był nawet gorszy od tego, który sprezentowali, gdy pokazała im lewy akt ślubu, faktycznie kupiony przez Internet, gdzie Kuba dopisał swoje dane, tuż przed wejściem do kościoła na ceremonię.
Ogólnie uznałby przyjęcie za całkiem rozrywkowe, a sytuację, za całkiem zabawną, gdyby pan młody – Syzyf, brat Liloo – nie rzucał w jego stronę posępnych spojrzeń, a towarzystwo nie próbowało go wprowadzić w „wesoły alkoholizm”, jak powiedziała mu dziewczyna.
Uciekł przed kolejnym strumieniem porządnie schłodzonej wódki na parkiet. Pociągnął za sobą dziewczynę, która akurat się mu napatoczyła. Uśmiechnął się do niej, odwzajemniła uśmiech. Przedstawił się, ale ona milczała. Nie zaczęła krzyczeć, gdy zaczął z nią tańczyć, więc uznał to za zgodę pełnienia tymczasowej funkcji jego wybawicielki.
Tancerzem nie był wybitnym, ale w porównaniu z tym, co trener zrobiłby z jego nogami, gdyby przywlókł się w poniedziałek pijany, wolał zaryzykować i pokręcić się po parkiecie.
Nawet jeśli Syzyf miał go zabić spojrzeniem.
Dziewczyna miała rude włosy i bardzo jasną cerę, ale pozbawioną piegów. Loki upięła wysoko, ale pojedyncze kosmyki wyswobodziły się i okalały jej policzki. Była bardzo szczupła, dość wysoka, smukła i poruszała się z wystarczającą gracją, by wprawić biednego Kubusia w zakłopotanie.
Po zakończonej piosence zapytał ją o imię, ale ona tylko patrzyła na niego jasnymi, błękitnymi oczami i uśmiechała się.
Myślał, że nie dosłyszała, gdy nagle tuż przed nim pojawiła się niewielka osóbka z płomienną czupryną, piegami i fantazyjnym kapeluszem w dłoni.
Czy oficjalnym kolorem owego wesela był rudy? To było aż zadziwiające…
- To jest Odetta – poinformowała go owa mała osóbka.
- Dzień dobry – uśmiechnął się do niej siatkarz, ale zbyła go, machając nerwowo kapeluszem.
- To moja siostra Odetta – powtórzyła – A ja jestem Jagoda.
Pan Jarosz nieporadnie potrząsnął wyciągniętą ku niemu niewielką dłonią.
- Bardzo mi miło.
- Mi też.
Odetta szturchnęła siostrę w ramię.
- Jej też – powiedziała Jagoda – Ona nie mówi – wyjaśniła od razu, bo była akurat w tym wieku, gdy dzieciaki odczuwają silną potrzebę dzielenia się swoim życiem z całym światem. Głośno i wyraźnie.
Kuba zmarszczył brwi i zastanawiał się przez chwilę.
- Jak to nie mówi?
- Normalnie – Jagoda wzruszyła ramionami – Nie mówi. Za to ja mówię. I mówię za nią.

Pięć godzin później…

W czasie, gdy nieprzytomny Kubiak leżał na swojej kanapie, Tina desperacko próbowała przekonać swojego zleceniodawcę do przedłużenia terminu, Grzesiek zastanawiał się czy koszula w czerwoną kratę jest lepsza niż ta w żółtą, Igła montował kolejne filmiki, Andrzej starał się zmienić oponę w swoim samochodzie, Karol odwiedzał swoje ulubione zoo, a Bartman całował na dzień dobry swą narzeczoną, Kuba Jarosz jakimś cudem wczołgał się do domu.
- Biedaku – powitała go z szerokim uśmiechem żona.
Kuba minął ją bez słowa, zbyt zmęczony, by choćby pomyśleć o sensownej odpowiedzi. Spowodowane to było prawdopodobnie tym, że przez ostatnie godziny spędzał czas w towarzystwie gadatliwej Jagody i jej milczącej siostry, które okazały się fankami sportu. Nie pojmował, jakim cudem w takim maleńkim ciałku może się zmieścić tyle energii i skąd Jagoda zna takie skomplikowane słowa jak „prokrastynacja” czy „kolaboracja” i już na pewno nie rozumiał, dlaczego one nie wydawały się być nawet odrobinkę zmęczone, gdy on padał z nóg.
Gdyby był w stanie, pewnie by się nad tym zastanowił, ale że akurat nie był – zasnął, gdy tylko jego głowa zetknęła się z poduszką.
- Fajnie było – stwierdziła Liloo, wymieniając jeszcze najciekawsze ploteczki z Jaroszową małżonką – Tu wasza połowa wygranej.

I tak oto Kuba Jarosz został wplątany w małą rodzinną wojnę między Liloo, Syzyfem i ich rodzicami, a sam zaprzyjaźnił się z małym rudym diabłem, jego starszą siostrą – niemową oraz stał się właścicielem 250 złotych ekstra. Kwota może nie powalała, ale… hej! Przynajmniej było zabawnie!


----
Rozdział zainspirowany weselem Marty i Tomka, gdzieś z okolic maja, na którym nabawiłam się odcisków, nienawiści do górali i ostrego bólu głowy. Nie lubię wesel.

postanowiłam, że będę wrzucać częściej.
Tak.
Potrzebuję tego.
Pozdrawiam Kubę Jarosza, bo każdy moment jest dobry do pozdrowienia Kuby Jarosza.

Chciałam przypomnieć wszystkim robakom, że od SPAMU jest specjalna zakładka. dziękuję.




Niezdrowo zachwycam się tym zdjęciem Zbyszka.

dzisiaj was nie całuję, bo mnie te SPAMERY wkurzyły, -.-
Ś.


I jeszcze was tak serdecznie zapraszam na opowiadanie o Łukaszu Żygadło, żuczki. <3

8 komentarzy:

  1. Zdążyłam już polubić Liloo. Nie ma to jak mieć w życiu farta. No bo założyć się dwa tygodnie wcześniej, że będzie miała za męża rudego, czarnoskórego sportowca na wesele brata i spotkać takiego na stacji to tylko można określić życiowym fartem. Co ciekawe nikt nie wiedział o jej "ślubie". Zwariowana rodzinka ;)
    A co do jej marzenia: widział ktoś rudego murzyna? To musiałoby być widowisko ;)
    Pozdrawiamy Jarosza oraz żonę Jarosza! Nie każda by się zgodziła, a nawet nalegała, żeby ukochany spędził noc z obcą kobietą na weselu jej brata ;p
    Ciekawa też jestem kogo też Nadia zaprosi do ojca na obiadek. Normalnie zacieram rączki ^^
    buźki ;*
    Zakręcona ;)


    http://sen-o-siatkowce.blogspot.com/ - zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super opowiadanie i już nadrobiłam rozdziały ;)
    Zapraszam również do mnie http://peryferiesiatkarskie.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam serdecznie na ósmy rozdział ;-)
    http://justpromiseme9.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostrzegaj, aby nie pić w trakcie czytania. xD
    Liloo to bardzo śmieszna dziewczyna. :D
    Jestem tylko ciekawa co zrobi Nadia.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię Liloo, taka wariatka, w pozytywnym znaczeniu ;p
    Jestem ciekawa, co zrobi Nadia ;)
    Pozdrawiamy państwo Jarosz! ;p

    OdpowiedzUsuń
  6. nie dobra Liloo. jak można w taki sposób wykorzystać biednego Jakuba? biedak od razu zasnął po wesołej imprezce u zwariowanej rodzinki. :)
    właśnie, nie zazdroszczę Nadii takiego ojca.;/ no ciekawe kogo przyprowadzi na obiadek, jeśli w ogóle przyprowadzi, może wykręci się pracą? :P
    pozdrawiam, Jaga20098 :*
    http://zyje--chwila.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. hahah śmiać mi się chce z biednego Jaroszka. Czekam na więcej zakochanego Pitka i uśmiechniętego Grzesia. Czekam na jakąś euforię śmiechu jak teraz. PO tym smętnym meczu.
    Zapraszam do siebie na nowy rodział
    niezwykleinteresujacahistoria.blogspot.com
    Pozdrawiam Anka

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć :) Nominowałam Cię do Libster Award, ale są one troszkę inaczej zrobione niż wszystkie inne, dlatego myślę, że fajnie by było, gdybyś się też w to pobawiła :) Jeśli nie chcesz, to nie ma problemu, zrozumiem.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń