Następnego dnia…
Piątek
Rankiem, dokładnie piętnaście po ósmej, Nadia stała przy
swoim samochodzie. Opierała się o drzwi, na dachu ustawiła swojego laptopa i czekała.
Czekała i czekała. Czekała, czekała, czekała, oj, długo czekała. A szanownego
Pita jak nie było, tak nie było.
- Może ja po niego pójdę? – zasugerował Igła.
Dziewczyna popatrzyła na niego sceptycznie.
- Po Piotrka czy po Grześka? – zapytała. Chciała zabrzmieć
obojętnie, ale nie zdołała całkowicie usunąć zirytowania ze swojego głosu.
Pan Kosok zadeklarował się po siedmiu minutach czekania, że
pójdzie po swojego Pitowatego kolegę. I tutaj ślad się urwał – obaj zniknęli.
Laptop Nadii, Marian, wskazał ósmą siedemnaście. Dziewczyna
westchnęła.
- Jeśli się nie pospieszymy… - zaczęła, ale przerwał jej
zdyszany głos Piotrka.
- Jestem już! Przepraszam.
- Nie ma sprawy – prychnęła Nadia – To wcale nie jest
inteligentne posunięcie, które ma pomóc waszej może nawet międzynarodowej
karierze i mojemu dalszemu życiu – uśmiechnęła się do niego sztucznie – To przecież
nic ważnego. Jedziemy – rzuciła i zamknęła z hukiem swojego laptopa.
Gdyby Marian potrafił mówić, prawdopodobnie
zaprotestowałby głośnym jękiem.
Nawet na nich nie patrząc, wsiadła do samochodu.
Piotrek poczuł się niepewnie. Przeczesał palcami krótkie
włosy, przedreptał niepewnie ze dwa kroczki po czym stwierdził:
- Nie zmieścimy się. Pojadę drugim samochodem. Mam kluczyki
i…
Ewidentnie nie chciał znaleźć się w tym samym samochodzie co
rozdrażniona kobietka z ostrymi pazurkami umalowanymi na jaskrawą czerwień
(znaną raczej jako „kolor krwi wypływającej z tętnic umierającej ofiary”). Karol
i Andrzej zgodzili się z jego rozumowaniem. Zła kobieta to prawdopodobnie
najgorsza z możliwych bestii. Yeti przy niej wymięka, Voldemort przy niej
wymięka, King Kong przy niej wymięka, nawet Joker nie dałby sobie rady!
Grzesiek został oddelegowany do samochodu Nadii, bo jej
humorki specjalnie nie robiły na nim wrażenia.
Igła sam zdecydował, że pojedzie z dziewczyną, bo chyba
nie do końca rozumiał powagę sytuacji.
Gdy wsiedli do samochodu, spojrzała na nich krzywo.
Siedziała prosto, trzymając dłonie na kierownicy,
przygotowana. Miała na sobie marynarkę i eleganckie spodnie, a na nogach beżowe
szpilki. Dzisiaj była profesjonalistką.
- Świetnie – przewróciła oczami – Wy dwaj. Cudownie. A
jeśli ktoś nas zobaczy?
- O co ci chodzi?
- To, że prosiłam was, abyście nie przejmowali się tym, co
o was piszą w gazetach wcale nie znaczy, że macie dawać im więcej okazji do….
do…
- No do czego? – zainteresował się Kosok, krzyżując
ramiona na piersiach.
Nadia rzuciła mu ponure spojrzenie. Siedzący na tylnym
siedzeniu Krzysiek poruszył się niespokojnie.
- Wiesz co mam na myśli – stwierdziła, skupiając całą
uwagę na drodze. Zerknęła w lusterko aby sprawdzić czy Piotrek na pewno jedzie
dokładnie za nią. Jeszcze mógłby się zgubić i kolejne nieszczęście byłoby…
- Nie wiem, powiedz mi.
Nadia zacisnęła dłonie na kierownicy. Potem również usta.
Potem na sekundę powieki, gdy akurat zatrzymywali się na czerwonym.
- To, że mamy udowadniać, że nic się nie stało, nie oznacza,
że mamy ostentacyjnie pchać się prosto w oczy całemu światu.
Igła zaśmiał się.
- Obrazowe porównanie.
Pół godziny później…
- Gdzie oni pojechali? – zainteresował się Zibi asystując
przy Kurkowym podnoszeniu ciężarów.
Bartek jęknął, podniósł sztangę i nie miał zamiaru
odpowiadać, za bardzo skupiony na narzuconym mu ciężarze.
- Też chciałbym jechać – powiedział do siebie Zbyszek – To
niesprawiedliwe jest.
- Będziesz się teraz mazał jak baba? – zapytał uszczypliwie
Kubiak ze swojego stanowiska obok.
Bartman posłał mu zdziwione spojrzenie.
- Przepraszam czy coś ugryzło cię w tyłek?
- Twoja haftowana poduszka, kochasiu – odwarknął mu Michał.
- Jesteś drażliwy. Czyżbyś przechodził te dni?
- Tak, stary. Zgadłeś. Jesteś taki zajebiście
inteligentny.
- Odpieprz się.
- Sam się od…
- Chłopaki! – jęknął Bartek.
Zibi natychmiastowo uwolnił go od wielkiego ciężaru.
- Cioty z was – podsumował inteligentnie przechodzący
akurat obok Olek Bielecki.
Kubiak warknął na niego ostentacyjnie.
- To nie my jesteśmy poszukiwani w trzech stanach za…
- Słyszałem! – przerwał Zbyszkowi.
Pół godziny
później…
- Gdzie jesteśmy? – zapytali jednocześnie Andrzej i Karol.
Gdyby Gala urządzała plebiscyt „najprzystojniejsza i
najbardziej nienormalna para roku” – wygraliby. Bezsprzecznie.
Piotrek zaparkowała zaraz obok samochodu Nadii. Milczał,
bo nie potrafił udzielić im odpowiedzi.
- Gdzie jesteśmy? – powtórzyli zgodnie swoje pytanie Kłos
i Wrona, gdy wysiedli z samochodu. Tym razem skierowali je do Nadii.
- Jesteśmy spóźnieni – odparła, sprawdzając swój zegarek i
dodatkowo telefon.
- Ale gdzie?
Westchnęła i podniosła wzrok. Po kolei kierowała go na
każdego z siatkarzy. Andrzej, Karol, Piotrek, Grzesiek i Krzyś.
- To jest największa podstawówka w Warszawie – wyjaśniła.
Przez chwilę milczeli. Potem odezwał się pan Wrona:
- Ja rozumiem, że my jesteśmy nie do końca poważni, ale…
- … nie jesteśmy na poziome podstawówki – dokończył za
niego Karol.
- Tak – Nadia stłumiła uśmiech – raczej na poziomie przedszkola.
- Hej!
- Załatwiłam wam spotkanie z uczniami – mówiła – Takie akcje
ze strony znanych ludzi zawsze są dobrze odbierane, niezależnie od tego, co wcześniej
napisali o nich w plotkarskich kolumnach – tutaj wymownie spojrzała na Grześka
i Krzysia – Mamy trzy godzinki. Pogadacie z dzieciakami, porobicie zdjęcia,
pożartujecie, opowiecie o sporcie, o waszych celach, o tym jak się to zaczęło…
- machnęła dłonią – cokolwiek. Zajmijcie ich i sprawcie, że was pokochają –
nagle wymierzyła w nich palcem wskazującym - Tylko nie naróbcie głupot! –
zastrzegła.
- Jak to dobrze, że zabrałem ze sobą kamerę! – ucieszył
się…
- Krzysztof.
- Dobra – wzruszył ramionami – Przecież będę grzeczny. Ja
zawsze jestem grzeczny.
- Mówię poważnie, chłopaki. Albo się skupicie na te kilka
godzin, albo poszczuję was moim kotem.
- Masz kota?
- I to nie byle jakiego…
- Nie lubię kotów.
- Ja też nie – stwierdziła Nadia.
- To po co…?
- Ci! Gotowi?
Andrzej uniósł rękę.
- Mam tylko jedno pytanie… Dlaczego akurat podstawówka?
Nadia popatrzyła na niego jak na duże dziecko.
- Dzieciaki w podstawówce zainteresujecie wy, jako
siatkarze i sport, jako siatkówka. W przedszkolu nie zrozumieliby słowa z tego,
co mówicie, a gimnazjum i szkoły wzwyż… Zostalibyście potraktowani po prostu
jak przystojni faceci. Ale nie martwcie się, hotkami zajmiemy się później.
Godzinę później…
Tina skradała się dookoła budynku, zerkając przez każde
okno. Wreszcie dotarła do sali, gdzie zamknięto jej sensację.
- Proszę, proszę -
mruknęła do siebie.
Przystojny brunet siatkarzyna i jego nieco niższy kolega.
Oraz dwóch… Nie, trzech innych.
Grzecznie rozmawiają sobie z dzieciakami i wydają się całkiem
dobrze bawić.
Mało interesujące.
Trzeba by było trochę namieszać…
Więc…
Gdzie się podziała nasza urocza koleżanka…?
Wieczorem…
Tina otrzymała telefon od klienta:
- Ma pani coś co się nadaje?
- Pan ma na myśli…
- Tak, tą dziewczynę od siatkarzy.
Dziewczyna odchrząknęła i jeszcze raz spojrzała na
bezwartościowy materiał.
- Cóż… Prawie.
- Co to znaczy? – oburzył się głos w słuchawce.
- Materiał jest jeszcze nie do końca skończony…
- Nie interesuje mnie to. To jest sprawa na wczoraj. Tekst
już powinien leżeć na moim biurku!
- Obawiam się, że nie mogę…
- Na kiedy?
- Co? – zamrugała gwałtownie.
- Na kiedy będzie gotowe?
- Ja…
- Jutro?
- Poniedziałek? – zasugerowała Tina.
- Ostateczny termin – zagroził - Przed dwudziestą trzecią chcę
mieć coś wartościowego. Inaczej nie płacę.
Dziewczyna pomyślała o kwocie, jaką jej obiecywał i
zadrżała, gdy ugięły się pod nią kolana.
- Tak jest – zgodziła się.
W tym samym czasie…
Hania wpadła do agencji tylko po to, aby nawrzeszczeć na
swoją menadżerkę osobiście. Przecież tyle razy jej powtarzała, że ma serdecznie
dość współpracy z ludźmi, którzy ewidentnie nie posiadają ani talentu, ani chociażby
predyspozycji, by współpracować z innymi ludźmi. Bo co to za przyjemność współpracować z facetem,
który traktuje cię jak przedmiot.
- Majka? – wpadła do gabinetu szefowej, uprzednio pukając.
Maja Paszaska była elegancką kobietą po czterdziestce,
która byłaby modelką, gdyby nie wada kolana. Gdyby tylko mogła chodzić w
szpilkach godzinami – próbowałaby zabłysnąć w świecie mody nawet teraz. O jej
gotowości do współpracy świadczyła choćby rygorystyczna dieta polegająca
bardziej na niejedzeniu niż kontrolowaniu spożywanego posiłku.
Hanna nigdy nie rozumiała głodzących się dobrowolnie. Sama
należała do tych nielicznych szczęśliwców, którzy rodzą się z genialną
przemianą materii.
- Maja?
- Nie teraz, maleńka – odpowiedział jej głos zagubiony
gdzieś za stertą papierów – Jestem zajęta.
Dziewczyna westchnęła. Problem z Majką polegał na tym, że
„teraz” było równoznaczne z „nigdy” i zajęta była zawsze.
Ale Hania była uparta:
- Prosiłam cię, żebyś umawiała mnie na sesje z
profesjonalistami…
- Cicho, cicho! – zarządziła kobieta, wystawiając na chwilę
głowę zza sterty papierów i poprawiając okulary połówki – Załatwiłam ci robotę.
- To świetnie – powiedziała z entuzjazmem dziewczyna, chociaż
w duchu krzyczała z rozpaczy. Tak, lubiła swoją pracę. Tak, lubiła przyciągać
spojrzenia. Tak, lubiła być w centrum uwagi. Tak, uwielbiała poznawać tych
wszystkich ludzi. Ale, na miłość boską!, też chciałaby mieć wakacje!
- Co to za praca? – zapytała. Im szybciej się za to
zabierze, tym szybciej będzie miała święty spokój.
- Zdjęcia – rzuciła w roztargnieniu Maja – Poniedziałek.
Sesja zdjęciowa ze sportowcami. Ty, Klaudia, Monika i Jolka. Łukasz będzie
robił zdjęcia.
Chociaż Hania miała ochotę krzyczeć na wzmiankę o Klaudii,
ucieszyła ją współpraca z Łukaszem. Pracował dla agencji od kilku lat i choć
nie dostawał spektakularnych zleceń, był bardzo dobry i znał się na swojej pracy.
Prywatnie byli znajomymi i świetnie się dogadywali, potrafili współpracować.
Pewnie przez to, że oboje byli spod znaku ryb.
- Okej – powiedziała dziewczyna, chociaż Majka właściwie
nie zadała jej pytania. Ona po prostu postawiła ją przed faktem dokonanym.
Hanna była jej własnością i musiała się z tym pogodzić.
Tak samo, jak Pit musiał się pogodzić z tym, że albo
zepnie tyłek i weźmie się do roboty, albo nie gra w kadrze.
Tak samo, jak Grzesiek musiał się pogodzić z tym, że albo
zacznie działać, albo do końca życia będzie flirtował z paniami ze spalskiej kuchni.
Tak samo, jak Nadia musiała się pogodzić z faktem, że szef
jest idiotą, ale mimo wszystko musi z nim współpracować.
- Nie widzę sensu – mężczyzna podrapał się po brodzie,
oparł na krześle i skrzyżował na piersi ramiona. Dziewczyna przerobiła szybki
kurs psychologii i doskonale zdawała sobie sprawę, że usiadł właśnie w pozie,
która miała demonstrować jego władzę.
Ona sama usadowiła się jak młoda kobieta niezależna, dumna
ze swojego stanowiska, kompetentna i zaradna, bez skazy i bez problemów.
- Moim celem jest to, aby sportowcy nawiązali dobry
kontakt z ludźmi – przypomniała mu grzecznie – Nie mogę tego zrobić bez
pokazania ich ludziom.
- Sesja zdjęciowa – prawie wypluł te słowa – ma im w tym
pomóc? Ostatnia na niewiele się zdała - zauważył uszczypliwie.
Nadia powstrzymała się od westchnienia pełnego irytacji.
- Proszę posłuchać, to nie jest jakaś tam sesja zdjęciowa.
To specjalna sesja prezentująca przyszłą polską kadrę siatkarzy w magazynie
„Gentelman”, najpopularniejszym według moich ostatnich badań. Po za tym, praktycznie
w ogóle ich to psychicznie nie obciąży. Zrobią kilka miłych fotek, powygłupiają
się, udzielą krótkich wywiadów, spędzą parę chwil w towarzystwie uroczych dziewcząt.
Wszystko zapowiada się świetnie.
- Kiedy rozmawiałem z panią o kontaktach publicznych
miałem raczej na myśli…
- Spokojnie – Nadia uśmiechnęła się profesjonalnie – Dopiero
zaczynamy. Mam tego więcej, niech się pan o to nie martwi. Dajmy ludziom ich
poznać, a potem zajmiemy się ich gloryfikowaniem.
Prezes westchnął, pokonany.
Tą bitwę zdecydowanie wygrała Nadia.
Następnego dnia…
Sobota
Weekendy mieli wolne i wszystkim było to na rękę.
W końcu ile można siedzieć w Spale?!
Mimo wszystko mieszkanie pod jednym dachem z bandą kumpli
po pewnym czasie staje się irytujące. Bardzo.
Szczególnie, jeśli twój współlokator chrapie.
Przed południem
Kuba Jarosz zatrzymał się na stacji – Orlenie – bo musiał
zatankować – paliwo – do swojego wspaniałego samochodu – któremu przydałaby się
wizyta u mechanika, ale cóż… jakoś nie było jeszcze okazji. Samochód jeździł,
więc potrzeba ta nie była nagląca.
Zatrzymał się, zatankował, grzecznie zapłacił przy kasie,
gdzie miły pan pozwolił mu wybrać sobie kartę z siatkarzem.
„A co mi tam!” – pomyślał Kuba i wziął sobie Bartka K., bo
zatęsknił, sentymentalny człowiek.
Gdy jego ruda czupryna miała już kierować się do
samochodu, rozejrzał się jeszcze i na drugim końcu stacji dostrzegł uroczego,
jaskrawożółtego garbusa, do którego osobliwie wyglądająca dziewczyna tankowała
gaz.
Osobliwość owej dziewczyny polegała na tym, że z góry na
dół była ubrana w jasnoróżową, puchata, olbrzymią sukienkę z tych, co to niby
ładne są, ale właściwie nie ma ich gdzie założyć. Chyba przez to, że wyglądają
trochę jak sukienki dla lalek, wybierających się na bal dla księżniczek.
Mimo wszystko, dziewczyna w bufiastej, olbrzymiej sukience
majstrująca coś przy żółtym garbusie, wydała się Jakubowi niesamowicie
interesującym zjawiskiem. Dlatego zdecydował się podejść bliżej.
- Przepraszam, pomóc pani? – zapytał, chowając kartę z
podobizną Bartka do kieszeni dżinsów.
Dziewczyna podniosła na niego wzrok. Miała ładne,
jasnoniebieskie oczka i wielkie okulary, jakieś takie zabawne, sam nie
wiedział, dlaczego. Uśmiechnęła się do niego z wyraźną ulgą.
- Z nieba mi pan spadł! – zawołała entuzjastycznie.
Kuba zaczerwienił się, bo był rudy, a oni często się
czerwienili – ot, tak. Dla zasady.
- Liloo – wyciągnęła dłoń w jego stronę. Jej drobne,
kobiece paluszki ukryte były pod długimi do łokci rękawiczkami w innym odcieniu
niż sukienka, ale ładnie z nim harmonizującym.
Popatrzył na nią nierozumiejącym wzrokiem. Dziewczyna
parsknęła śmiechem.
- To moje imię – wyjaśniła – Moi rodzice są specyficzni.
Mój brat nazywa się Syzyf.
Siatkarzy zamrugał otępiały nieco, na pewno zaskoczony,
ale w końcu zdołał wykrzesać z siebie uśmiech i najdelikatniej jak umiał, ujął
jej dłoń.
- Jakub.
- Miło mi – długo trzymała jego rękę, potrząsając nią
wolno – Jesteś silny– zauważyła.
- Jestem siatkarzem – wyjaśnił.
– I rudy… –
dziewczyna pokiwała wolno głową – Wybierzesz się ze mną na wesele?
----
słuchałam sobie dzisiaj "Baila", a potem Króla Lwa w języku miłośników ostrego gulaszu (<3) i stwierdziłam, a wrzucę. Jakby to powiedział mój polonista: "no, szału nie ma". Ale jest Kuba, a jak jest Kuba to wszystko jest cacy i wgl. Tak, uwielbiam go. Hmm, do rzeczy - obiecuję wam już teraz, że rozdział następny to będzie coś... w sumie sama nie wiem. 8 to jest moja osobista ukochana perełka, bo
Marian jest męskim odpowiednikiem mojego notebook'a - Marianny. Ostatnio żyjemy ze sobą w zgodnym związku, więc bardzo chciałam zadedykować jej ten rozdział.
Pozdrawiam wszystkie osoby, które mnie odwiedzają - kocham wszystkie, które komentują i apeluję o JESZCZE, bom zachłanna. Więc człekopodobne istotki zwyczajne: proszę, KOMENTUJCIE, I need it! <3
Dziękuję, kocham, całuję, pozdrawiam,
dzisiaj nadzwyczaj wakacyjna - Świetlik .
Jezu, jak ja się jaram tym gifem . *.*
I śmieję się jak głupia. xD
OdpowiedzUsuńZ tą dziewczyną na stacji, to przegięłaś, wiesz? ;P
Coś czuję, że na tej sesji będzie się dużo działo. ^^
Pozdrawiam! ;*
Coś czuję,że ta niezwykle interesująca kobieta ze stacji zostanie dla Kuby nie tylko zwykła przypadkowo poznana kobieta ^^
OdpowiedzUsuńCo do sesji to może być bardzo ciekawie ;p
Czekam na informacje o następnym ;)
A jesli nadal śledzisz mojego bloga zapraszam na nowy 23 rozdział
OdpowiedzUsuńhttp://siatkoholik.blogspot.com/2013/07/rozdzia-23.html
Pozdrawiam ;)
Znowu śmieję się jak jakiś debil do monitora XD
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że na tej sesji będzie się dużo, oj dużo ;p
Pozdrawiam! ;*
Dziewczyna ze stacji gwoździem rozdziału:D Normalnie już ją uwielbiam i mam nadzieję,że jeszcze się tutaj pojawi i namiesza(ale dobrze) w życiu Kuby;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHahahaha, Liloo mistrzynią rozdziału :D Dzisiaj sobota, więc może by tak wskoczyć w sukienkę... Nie, oni są padnięci po meczu i przygotowują się na następny... Ale ok, kiedyś może spróbuję :D
OdpowiedzUsuńJa chcę jej więcej. Bo chyba nie tylko imię ma wyjątkowe i dziwne, ona chyba jest taka sama :P
No i tak, w Spale tyle dni i nocy z Kurasiem, ale jak przychodzi co do czego to nawet nasz Rudzielec zatęskni. I co robi? Oczywiście bierze kartę z osobą przyjaciela. Przecież to logiczne ;)
Sesja zapowiada się ... ciekawie, interesująco, zaskakująco... ;)
Jestem strasznie ciekawa tych pomysłów Nadii ;)
buźki ;*
Zakręcona ;)
http://sen-o-siatkowce.blogspot.com/ - zapraszam do siebie :D
Bardzo podoba mi się Twój blog, dlatego nominowałam Cię do Liebster Awards ;) Więcej informacji --> http://all-you-need-is-love-and-volleyball.blogspot.com/p/libster-awards.html
OdpowiedzUsuńDzięki Wielkie, bardzo mi miło, ale ja się w to nie bawię. :)
UsuńJaram się tym blogiem jak Rzym za Nerona. Podoba mi się bardzo. ;D
OdpowiedzUsuńUch, komentarz na poziomie. NVM.
Pozdrawiam :)
VE.
epickie porównanie, milordzie. chyba sobie to gdzieś zapiszę ;d
Usuń"Jesteś silny.. Jestem siatkarzem.. I rudy.. wybierzesz się ze mną na wesele?.." rozwala mnie to za każdym razem..^^
OdpowiedzUsuńŚwietliku ja chce więcej..
Kocham Adaam<3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCześć ! Zaczynam nowe opowiadanie, jeśli I rozdział Cię zainteresuje to zapraszam, jeśli nie, to przepraszam za zawracanie głowy. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCześć ! Od takich informacji jest zakładka "SPAM" .
UsuńZapraszam na nowego bloga ;)
OdpowiedzUsuńhttp://siatkoholikxd.blogspot.com/
Mam nadzieję,ze zaciekawię ;)
A to dopiero, co tu się dzieje. :D
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie rozdziały i jestem podekscytowana! :D
Intryguje mnie tu niesamowicie Kosok.
Generalnie to jedno z najbardziej poprawiających humor opowiadań.
Marian i te sprawy. :P
Czekam na rozwój wydarzeń.
Pozdrawiam serdecznie. :*
I zapraszam do siebie na dwójeczkę, www.hope-and-faith-love-and-tears.blogspot.com