Drugi trening
- Rozgrzewamy się,
panowie, rozgrzewamy. Ćwiczymy łopatki, hop, siup, ćwiczymy łokcie, ćwiczymy
bioderka, ćwiczymy rzepkę. Już, już! Raz, dwa, trzy! Fabian, ruszaj się, ćwicz
rzepkę! – Krzysiek był w swoim żywiole. Gdyby kiedyś niedane było mu już grać
na boiska, na pewno skusiłby się na podjęcie odpowiedzialnego stanowiska
trenerskiego, chociażby dlatego, że lubił bez powodu krzyczeć na kolegów –
Drzyzga, ćwicz rzepkę albo zadzwonię do twojego ojca!
- Pan Wojtek pewnie
się ucieszy – zauważył mimochodem któryś z reprezentacyjnych kolegów, właśnie rozgrzewając
rzepkę.
- Drzyzga nie ćwiczy
rzepki – odpowiedział inteligentnie na te niegrzeczne zaczepki Fabian,
wspominając o sobie w osobie trzeciej – bo Drzyzga nie rozumie, dlaczego on ma
się wysilać, skoro Pawełek nie wysila się w ogóle.
Może i Pawełek –
Woicki – siedział sobie wygodnie na trybunach, dzierżąc na nosie grube okularki
bez szkieł dla dodania intelektu, w dłoni trzymając długopis, a na kolanach
kratkę w kartkę, ale wcale to nie oznaczało, że nie ćwiczył rzepki!
- Ćwiczymy, ćwiczymy!
– raz jeszcze zakrzyknął Ignaczak, nadając szybkie tempo swoim kolegom, a do
Fabiana podszedł bliziutko, co by mu prywatną pogadankę urządzić. – Bo widzisz
– zaczął zupełnie niezobowiązująco – Nasz Pawełek może i żywo się z nami ciałem
tutaj nie rozgrzewa – opiekuńczym gestem zagarnął wielką sylwetkę młodszego od
siebie reprezentanta – ale dba za to o to, by umysł nasz… tak, nas wszystkich!
w dobrym rozruchu i kondycyji był, wiesz? Bo kto, jak nie on, jak nie nasz
magister inżynier, kto, kto? Kto będzie w stanie nam zapewnić przetrwanie? Nie
czuję, że rymuję, ale zgaduję, że pojmuję, co chcę, capito, Fabio?
Ale Fabian zmarszczył
tylko czoło jak mała mrówka robotnica w święto pracy i wymamrotał
nieposłusznie:
- Nie.
Och, ten Fabio to był
dzisiaj jakoś nie w sosie…
Wieczorem
Karol leżał na
dywanie i z pogardą patrzył na Andrzeja, który z pogardą patrzył na Karola patrzącego
na niego z pogardą, bo on także z nią patrzył. Z pogardą.
- Kaktusy? –
wymamrotał ten, który patrzył mniejszą ilość razy, ten pierwszy – Winda? I ty?
Przedstawiciel ptactwa
bardzo ponuro i bardzo powoli przytaknął głową.
- Nie lubię igieł –
uświadomił swojego kolegę, co raczej nie spotkało się z przychylnym przyjęciem
wszechświata ze względu na niefortunną ksywkę kolegi z reprezentacyjnej
drużyny.
- Tutaj są moje słoneczka!
– rozległo się na korytarzu i chyba nikt nie spodziewałby się, że dotyczyć to
będzie owych gardzących patrzeniem chłopiątek, gdyby nie zamaszysty kopniak w
drzwi, pozostawiający je otworem – Kochani moi! Najmilsi!
Piotrek się naćpał
miłością i leżał na podłodze w
korytarzu. Jęknął więc głośno, gdy Bartuś niechcący na niego nadepnął.
- Ale stary, czego ty
tutaj? – zapytał kafelek, udając, że wytrzeźwiał i jest w stanie samodzielnie
podnieść się z podłogi. Niestety, nie był dobrym kafelkiem. Dużo lepszym był
Michał, kiedy chował się przed płcią piękną. Jakoś tak się zgrabnie wtapiał, ale
Pit? Nie. Ani trochę.
- Veni, vidi, vici, biczes – rzekłby w takiej
sytuacji Juliusz Cezar lub przeciętny Grek/Rzymianin. Ale Bartek był Polakiem:
- Może byśmy tak
pogadali sobie szczerze?
Zadziwiająca była ta
propozycja, zaiste. Z powodów przynajmniej siedemdziesięciu dwóch, ale że porządne
cięcia ostatnio w budżecie, przedstawimy państwu tylko dwa:
1.
Bartek był chłopcem. Chłopcy nie bawią się w „Prawda
albo wyzwanie”, a nawet jeśli - zawsze wybierają „wyzwanie”. Taka ich męska,
samcza natura.
2.
Bartek był dużym chłopcem, a takie szczere
rozmowy były zarezerwowane dla małych dziewczynek. Wyłącznie małych
dziewczynek!
W pełni zdajemy sobie
sprawę, że oba powody przenikają się wzajemnie wzdłuż, wszerz i na wskroś, ale,
sorry, taki mamy klimat.
Andrzej zareagował
odruchowo – przyodziany dookoła w bandaże, umorusany maścią na blizny, z
rozumem przytłumionym przez tabletki przeciwbólowe, obrócił się na drugi bok,
mruknął coś niewyraźnie i zasnął snem krótkim i niespokojnym.
Karol spojrzał na to
z ukosa, sam zgiął się jak kosa, potem wyprostował, westchnął, przeciągnął,
przycupnął i ziewnął. Ale ostatecznie chyba się zgodził.
- Mogę wam
zaproponować zaśpiewanie brzydkiej piosenki? – zainteresował się nagle Piter.
- Nie ma takiej opcji
– odpowiedział zgodnie anielski chór z zaświatów. Mógł to także być diabelski chór
z przedświatów. Whateva!
Echo tych słów
zawisło w powietrzu, bo właśnie tego od niego oczekiwano. Od Echa. Że będzie
wisieć, nie da się i takie tam. Chłopcy milczeli długą chwilę, w końcu odezwał
się Wronka, udając, że wcale nie śpi:
- Gdzie jest teraz
twoja dziewczyna?
Nowakowski zerknął na
wyświetlacz swojego telefonu komórkowego i westchnął głęboko.
- Tokio – oznajmił, wyjaśnił
przy okazji: - Japoński „Vogue”. Zadzwoniłbym, ale tam jest teraz koło
pierwszej w nocy. Sesje są naprawdę męczące, więc pewnie śpi.
Rzeczywiście, Hania spała.
Śniła o tym, jak wspaniale zapowiadały się jej wakacje, bo miała szalone plany
i prawdziwą miłość u boku, a potem została jej tylko świadomość, że Majka –
właścicielka agencji – może jednym skinieniem palca zniszczyć jej karierę. Tak,
dostała ultimatum – Piotrek albo reszta życia. Tak, zrezygnowała – przynajmniej
chwilowo – z Piotrka, ale jej jedynym marzeniem był profesjonalny modeling.
Prawda była taka, że przez dobre półtora miesiąca wszystko sobie darowała, całą
harówkę, koncentrację, nawet dietę. Skupiła się na swoim mężczyźnie i
niezależnie od tego, jak dobrze jej przy nim było, Maja miała trochę racji –
jeśli znikłaby teraz z obiegu, nie dostałaby się na szczyt już nigdy. A miała
sporą szansę!
Modelki to boginie
młodości – jeśli zaprzepaściłaby swoją na romantycznych randkach i potajemnych
schadzkach, nie wybiłaby się już nigdy. Świat zniszczyłby jej marzenia, nie
pozwalając im się spełnić. Zniszczyłby ją.
Dlatego postanowiła
się skupić na pracy.
- I nie martwi cię
to?
- Martwi mnie Bartek
– żachnął się Piotruś – On ma problemy, posłuchajmy go!
- A czy zanim do tego
dojdziemy – Karol uniósł dłoń – mógłbym przedstawić światu swój wewnętrzny
problem?
- Ależ oczywiście! –
zgodził się natychmiast Bartuś i tak oto doszło do retrospekcji…
Miejsce akcji:
kuchnia
Czas akcji: jakoś w
tamtym tygodniu
Występują: Karol,
Maksymiliana, Andrzej*, Antonina*
* niewymienieni w
czołówce
Zaczynamy:
- Andrzej wpadł
odwiedzić moją siostrę, bo jest nieziemsko piękna i inteligentna, to mogę
zrozumieć, ale ty? – Maksi poniosła głowę i spojrzała na niego przelotnie –
Jesteś jego nianią czy obstawą?
- Bla, bla, bla,
gadaj sobie, co chcesz – zirytował się chłopak.
- U, głąbie, ale mi
pojechałeś. Czułam w piętach.
- Sarkazm to ostatnia
deska ratunku dla osób o upośledzonej wyobraźni, koteczku.
- Koteczku –
powtórzyła zjadliwie – Jestem dumna, że, kurwa, wiesz, co to jest sarkazm.
- Co ty w ogóle wyprawiasz?
– przyglądał się, jak parzyła herbatę.
- Malinowa herbata –
włożyła do wielkiego kubka z napisem PARIS trójkątną torebeczkę – Z sokiem
wiśniowym – dolała gęstego, ciemnoróżowego płynu – i cytryną – wrzuciła
plasterek – Takie to fascynujące? - odwróciła głowę w jego stronę i uniosła
brew, bo bezkarnie zaglądał jej przez ramię.
- To trochę nie ma
sensu – stwierdził Karol, palcem wskazując parujący kubek – Jaki to będzie
miało właściwie smak?
- Mój ulubiony.
Chcesz kawy?
- Tak.
Maksi wzięła swój kubek
i usiadła przy stole, łapiąc w dłoń telefon komórkowy.
- Przepraszam?
- Zapytałam, czy
chcesz z grzeczności. Nie mówiłam, że ci ją zrobię.
Cóż, Karol się
trzymał. Musiał.
Jedno go tylko
nurtowało:
- Dlaczego wtedy nie padało?
Ciężko było rozwiązać
tę zagadkę na miarę zaginionej Atlantydy czy Trójkąta Bermudzkiego. Zwłaszcza,
jeżeli jedna z rozwiązujących osób była chwilowo niepełnosprawna, drugiej to
nie interesowało, a trzecia śpiewała sobie o tym, że „nęcić, kręcić, uwodzić i
mięcić ”. Chyba kogoś jej brakowało…
- Okej – Bartosz
odczekał grzecznie trzy sekundy, a potem powrócił do swoich egzystencjalnych
problemów – czy już mogę się z wami podzielić moim…?
Nie mógł. Tym razem
przeszkodził mu zirytowany Fabian Drzyzga.
- To mi się należy! –
zapewniał kogoś żarliwie – Jestem na to gotowy. Teraz. Pracowałem tyle lat,
żeby móc na chwilę…
- Nie, Fabian – Nadia
stanęła przed nim, krzyżując ręce na piersiach – Tobie nie jest potrzebna sława
i chwała, ale kopniak w tyłek, żebyś w końcu przestał gwiazdorzyć. Albo
porażenie prądem, to mogłoby być równie skuteczne.
Spojrzał na nią tak,
że poczuła niepokój.
- Dobra – zgodził się
bardzo spokojnie i zbliżył do niej. Oczy mu pociemniały, jak seryjnemu mordercy
przed dokonaniem ostatecznej zbrodni – Masz rację – przytaknął sobie lekko i
wyjął dłonie z kieszeni – Na pewno masz rację – wahał się tylko przez chwilę, a
potem rzucił na nią, zmiażdżył dotykiem jej biodra, przyciągnął do siebie i
zażądał: - Więc bądź moją elektrycznością.
A fe!, Fabianie.
Brzydko, brzydko. Nie całuje się dziewczyn kolegów z drużyny!
Chyba, że jest się
Bartmanem. Wtedy można sobie całować, co tylko się chce.
Godzinę później
Po spektakularnym
zniszczeniu wszystkiej ich wiary w ludzkość, dobroć, praworządność i cokolwiek
moralnego, chłopcom ciężko było się otrząsnąć…
Bartkowi było jednak
jeszcze ciężej się powstrzymać, więc bez dalszych zbędnych ceregieli oznajmił:
- Jestem policjantem.
Andrzej prychnął
głośno.
- Jak ty jesteś
policjantem, to ja... Ja jestem z Bydgoszczy!
Lekko niefortunne
sformułowanie, zważywszy, że w Bydgoszczy sobie pan Wrona pogrywał. Ba, nawet poniekąd
dorastał!
- Jeszcze wam to
udowodnię! – zirytował się Kurek – Mogę być kim chcę!
I rozstali się w
niezgodzie.
W tym samym czasie
- Ty podła,
bestialska szumowino z piekła rodem! Ty obrzydliwy, ohydny, szkaradny maszkaronie!
Ty pruderyjna, rozpustna, bezwstydna dziecino Lucyfera! Ty upośledzony, nienormalny
konusie niemoralny! Ty dupku! – Nadia wyglądała zabawnie, biegając w tę i
spowrotem po swoim mikroskopijnym spalskim pokoju i złorzecząc pustym ścianom.
Żałowała, że w tej chwili nie ma przy niej ukochanej Audrey, która mogłaby ją
ostentacyjnie ignorować, ale która przynajmniej pomogłaby jakoś się dziewczynie
uspokoić.
Jakim prawem ON, ten
bydlak jerychoński, pozwolił sobie na dotknięcie jej?! Jak mógł całkowicie
wbrew jej woli pocałować ją, niszcząc tym samym bardzo piękne… coś, stworzone
przecież z jego kolegą! Nie. Nie daruje mu tego, nigdy!
Kurwa – chciałoby się
rzec.
Ale takie właśnie
jest życie. Myślisz, że wszystko będzie dobrze, że dasz radę, że jesteś jego
panem i masz na nie wpływ, a tak naprawdę jesteś tylko zwykłym małym ziarenkiem
piasku na ogromnej pustyni. Albo w klepsydrze. Jesteś kroplą deszczu. Trzciną
poruszaną przez wiatr. Nad niczym nie jesteś w stanie mieć kontroli, nic ci nie
podlega, niczym nie władasz. Nie rządzisz, jesteś poddanym. Koronacja króla
odbywa się poza twoją wolą. Możesz tylko poklaskiwać gdzieś z boku, ponieważ i
tak sam nic nie zmienisz. Takie bagno.
Nadia rozważała to
przez chwilę, po czym mocno tupnęła nogą.
- Jeszcze zobaczymy! –
zawołała, wyzywając na pojedynek… własne życie?
Hm, nie pozostaje nam
nic innego, jak życzyć jej powodzenia.
czy tylko moje oczy wszędzie widzą reklamy? O.O
mała armia, łączcie się! ----> koszary.
Serdecznie zapraszam na mojego bloga: http://nieprzewidywalne.blogspot.com/ i bloga moich przyjaciółek: http://najlepsze-p-n-z.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńJak widzę nikt nie podejmuje się komentatorskiego kawałka chleba. To ja jestem zobowiązana do podniesienia rękawicy.
OdpowiedzUsuńWięc, Dzień Dobry. :D
Nie wiem, czy można ćwiczyć łokieć i rzepkę. Jeśli tak, to proszę o jakieś materiały pomocnicze bo czuję, że te partie mojego majestatu są w zastoju i potrzebują natychmiastowej interwencji. Wiec apeluję, podziel się Krzysiem on mi świetnie to przedstawi. ; )
Piotrek tylko ćpa. A mama ciągle w niewiedzy. Nie ładnie Nowakowski tak mamie nic nie mówić o swoich życiowych decyzjach. A już o tych brzydkich piosenkach nie mówiąc. Gniewam się. : x
Fabian w tejże chwili, proszę mi zostawić Nadię w spokoju. Bo pewien środkowy może uszkodzić twoje narzędzie pracy. O rękach mówię. Oczywiście. Zboczuchy. : P Bo jak być rozgrywającym bez rąk. No chyba, że umie stopami. Pozostawiam do własnego rozważenia.
Kończąc, interweniuję o większą ilość słów w rozdziale. Niech ktoś da Fabianowi snickersa. A i Piotrek mniej brzydkich piosenek, więcej bloków punktowych.
Dziękuję. Pozdrawiam. e. <4
Pierwsze zdanie - dzięki, naprawdę podnosi na duchu ; <
Usuńha, widzę nową akcję pajacyka - podziel się Krzysztofem! przekażę na to 1% mojego podatku, jak już go będę płacic, oczywiście - albo jeśli. XD
a brzydkie piosenki są najlepsze, szczególnie, gdy przypominasz sobie o nich w kościele. ^^