poniedziałek, 14 kwietnia 2014

dwadzieścia dziewięć - jak wy jesteście z policji, to ja jestem z Bydgoszczy! ZŁY ON.

Drugi trening
- Rozgrzewamy się, panowie, rozgrzewamy. Ćwiczymy łopatki, hop, siup, ćwiczymy łokcie, ćwiczymy bioderka, ćwiczymy rzepkę. Już, już! Raz, dwa, trzy! Fabian, ruszaj się, ćwicz rzepkę! – Krzysiek był w swoim żywiole. Gdyby kiedyś niedane było mu już grać na boiska, na pewno skusiłby się na podjęcie odpowiedzialnego stanowiska trenerskiego, chociażby dlatego, że lubił bez powodu krzyczeć na kolegów – Drzyzga, ćwicz rzepkę albo zadzwonię do twojego ojca!
- Pan Wojtek pewnie się ucieszy – zauważył mimochodem któryś z reprezentacyjnych kolegów, właśnie rozgrzewając rzepkę. 
- Drzyzga nie ćwiczy rzepki – odpowiedział inteligentnie na te niegrzeczne zaczepki Fabian, wspominając o sobie w osobie trzeciej – bo Drzyzga nie rozumie, dlaczego on ma się wysilać, skoro Pawełek nie wysila się w ogóle.
Może i Pawełek – Woicki – siedział sobie wygodnie na trybunach, dzierżąc na nosie grube okularki bez szkieł dla dodania intelektu, w dłoni trzymając długopis, a na kolanach kratkę w kartkę, ale wcale to nie oznaczało, że nie ćwiczył rzepki!
- Ćwiczymy, ćwiczymy! – raz jeszcze zakrzyknął Ignaczak, nadając szybkie tempo swoim kolegom, a do Fabiana podszedł bliziutko, co by mu prywatną pogadankę urządzić. – Bo widzisz – zaczął zupełnie niezobowiązująco – Nasz Pawełek może i żywo się z nami ciałem tutaj nie rozgrzewa – opiekuńczym gestem zagarnął wielką sylwetkę młodszego od siebie reprezentanta – ale dba za to o to, by umysł nasz… tak, nas wszystkich! w dobrym rozruchu i kondycyji był, wiesz? Bo kto, jak nie on, jak nie nasz magister inżynier, kto, kto? Kto będzie w stanie nam zapewnić przetrwanie? Nie czuję, że rymuję, ale zgaduję, że pojmuję, co chcę, capito, Fabio?
Ale Fabian zmarszczył tylko czoło jak mała mrówka robotnica w święto pracy i wymamrotał nieposłusznie:
- Nie.
Och, ten Fabio to był dzisiaj jakoś nie w sosie…

Wieczorem

Karol leżał na dywanie i z pogardą patrzył na Andrzeja, który z pogardą patrzył na Karola patrzącego na niego z pogardą, bo on także z nią patrzył. Z pogardą.
- Kaktusy? – wymamrotał ten, który patrzył mniejszą ilość razy, ten pierwszy – Winda? I ty?
Przedstawiciel ptactwa bardzo ponuro i bardzo powoli przytaknął głową.
- Nie lubię igieł – uświadomił swojego kolegę, co raczej nie spotkało się z przychylnym przyjęciem wszechświata ze względu na niefortunną ksywkę kolegi z reprezentacyjnej drużyny.
- Tutaj są moje słoneczka! – rozległo się na korytarzu i chyba nikt nie spodziewałby się, że dotyczyć to będzie owych gardzących patrzeniem chłopiątek, gdyby nie zamaszysty kopniak w drzwi, pozostawiający je otworem – Kochani moi! Najmilsi!
Piotrek się naćpał miłością  i leżał na podłodze w korytarzu. Jęknął więc głośno, gdy Bartuś niechcący na niego nadepnął.
- Ale stary, czego ty tutaj? – zapytał kafelek, udając, że wytrzeźwiał i jest w stanie samodzielnie podnieść się z podłogi. Niestety, nie był dobrym kafelkiem. Dużo lepszym był Michał, kiedy chował się przed płcią piękną. Jakoś tak się zgrabnie wtapiał, ale Pit? Nie. Ani trochę.
- Veni, vidi, vici, biczes – rzekłby w takiej sytuacji Juliusz Cezar lub przeciętny Grek/Rzymianin. Ale Bartek był Polakiem:
- Może byśmy tak pogadali sobie szczerze?
Zadziwiająca była ta propozycja, zaiste. Z powodów przynajmniej siedemdziesięciu dwóch, ale że porządne cięcia ostatnio w budżecie, przedstawimy państwu tylko dwa:
1.      Bartek był chłopcem. Chłopcy nie bawią się w „Prawda albo wyzwanie”, a nawet jeśli - zawsze wybierają „wyzwanie”. Taka ich męska, samcza natura.
2.      Bartek był dużym chłopcem, a takie szczere rozmowy były zarezerwowane dla małych dziewczynek. Wyłącznie małych dziewczynek!
W pełni zdajemy sobie sprawę, że oba powody przenikają się wzajemnie wzdłuż, wszerz i na wskroś, ale, sorry, taki mamy klimat.
Andrzej zareagował odruchowo – przyodziany dookoła w bandaże, umorusany maścią na blizny, z rozumem przytłumionym przez tabletki przeciwbólowe, obrócił się na drugi bok, mruknął coś niewyraźnie i zasnął snem krótkim i niespokojnym.
Karol spojrzał na to z ukosa, sam zgiął się jak kosa, potem wyprostował, westchnął, przeciągnął, przycupnął i ziewnął. Ale ostatecznie chyba się zgodził.
- Mogę wam zaproponować zaśpiewanie brzydkiej piosenki? – zainteresował się nagle Piter.
- Nie ma takiej opcji – odpowiedział zgodnie anielski chór z zaświatów. Mógł to także być diabelski chór z przedświatów. Whateva!
Echo tych słów zawisło w powietrzu, bo właśnie tego od niego oczekiwano. Od Echa. Że będzie wisieć, nie da się i takie tam. Chłopcy milczeli długą chwilę, w końcu odezwał się Wronka, udając, że wcale nie śpi:
- Gdzie jest teraz twoja dziewczyna?
Nowakowski zerknął na wyświetlacz swojego telefonu komórkowego i westchnął głęboko.
- Tokio – oznajmił, wyjaśnił przy okazji: - Japoński „Vogue”. Zadzwoniłbym, ale tam jest teraz koło pierwszej w nocy. Sesje są naprawdę męczące, więc pewnie śpi.
Rzeczywiście, Hania spała. Śniła o tym, jak wspaniale zapowiadały się jej wakacje, bo miała szalone plany i prawdziwą miłość u boku, a potem została jej tylko świadomość, że Majka – właścicielka agencji – może jednym skinieniem palca zniszczyć jej karierę. Tak, dostała ultimatum – Piotrek albo reszta życia. Tak, zrezygnowała – przynajmniej chwilowo – z Piotrka, ale jej jedynym marzeniem był profesjonalny modeling. Prawda była taka, że przez dobre półtora miesiąca wszystko sobie darowała, całą harówkę, koncentrację, nawet dietę. Skupiła się na swoim mężczyźnie i niezależnie od tego, jak dobrze jej przy nim było, Maja miała trochę racji – jeśli znikłaby teraz z obiegu, nie dostałaby się na szczyt już nigdy. A miała sporą szansę!
Modelki to boginie młodości – jeśli zaprzepaściłaby swoją na romantycznych randkach i potajemnych schadzkach, nie wybiłaby się już nigdy. Świat zniszczyłby jej marzenia, nie pozwalając im się spełnić. Zniszczyłby ją.
Dlatego postanowiła się skupić na pracy.
- I nie martwi cię to?
- Martwi mnie Bartek – żachnął się Piotruś – On ma problemy, posłuchajmy go!
- A czy zanim do tego dojdziemy – Karol uniósł dłoń – mógłbym przedstawić światu swój wewnętrzny problem?
- Ależ oczywiście! – zgodził się natychmiast Bartuś i tak oto doszło do retrospekcji…
Miejsce akcji: kuchnia
Czas akcji: jakoś w tamtym tygodniu
Występują: Karol, Maksymiliana, Andrzej*, Antonina*
* niewymienieni w czołówce
Zaczynamy:
- Andrzej wpadł odwiedzić moją siostrę, bo jest nieziemsko piękna i inteligentna, to mogę zrozumieć, ale ty? – Maksi poniosła głowę i spojrzała na niego przelotnie – Jesteś jego nianią czy obstawą?
- Bla, bla, bla, gadaj sobie, co chcesz – zirytował się chłopak.
- U, głąbie, ale mi pojechałeś. Czułam w piętach.
- Sarkazm to ostatnia deska ratunku dla osób o upośledzonej wyobraźni, koteczku.
- Koteczku – powtórzyła zjadliwie – Jestem dumna, że, kurwa, wiesz, co to jest sarkazm.
- Co ty w ogóle wyprawiasz? – przyglądał się, jak parzyła herbatę.
- Malinowa herbata – włożyła do wielkiego kubka z napisem PARIS trójkątną torebeczkę – Z sokiem wiśniowym – dolała gęstego, ciemnoróżowego płynu – i cytryną – wrzuciła plasterek – Takie to fascynujące? - odwróciła głowę w jego stronę i uniosła brew, bo bezkarnie zaglądał jej przez ramię.
- To trochę nie ma sensu – stwierdził Karol, palcem wskazując parujący kubek – Jaki to będzie miało właściwie smak?
- Mój ulubiony. Chcesz kawy?
- Tak.
Maksi wzięła swój kubek i usiadła przy stole, łapiąc w dłoń telefon komórkowy.
- Przepraszam?
- Zapytałam, czy chcesz z grzeczności. Nie mówiłam, że ci ją zrobię.
Cóż, Karol się trzymał. Musiał.
Jedno go tylko nurtowało:
- Dlaczego wtedy nie padało?
Ciężko było rozwiązać tę zagadkę na miarę zaginionej Atlantydy czy Trójkąta Bermudzkiego. Zwłaszcza, jeżeli jedna z rozwiązujących osób była chwilowo niepełnosprawna, drugiej to nie interesowało, a trzecia śpiewała sobie o tym, że „nęcić, kręcić, uwodzić i mięcić ”. Chyba kogoś jej brakowało…
- Okej – Bartosz odczekał grzecznie trzy sekundy, a potem powrócił do swoich egzystencjalnych problemów – czy już mogę się z wami podzielić moim…?
Nie mógł. Tym razem przeszkodził mu zirytowany Fabian Drzyzga.
- To mi się należy! – zapewniał kogoś żarliwie – Jestem na to gotowy. Teraz. Pracowałem tyle lat, żeby móc na chwilę…
- Nie, Fabian – Nadia stanęła przed nim, krzyżując ręce na piersiach – Tobie nie jest potrzebna sława i chwała, ale kopniak w tyłek, żebyś w końcu przestał gwiazdorzyć. Albo porażenie prądem, to mogłoby być równie skuteczne.
Spojrzał na nią tak, że poczuła niepokój.
- Dobra – zgodził się bardzo spokojnie i zbliżył do niej. Oczy mu pociemniały, jak seryjnemu mordercy przed dokonaniem ostatecznej zbrodni – Masz rację – przytaknął sobie lekko i wyjął dłonie z kieszeni – Na pewno masz rację – wahał się tylko przez chwilę, a potem rzucił na nią, zmiażdżył dotykiem jej biodra, przyciągnął do siebie i zażądał: - Więc bądź moją elektrycznością.
A fe!, Fabianie. Brzydko, brzydko. Nie całuje się dziewczyn kolegów z drużyny!
Chyba, że jest się Bartmanem. Wtedy można sobie całować, co tylko się chce.   

Godzinę później

Po spektakularnym zniszczeniu wszystkiej ich wiary w ludzkość, dobroć, praworządność i cokolwiek moralnego, chłopcom ciężko było się otrząsnąć…
Bartkowi było jednak jeszcze ciężej się powstrzymać, więc bez dalszych zbędnych ceregieli oznajmił:
- Jestem policjantem.
Andrzej prychnął głośno.
- Jak ty jesteś policjantem, to ja... Ja jestem z Bydgoszczy!
Lekko niefortunne sformułowanie, zważywszy, że w Bydgoszczy sobie pan Wrona pogrywał. Ba, nawet poniekąd dorastał!
- Jeszcze wam to udowodnię! – zirytował się Kurek – Mogę być kim chcę!
I rozstali się w niezgodzie.

W tym samym czasie

- Ty podła, bestialska szumowino z piekła rodem! Ty obrzydliwy, ohydny, szkaradny maszkaronie! Ty pruderyjna, rozpustna, bezwstydna dziecino Lucyfera! Ty upośledzony, nienormalny konusie niemoralny! Ty dupku! – Nadia wyglądała zabawnie, biegając w tę i spowrotem po swoim mikroskopijnym spalskim pokoju i złorzecząc pustym ścianom. Żałowała, że w tej chwili nie ma przy niej ukochanej Audrey, która mogłaby ją ostentacyjnie ignorować, ale która przynajmniej pomogłaby jakoś się dziewczynie uspokoić.
Jakim prawem ON, ten bydlak jerychoński, pozwolił sobie na dotknięcie jej?! Jak mógł całkowicie wbrew jej woli pocałować ją, niszcząc tym samym bardzo piękne… coś, stworzone przecież z jego kolegą! Nie. Nie daruje mu tego, nigdy!
Kurwa – chciałoby się rzec.
Ale takie właśnie jest życie. Myślisz, że wszystko będzie dobrze, że dasz radę, że jesteś jego panem i masz na nie wpływ, a tak naprawdę jesteś tylko zwykłym małym ziarenkiem piasku na ogromnej pustyni. Albo w klepsydrze. Jesteś kroplą deszczu. Trzciną poruszaną przez wiatr. Nad niczym nie jesteś w stanie mieć kontroli, nic ci nie podlega, niczym nie władasz. Nie rządzisz, jesteś poddanym. Koronacja króla odbywa się poza twoją wolą. Możesz tylko poklaskiwać gdzieś z boku, ponieważ i tak sam nic nie zmienisz. Takie bagno.
Nadia rozważała to przez chwilę, po czym mocno tupnęła nogą.
- Jeszcze zobaczymy! – zawołała, wyzywając na pojedynek… własne życie?
Hm, nie pozostaje nam nic innego, jak życzyć jej powodzenia. 





czy tylko moje oczy wszędzie widzą reklamy? O.O

mała armia, łączcie się! ----> koszary. 

3 komentarze:

  1. Serdecznie zapraszam na mojego bloga: http://nieprzewidywalne.blogspot.com/ i bloga moich przyjaciółek: http://najlepsze-p-n-z.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak widzę nikt nie podejmuje się komentatorskiego kawałka chleba. To ja jestem zobowiązana do podniesienia rękawicy.
    Więc, Dzień Dobry. :D
    Nie wiem, czy można ćwiczyć łokieć i rzepkę. Jeśli tak, to proszę o jakieś materiały pomocnicze bo czuję, że te partie mojego majestatu są w zastoju i potrzebują natychmiastowej interwencji. Wiec apeluję, podziel się Krzysiem on mi świetnie to przedstawi. ; )
    Piotrek tylko ćpa. A mama ciągle w niewiedzy. Nie ładnie Nowakowski tak mamie nic nie mówić o swoich życiowych decyzjach. A już o tych brzydkich piosenkach nie mówiąc. Gniewam się. : x
    Fabian w tejże chwili, proszę mi zostawić Nadię w spokoju. Bo pewien środkowy może uszkodzić twoje narzędzie pracy. O rękach mówię. Oczywiście. Zboczuchy. : P Bo jak być rozgrywającym bez rąk. No chyba, że umie stopami. Pozostawiam do własnego rozważenia.
    Kończąc, interweniuję o większą ilość słów w rozdziale. Niech ktoś da Fabianowi snickersa. A i Piotrek mniej brzydkich piosenek, więcej bloków punktowych.
    Dziękuję. Pozdrawiam. e. <4

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsze zdanie - dzięki, naprawdę podnosi na duchu ; <
      ha, widzę nową akcję pajacyka - podziel się Krzysztofem! przekażę na to 1% mojego podatku, jak już go będę płacic, oczywiście - albo jeśli. XD
      a brzydkie piosenki są najlepsze, szczególnie, gdy przypominasz sobie o nich w kościele. ^^

      Usuń