Wiem, że to krótki fragmencik i raczej mało treściwy, ale to przedsmak całego przyszłego chaosu.
Serdecznie pozdrawiam Kubę Jarosza (<3) bo dzisiaj pisałam o nim, ale o tym dowiecie się... później.
Całuje, świetlik.
Nie brał udziału w całym tym zamieszaniu spowodowanym zwycięstwem.
To znaczy: brał, ale tylko częściowo…
To znaczy: brał, ale tylko częściowo…
Jasne, był wniebowzięty, ale nie przywykł do okazywania
emocji publicznie. W środku panowała dzika burza, ale na zewnątrz był spokojny,
opanowany i chichy, jak zawsze.
Jest chyba jedynym z wygranych, który tak spokojnie
odbiera nagrodę. Bartman już zaczął opowiadać o nim kawały…
Ale lubił siebie właśnie takiego. Od dzikich wrzasków był
Zibi, od niekontrolowanej radości Igła, od szalonych wyskoków Kosok. A on
zajmował się tym, żeby utrzymać ich jakoś w ryzach. Żeby ich ogarnąć. Żeby te
głupki znowu czegoś nie spieprzyły. O Boże, jak on kochał swoich przyjaciół.
Na rynku było nawet zabawnie. Krzyś z tą swoją głupią
kamerą, tłumy ludzi, to szczęście dookoła. Fajnie, że sport potrafi tak
wszystkich jednoczyć.
Cóż, potrafi też dzielić. Można powiedzieć, że miał
informacje na ten temat z pierwszej ręki.
- Ja tak nie mogę, Piotrek – powiedziała mu Ola.
Jezu, dlaczego? Przecież cię kocham, Olu…?
- Po prostu nie.
Za każdym razem coś dźgało go w serce, gdy sobie o tym
przypominał.
Teraz emocje już opadły. Plus Liga skończona, „Mistrz!
Mistrz! Resovia!”, koniec wolnego – czas na Ligę Światową. Jedzie do Spały i w
tych malutkich pokoikach z wielkimi łóżkami znowu będzie bezpieczny,
współmieszka z Grześkiem, trenuje. Odpowiada mu to. Lubi to. Kocha.
I może rzeczywiście jest jakiś aspołeczny i zamknięty w
sobie, skupiony tylko na jednym, jak mawiała jego była, ale co z tego, skoro
może grać?
Cóż, tak mu się przynajmniej wydawało.
Piotrek myśli: dam radę, mam siatkówkę.
Życie woła: ha,
ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha! Nie.
Jednak tym razem to nie życie go zawołało.
- Piotrek?
Zero odzewu.
- Piooootrek?
Nic.
- Piotr?
Cisza.
- Pit...?
Pustka.
- PITER?!
Nowakowski aż podskoczył na swoim miejscu. Odwrócił się
szybko w stronę kierowcy i spojrzał nań jak na wariata.
- Tak Grzesiu? – zapytał grzecznie.
Grzegorz Kosok, przystojny brunet, dwa metry i sześć centymetrów,
wpatrywał się uważnie w drogę, marszcząc
brwi. Palcami wystukiwał na kierownicy nerwowy rytm.
- Mówię do ciebie od piętnastu minut – powiedział
rozdrażniony.
- Oj – jęknął Piotrek – Przepraszam – wymamrotał.
- Stary, stało się coś?
- Nie mów do mnie „stary” – obruszył się Pit i spojrzał za
okno – Daleko jeszcze?
- Nie.
- To samo mówiłeś godzinę temu.
- Tak.
- Śmiejesz się ze mnie?
- Brakuje mi ostatnio rozrywki.
Piotrek zmiażdżył go spojrzeniem.
- Ola… - zaczął powoli Grześ.
- Nie ma już Oli. I wcale mnie to nie boli – skrzywił się,
słysząc ten idiotyczny rym. Kosok również. Chyba jest gorzej, niż obu się
wydawało.
- Może zjemy sobie ciasteczko na stacji, co? –
zaproponował brunet – czekoladowe?
Piotrek przewrócił oczami.
- Nie jestem babą, żeby złamane serca zajadać słodyczami…
- poruszył się niespokojnie na fotelu.
- Nie obchodzi mnie to – wzruszył ramionami jego przyjaciel
- Ja chcę ciasteczko, a na stacji i tak się zatrzymujemy. Muszę zatankować.
Stacja należała do tych raczej rzadko uczęszczanych,
dzięki Bogu, bo pewnie ktoś znowu rzucił by się na nich z wyrazami miłości. Jak
się ma ponad dwa metry wzrostu to nijak nie da się schować. Nie zrozumcie źle,
rozdawanie autografów i słuchanie, jakim to się jest wspaniałym jest miłe… No,
ale bez przesady – są osoby, które chcą, żeby na przykład… nie wiem, pozwolili
dać sobie uciąć nożyczkami pukiel włosów. O, albo fanki, które chcą potrzymać ich
szczoteczkę do zębów… Takie sytuacje są naprawdę dziwne.
Gdy tylko Grzesiek się zatrzymał, Piotrek wysiadł z auta.
Na stacji sprzedawali jedynie alkohol, papierosy, zimną
kawę i niezdrowe słodycze, bardzo dobrze. Obaj z Kosokiem musieli trzymać specjalną
dietę, ale byli głodni, a skoro tutaj nie mieli nic zdrowego… Mają
usprawiedliwienie.
Pit długo rozważał, jakie ciastka ma zabrać. Pewnie zdajecie
sobie sprawę, jaka musiała to być dla niego trudna decyzja. Trudna, życiowa decyzja!
Bo jest tyle wspaniałych ciasteczek, a on musi się zdecydować na tylko jedną paczkę…
Och, nie!
- Przepraszam…?
Dziewczyna miała jasne włosy, związane w niedbały kok i ciemne, orzechowe oczy.
Uśmiechała się uprzejmie, sztucznie, ale mimo wszystko wyglądała uroczo.
Przyglądał się jej twarzy tylko przez chwilę, bo zakręciło mu się w głowie.
- Tak? – zapytał, jednocześnie mrugając gorączkowo i
starając się złapać oddech.
Dziewczyna wyciągnęła dłoń do przodu, a on odruchowo się
odsunął. Zgarnęła z półki pudełeczko ciastek owsianych w czerwonym opakowaniu. Cały
czas patrzyli sobie w oczy. Gdyby nie to idiotyczne miejsce i paczka owsianych ciasteczek,
napięcie między nimi można by uznać za niesamowicie intymne i pociągające.
- Dzięki – powiedziała, odwróciła się i odeszła do kasy.
Piotrek zarumienił się – przynajmniej tak mu się wydawało.
Poczekał aż dziewczyna zapłaci i wyjdzie, potem podniósł głowę i dostrzegł jak
wsiada od strony kierowcy do srebrnego mercedesa, zakłada ciemne okulary i
odjeżdża.
Odetchnął.
Kupił te same ciasteczka co ona.
Gdy wrócił do samochodu, Kosok już na niego czekał.
- Co tak długo?
Pit nie odpowiedział, pogrążony w zamyśleniu.
- Jezu, a gdzie czekolada?! – nachmurzył się Grześ,
zgarniając pudełko owsianych ciasteczek – Piter! – jęknął, a potem spojrzał na
przyjaciela. Widząc jego dziwny, mętny wzrok i niemrawy wyraz twarz, zapytał
jeszcze: - co się stało?
Piotrek pokręcił głową i przymknął oczy.
- Stary, słabo ci? – zaniepokoił się Kosok.
- Nie mów do mnie „stary” – wymamrotał.
- Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha…
- O nie – chłopak nagle otworzył oczy – Zdecydowanie nie –
uśmiechnął się, rozmarzony – Ona z pewnością była materialna.
Grześ zagwizdał.
- Ona – wyszczerzył się głupkowato.
Piter dźgnął go boleśnie łokciem w żebra.
- Zamknij się.
- Widzisz – Kosok wciąż szczerzył się jak idiota, gdy
odpalał samochód – Mówiłem, że ciasteczka to dobry pomysł.
O jak miło. To milenium podoba mi się najbardziej ;* No i jest Piotr- zakręcony jak zakrętka od słoika, hehehe ^^ Jeszcze jedno bardzo ważne Sovia, Sovia, Sovia MISTRZ!
OdpowiedzUsuńPS. dziękuję i również pozdrawiam Adaam ;**
dzięki za zaproszenie:) w końcu udało mi się zajrzeć do Ciebie:) opowiadanie zapowiada się ciekawie i na pewno będę tu częściej zaglądać:))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/
jejku, bardzo podoba mi się twój blog!
OdpowiedzUsuńlubię Pitera i lubię Kosę i więcej mi już do szczęścia nie potrzeeba. :)
jejku, jak ty fajnie piszesz!
ile bym dała, żeby mieć taki lekki styl jak ty. *.*
ale się też uśmiałam, nie wiem czy to miałaś na myśli, ale się uśmiałam. :) już lecę czytać dalej, :*
Jej, już lubię tego bloga!
OdpowiedzUsuńPit i Kosa - żyć nie umierać! :D
Część czytana z "bananem" na twarzy :D
Lecę czytać dalej :D
Ohoho siatkarze to nie mój klimat ale ciekawy :) Postaram się wpadać.
OdpowiedzUsuń