ugh. ostatnio dużo się tego nazbierało, moje skoWronki (xD)
dedykacji, I mean.
1 - dla Cysi, bo czyta. Bo jest. Bo tak. Bo 1500.
2 - dla Ciebie - bo ma urodziny i na to zasługuje.
3 - dla Adama - bo ostatnio go zaniedbuję.
4 - dla wszystkich świetlików i zagubionych motyli. kocham was.
...
nowe postacie, nowe postacie, nowe postacie -----> w zakładce "występują" .
Wieczorem…
dedykacji, I mean.
1 - dla Cysi, bo czyta. Bo jest. Bo tak. Bo 1500.
2 - dla Ciebie - bo ma urodziny i na to zasługuje.
3 - dla Adama - bo ostatnio go zaniedbuję.
4 - dla wszystkich świetlików i zagubionych motyli. kocham was.
...
nowe postacie, nowe postacie, nowe postacie -----> w zakładce "występują" .
Wieczorem…
Nadia może nie była najzgrabniejszą osobą na świecie, ale
nadrabiała poczuciem humoru i urokiem osobistym. I chociaż potykała się o
własne nogi, z opresji wychodziła z zadziwiającą gracją, kierując się
równocześnie sprytem. Typowo kobieca, zabójcza mieszanka…
No, moja droga, nie było tak źle. Poznałaś już… czterech
zawodników, za których wizerunek od teraz odpowiadasz. Bardzo dobrze ci idzie…
Chociaż prawdopodobniej szłoby ci lepiej, gdyby szafy w
tym pokoju były większe.
Po wstępnych oględzinach, dziewczyna stwierdziła, że zdoła
w nich zmieścić ledwie… półtorej walizki. A miała trzy. I podręczną torbę. I
jeszcze torebkę z dokumentami. Ach, no i tą papierową z notatkami i
biurokracją… A tu nawet nie ma biurka! Dochodziły jeszcze wszystkie te
idiotyczne rzeczy Audrey… Och, gdzie niby masz zamiar umieścić te sukienki, te
spódniczki, te sweterki, te koszulki, te topy, te szpilki, te tenisówki, te
kapelusze, te kosmetyki i tą biżuterię? No gdzie?!
Dziewczyno, miałaś zabrać tylko najpotrzebniejsze rzeczy!
Ale tak bardzo źle czułabyś się, gdyby ta czerwona
sukienka została w maleńkim mieszkaniu w Nowym Jorku! A skoro zabrałaś czerwoną
mini, musiałaś też zabrać te czarne szpilki, bo przecież inne buty nie
wyglądają tak świetnie… No, i oczywiście odpowiednie kolczyki, czarny wisiorek,
okulary, kapelusz i marynarkę, gdyby wieczór był akurat zimny…
Nadia westchnęła.
Tak, zdecydowanie była uzależniona od swojej garderoby…
Zapłaciłaś za spory nadbagaż – zamiast marnować pieniądze
trzeba było to zostawić! Przecież Polska to nie Stany. Gdzie ty tutaj chcesz
zakładać czerwoną mini i szpilki?!
Brunetka założyła odruchowo swoje modne, duże okulary w
czarnych oprawkach. Zdjęła marynarkę, niedbale spięła włosy w kucyk i spojrzała
ostrzegawczo na Audrey, usadowioną na parapecie i korzystającą z nikłych
promieni słońca.
- Musisz przestać marudzić – poradziła swojej kotce, ale
ta okazała tylko perfekcyjną ignorancję na rady właścicielki.
To, że Nadia przyzwyczaiła się do jej podłych humorków
wcale nie znaczyło, że jej nie irytowały. Prychnęła na kota i pokazała mu czerwony
lakier na środkowym placu prawej dłoni.
- Nie wiem, dlaczego cię toleruję – stwierdziła
uszczypliwie, ale Audrey tylko przewróciła oczami, nie biorąc jej na poważnie.
- Głupi kot – mruknęła do siebie dziewczyna, biorąc się za
rozpakowywanie głównej walizki, z którą tak długo mocowała się na schodach.
Wystarczyło jej odpięcie zamka, żeby wyczuć, iż coś jest
nie tak. Poczuła nieprzyjemny skurcz w brzuchu, poprawiła okulary, zmarszczyła
brwi. Otworzyła walizkę i…
… zachciało jej się wrzeszczeć. Zresztą, nie pierwszy raz
dzisiaj.
Bała się tylko, że jeśli krzyknie za głośno, sportowcy
uznają ją za wariatkę.
Więc odrzuciła resztkami sił walizkę i sama upadła ciężko
na łóżko. Z głową w poduszce zaczęła mamrotać jak bardzo nienawidzi swojego
życia, tego miejsca i ojca, przez którego musi to wszystko robić.
Następnego dnia…
Wtorek
Pierwszy trening
- Piotrek, może byś się skupił?! – zaproponował mu mocno
zirytowany Kurek. Chłopak ewidentnie miał tendencje do łatwego popadania w
gniew. Oj, Bartusiu, to na pewno się jakoś leczy. Melisą może?
- Przepraszam – wymamrotał Pit.
Stojący obok niego Ignaczak, z uśmiechem na twarzy – jak
zwykle – klepnął go w ramię.
- Grasz dziś jak baba – stwierdził wesoło.
Wcale nie chciał przez to obrazić zawodniczek Orlen Ligi. Ba,
szanował je i podziwiał.
To przecież tylko takie luźne wyrażenie popularne głównie
wśród mężczyzn…
Kosok przyglądał się podejrzliwie współlokatorowi.
Rzeczywiście, nie szło mu dzisiaj najlepiej. Nie dobiegał do piłki, zagrywkę
miał słabą, łatwo się dekoncentrował, czasem całkowicie wyłączał – jak nie on.
Obok Grześka stanął Kubiak.
- O co chodzi? – spytał, ruchem głowy wskazując
przygotowującego się do odbicia Nowakowskiego.
Grześ wzruszył tylko ramionami.
- Sądzę, że to przez kobietę – jak spod ziemi wyrósł obok
nich Bartman. Cóż, gdyby się uprzeć, można było uznać go za drzewo. Dodać tylko
tu i ówdzie trochę zieleni… Nie byłby to może potężny Dąb Bartek, ale taka
całkiem zgrabna jabłonka…
- Tak – przytaknęło samo sobie owe drzewo – To zawsze
chodzi o kobietę…
Kosok nijak tego nie skomentował, ale Michał spojrzał na
przyjaciela jak na idiotę (czyli jak zwykle).
- Niekoniecznie to kobieta – próbował oponować, ale Zibi
zbył go machnięciem ręki.
- Chcesz się założyć? – zasugerował Bartman.
- Nie – odpowiedziała Grzegorz zamiast Michała –
Przegrałbyś – pokiwał głową pod adresem Kubiaka i postanowił, że dzisiaj dowie
się, kim jest owa dziewczyna.
W tym samym czasie…
Pewna nieprzyzwoicie ruda – farbowana – istota w dużych,
modnych ostatnimi czasy, okularach zaglądała w okna przez obiektyw swego
szpanerskiego aparatu. Nawet porządny zoom nie był w stanie wyłapać czegoś
niesamowicie…
No, tak. Tutaj następuje pytanie: czego właściwie szukała?
Sensacji.
Nic nie sprzedaje się tak dobrze jak porządna, mocna,
pikantna sensacja. Szczególnie w prasie. A tak się akurat składa, że owa rudowłosa
istota o nie-wdzięcznym imieniu Krystyna, dla przyjaciół Tina, była dorywczo
pracującą reporterką. Dorywczo, bo jej praca polegała na niewiązaniu się długimi,
nieprzyjemnymi umowami o prace, ale na życiu z dnia na dzień lub raczej z bomby
na bombę i dostarczaniu wybuchowego materiału do co lepiej płacących
zainteresowanych czasopism. Należała do maleńkiej firmy, gdzie żyli sobie
niespokojnie właśnie tacy jak ona. Firma nie miała właściwej nazwy, ale cieszyła
się sporym powodzeniem. Działała na zasadzie: klient dzwonił, mówił co, gdzie i
jak, a oni pędzili – czasem na drugi koniec Polski – i robili artykulik na
drugą stronę gazetki.
Tak było i tym razem. Miły starszy pan zażyczył sobie coś
super siatkarskiego ze spalskiego zgrupowania. Tina przyjęła to z entuzjazmem.
W końcu jest kobietą, a wysportowani faceci to zawsze miły obiekt oglądania.
Uwielbiała łączyć przyjemne z pożytecznym.
A o znalezienie sensacji się nie martwiła.
Zebrała porządne informacje – z kochaną kadrą miała
pracować w tym roku pewna młoda dziewczyna. Public relations. Jasne, jasne… Już
Tina wie, co tak naprawdę będzie się tam działo.
Nie bójcie się, nawet jeśli nic się nie wydarzy, już ona
zadba o sprowokowanie kilku sytuacji…
Niewinnych.
Ale idealnych na pierwszą stronę.
Dwadzieścia minut później…
Zaspała.
- Jak, kurwa, można zaspać na spotkanie o 12:00?! –
naskoczyła na bezbronną Audrey.
W dodatku, dopiero po szybkim prysznicu zorientowała się,
że nie ma co na siebie włożyć, bo idioci z linii lotniczych wciąż mają jej
walizkę! Walizkę pełną jej ubrań! A ona w zamian ma… jakieś łachy, męskie i w
rozmiarze XXXXXXXXXL. Matko, to chyba dobry moment by umrzeć!
- Nie panikuj, nie panikuj, nie panikuj, nie panikuj… -
powtarzała sobie jak mantrę.
W dodatku zapomniała wczoraj zadzwonić na lotnisko i
nawrzeszczeć na tych Bogu ducha winnych ludzi, którzy mają jej walizkę! Gdy
tylko uderzyła głową w poduszkę i skończyła powtarzać, że życie jest
przereklamowane, zasnęła. Spała ponad dwanaście godzin! Cholerna zmiana strefy
czasowej i jej nieprzyjemne konsekwencje!
Uzmysłowiła sobie, że i tak panikuje, więc zaczęła mamrotać
inaczej:
- Będzie dobrze, będzie dobrze, będzie dobrze, będzie
dobrze…
Raczej nie będzie…
Dziesięć minut później…
Grzesiek wracał sobie spokojnie z obiadu, kiedy zderzył
się z burzą czarnych włosów i czarnego humoru na szpilkach. Na szczęście dla
Nadii, nie zakończyło się to spektakularnym upadkiem i kolejnym siniakiem, bo
tym razem dżentelmen zdążył ją złapać i przytrzymać.
- Przepraszam – wymamrotała, jedną ręką odgarniając włosy,
a drugą zaciskając na teczce z papierami – Ja… - podniosła wzrok na
poturbowanego i uśmiechnęła się lekko – Och, to ty. Pan Sportowiec. No, no, no,
miła niespodzianka.
- Pani się spieszy? – zapytał Grześ, unosząc brew - Czy to
zwykły jogging? – nim zdążył się powstrzymać, przyjrzał się uważnie całej jej
sylwetce – Nie polecam biegania w tych butach - stwierdził, kręcąc głową na jej
wysokie szpilki – Łatwo można skręcić kostkę.
- Proszę się nie martwić – zapewniła go, mimowolnie
ciągnąc delikatnie w dół sukienkę - Jestem specjalnie wyszkolona do biegania w
takim obuwiu. Niestety, nie zjadłam jeszcze śniadania, więc jestem nie do końca
stabilna.
- Przykro mi, ale już po obiedzie.
Nadia zaklęła w myślach.
- Przetrwam, niech się pan nie martwi.
Grzesiek spojrzał na nią z politowaniem.
- W którym pokoju pani mieszka?
- Tam – wskazała dziewczyna dłonią – Tam na końcu.
Idiotka, jak można nie pamiętać numeru swojego pokoju!
Dobrze, że przynajmniej klucze zabrała. Bo zabrała, prawda?
- Pani jest tym specem od reklamy?
- Od wizerunku – sprostowała. Rozmowa o jej zajęciach
zawodowych przypomniała Nadii, że czas już wziąć się w garść, bo od – zerknęła
na zegarek – czterdziestu minut powinna już siedzieć w gabinecie szefa i
omawiać strategię.
- Jezu, przepraszam – wyminęła go zgrabnie i pobiegła
dalej.
Szef ją zabije.
I zabił.
Przygwoździł ją do ziemi spojrzeniem, zrobił wykład o jej niekompetencji
i głośno zastanawiał się czy zatrudnienie jej było dobrym pomysłem. Wysoki,
gburowaty, siwiejący mężczyzna przekonany o swojej wyższości nad wszystkimi
innymi. Pajac.
Nie omieszkał również, jak to podstarzały facet, zauważyć
że jej strój jest „nie do końca odpowiedni”.
- Nie życzyłbym sobie, by odwracała pani swoim strojem
uwagę moich zawodników.
„Moich?” No, jak Boga kocha, on naprawdę ma manię
wielkości!
Miała na sobie koktajlową sukienkę – szarą,
najskromniejszą, jaką udało jej się znaleźć w walizce. Co prawda była krótka i
wydekoltowana, ale ubrała czarny żakiet z rękawami do łokci, a długość… no cóż,
przecież nie miała jak jej przedłużyć!
Acha, założyła również szpilki, ale to już nie była jej
wina, że tylko taki rodzaj obuwia miała w torbie. Wygodne tenisówki i urocze,
brązowe kozaki z Eko skóry zostały w drugiej torbie, miejmy nadzieję, że na
lotnisku, a nie w Nowym Jorku. Poza tym, obcasy były niewielkie. Siedem centymetrów
to wcale nie tak dużo, jeśli chodzi o jej preferencje.
Miała jednak na tyle przyzwoitości, że udawała skruszoną.
- Przepraszam, to taka dziwna sytuacja, bo moja walizka… -
zaczęła wyjaśniać, ale przerwał jej natychmiastowo:
- Nie interesują mnie pani sprawy prywatne.
- To nie jest sprawa pryw…
- Oczekuję od pani pełnego profesjonalizmu.
- Tak, oczywiście, ja…
- Liczę, że zdaje sobie pani sprawę z powagi sytuacji.
- Naturalnie, proszę pana, staram się tylko…
- Ma już pani jakieś koncepcje? – spojrzał na nią
wyczekująco.
Cały swój monolog spędził na kręceniu się w fotelu i
rozgrzebywaniu papierów na biurku, a teraz wbił w nią morderczy wzrok, od
którego zatrząsały się jej dłonie.
- Niestety nie mam jeszcze… - wymamrotała Nadia.
Mężczyzna westchnął, pochylił się nad biurkiem i sapnął
nieprzyjemnie.
- Pani ze mnie żartuje?
Nadia przełknęła wolno ślinę.
- Nie, proszę pana, ja…
Zamknął oczy i rozmasował palcami skronie.
- Co ty tu tak naprawdę robisz, dziecino?
W tym samym czasie…
Grzegorz zamknął za sobą drzwi, oparł się o nie i spojrzał
na Piotrka, który jak zmarnowany leżał na podłodze z długimi noga opartymi o ścianę
i patrzył w sufit.
- Wyglądasz jak…
- Nie kończ – poprosił go Pit.
- Chcesz pogadać?
- Nie umiem skupić myśli.
- Nie szkodzi, możesz mówić chaotycznie, przecież z
Bartmanem też jakoś rozmawiam.
Nowakowski uśmiechnął się, ale tylko delikatnie.
- To i tak nie miałoby sensu.
- Co się z tobą dzieje, stary?
Piotrek westchnął, przymknął na chwilę oczy, ponownie
otworzył, zacisnął dłonie w pięści, rozluźnił, pokręcił głową, przestał…
- Stary, zachowujesz się jak wariat – zauważył rozsądnie
Kosok, siadając na łóżku obok i patrząc z góry na jego sylwetkę – Dodatkowo,
wygląda to idiotycznie.
Chłopak przełknął ślinę.
- Bo ja… No… Tego…
- Brawo, zacząłeś całkiem ładnie. Teraz prosiłbym o jakieś
fakty i istotne informacje.
Piter westchnął.
- Bo jest taka dziewczyna… - zaczął.
- No, nareszcie! – ucieszył się Grześ – Przemówiłeś,
jestem dumny! Teraz puenta.
Piotr spojrzał na niego poważnie.
- Chcesz słuchać czy nie?
Kosok oparł dłonie o kolana i pochylił się, patrząc na
przyjaciela. Kiwnął głową.
- Chcę, chcę – zapewnił gorąco.
- Więc jest taka dziewczyna… Ma śliczne oczy, śniła mi
się, śliczne oczy ma, nie mogę o niej zapomnieć, oczy ma śliczne… Tak – powoli
przytaknął – To chyba wszystkie istotne fakty.
- Znam ją? – zainteresował się Kosok – Albo nie! Czy ty ją
znasz?
Piotr zastanowił się chwilę.
- Nie osobiście.
- Lepsze to, niż nic. Gdzie ją poznałeś?
- Na stacji benzynowej, kupowała ciastka.
- Co? – Grześ na chwilę stracił rezon – Acha, wtedy! Nie
sądziłem, że na takich obskurnych stacjach w ogóle ktoś się zatrzymuje…
- My się zatrzymaliśmy – zauważył od niechcenia
Nowakowski.
- My, stary, jesteśmy siatkarzami.
- To ma wszystko wyjaśniać?
- Jasne, to zawsze wszystko wyjaśnia.
Godzinę później…
Dla niej dzień się dopiero zaczynał, a już szczerze go
nienawidziła. Pewnie dlatego, że siedziała zamknięta w pokoju, nie mogła
dodzwonić się na lotnisko, miała na głowie przygotowanie jakiś wstępnych planów
co do swojej pracy, była potwornie głodna, a koktajlowa, szara sukienka, chociaż
była piękna, uwierała ją. Boleśnie!
Gdy w końcu udało jej się dodzwonić, jakaś miła pani wykłócała
się z nią przez piętnaście minut, że żadnej zagubionej walizki nikt nie
zgłosił. Ustąpiła dopiero, gdy Nadia wykrzyczała jej do ucha o niekompetencji
pracowników, potworności świata i swoich ogromnych wpływach, które pozwolą jej
zniszczyć całą tą – tutaj brzydkie słowo – firmę.
Ostatni fakt nieco podkolorowała, ale głupiutka pani z
obsługi nie musiała o tym wiedzieć.
- Mamy pani walizkę – poinformowała ją po dziesięciu minut
poszukiwań.
Nadia nie miała zamiaru w ogóle dziękować tej podłej, szczurzej,
okropnej wywłoce.
- Jadę po nią – obwieściła do słuchawki.
- Tak – powiedziała niepewnie kobieta po drugiej linii, chociaż
Nadia nie zadała jej żadnego pytania. Widocznie czuła się teraz wyprowadzona z
równowagi. I BARDZO DOBRZE!
Zgarnęła ze stolika kluczyki, wzięła torebkę i szybko opuściła
budynek, kierując się do swojego samochodu. Nie mocowała się z drzwiami, bo
zapomniała wcześniej je zamknąć. Brawo, pewnie już ktoś zdążył ją okraść. Teraz
niewiele się tym przejmowała.
Wsiadła do auta i odjechała.
Niecałą godzinę później – w rekordowym tempie! – była już
na lotnisku, patrzyła ponuro na kobietę za wysoką ladą i podpisywała jakiś
świstek, zerkając po kilkanaście razy czy aby jej świeżo odebrana torba na
pewno stoi obok. Jeszcze by - głupia, podstępna rzecz - mogła uciec.
Jakoś doholowała ją do swojego samochodu, zgarniając jeszcze
latte w Starbucksie. Oparła się o bagażnik samochodu i wolno, bardzo wolno
piła, jakby znajdowała się w czterogwiazdkowej kawiarni, a nie na zatłoczonym
lotniskowym parkingu.
Dzisiejszy dzień jest jak do tej pory okropny, ale to jeszcze
nie znaczy, że pozostanie taki do końca.
Cholera, te wakacje będą najlepszymi wakacjami w jej życiu!
Tak, to już postanowione.
Wrzuciła walizkę do bagażnika, poprawiła niewygodną
sukienkę, usiadła za kierownicą i jeszcze skontrolowała swoje odbicie w
lusterku. Gdy dostrzegła, że tam, gdzie powinna zobaczyć swój idealny mimo
wszystko makijaż, uśmiecha się do niej jeszcze jedna para ust, wrzasnęła tak
głośno, że niebo zadrżało.
- JEZUS KURWA MATKO!
- Ugh, klniesz jak Michaś! – istota na tylnym siedzeniu
zasłoniła sobie uszy dłońmi, jakby była dziewięcioletnią dziewczynką w kucykach
z katolickiej szkoły, a nie zawodowym siatkarzem, mężczyzną i w dodatku
Polakiem, którego język narodowy w głównej mierze opiera się na barwnych
przekleństwach.
- Co ty tutaj do cholery robisz?!
- Nieco lepiej – stwierdził Ignaczak – Ale mogłabyś jeszcze
popracować nad mniejszą ilością decybeli.
Nadia spojrzała na niego jak na idiotę, ale Krzysia w
ogóle to nie zraziło, bo ludzie zazwyczaj tak na niego zerkali. Po krótkiej chwili,
kiedy to starała się ogarnąć, co się właściwie dzieje, a Igła patrzył na nią z
uśmiechem, westchnęła głęboko i uderzyła czołem o kierownicę.
- Jezusmariajatutajjakniczejdęnazawał – wymamrotała.
- Przepraszam, kto? – zainteresował się Krzyś.
- Jesteś mordercą? – zapytała go, nie odrywając głowy od
kierownicy, a jedynie zamykając oczy i przytykając opuszki palców do skroni.
Mężczyzna parsknął krótkim śmiechem, ale zaprzeczył.
- Gwałcicielem? Rabusiem? – zasugerowała.
- Ani jednym, ani drugim – poinformował ją – Mam uczciwy
zawód. Jestem przecież siatkarzem.
- Ach, no tak – Nadia wolno pokiwała głową – W takim
wypadku, przepraszam. To, że jesteś siatkarzem zupełnie wyjaśnia, dlaczego
siedzisz sobie spokojnie w moim samochodzie, kiedy ja szaleńczo pokonuję
dwugodzinną trasę na lotnisko w niecałą godzinę i nawet słowa nie wypowiadasz.
- Spałem…
- Tak, racja. Jeszcze pewnie powinnam przepraszać, że cię
obudziłam…
- Nie musisz być od razu taka niemiła – stwierdził cierpko
Igła i wyciągnął do niej dłoń - Jestem Krzysztof. Ignaczak. Możesz nazywać mnie
Krzysztofem, pozwalam ci.
- Dzięki – Nadia uchyliła jedno oko, by móc złapać jego
dłoń i lekko ścisnąć – czuję się zaszczycona.
- Bez przesady. W tym roku jeszcze nic nie wygrałem. A
nie, w sumie to jednak tak… Hej, to ty, prawda?!
- Przepraszam… - pokręciła głową – Ja chyba zgubiłam
wątek.
Krzysiek popatrzył na nią niezwykle poważnie.
- To ty chcesz mi odebrać kamerę – stwierdził, nie
zapytał.
- Nie – zmarszczyła brwi – co ty w ogóle… ? Przecież ja…?
Niczego nie będę zabierała. Ja tylko…
- Może być, skoro nie zabierasz kamer, możesz zostać moją
koleżanką – ucieszył się.
O Jezu, ona tu chyba zwariuje.
Pokiwała tylko głową, bo zupełnie nie wiedziała co
odpowiedzieć. Jednak Igła nie czekał na jej włączenie się do konwersacji, bo
taka jednostronna w zupełności mu wystarczyła. Przesiadł się na przednie
siedzenie, przeciskając się między fotelami – chociaż mógł wysiąść z samochodu
za pomocą drzwi i zrobiłby to o wiele szybciej. Zajął miejsce pasażera i
rozejrzał się po parkingu.
- Możemy jechać? – zapytał, zerkając na samochodowy zegar
– Trener mnie zabije. Właśnie opuszczam trening.
Nadia podniosła jakimś cudem swoje wykończone psychicznie ciało
i uruchomiła samochód.
- Powiesz mi, dlaczego spałeś w moim samochodzie? –
zapytała, starając się jak najzgrabniej wykonać manewr wycofania.
Ignaczak wzruszył ramionami.
- Mój współlokator chrapie podczas popołudniowej drzemki.
- Mhm – dziewczyna kiwnęła głową – Tak, racja. Dlaczego
niby masz cierpieć na brak poobiedniej drzemki, skoro zawsze można dostać się
na parking, gdzie znajdzie się otwarty samochód i wygodnie się w nim kimnąć?
Przecież to jest całkowicie logiczne.
- Całkowicie - Krzysztof chyba nie wyłapał ironii – Mogę
kawy?
- Częstuj się, śmiało. W ogóle czuj się jak u siebie. Czeka
nas kilka chwil podróży, wiec czemu by się nie zaprzyjaźnić.
- Otóż to, dziewczyno! – ucieszył się Igła i wypił jej
latte.
Uwielbiam, uwielbiam! ;*
OdpowiedzUsuńAdaam ^^
No tak, Igła w twoim wydaniu. Tego się inaczej nie da wyjaśnić.
OdpowiedzUsuńnie mogłam powstrzymać śmiechu! nie wiem, jak ty to robisz, ale już pokochałam twoje opowiadanie :P
OdpowiedzUsuńwiem, że może nie koniecznie odwołuję się do treści, ale nie mogę zebrać myśli, bo cały czas mam przed oczami śpiącego Igłę w samochodzie .:)
czyżby Piotrek się zakochał? a ta akcja z walizką świetna. :)
mam jedną uwagę, czy mogłabyś trochę powiększyć czcionkę? przy większej ilości tekstu męczą się oczy ;/
czekam z niecierpliwością na kolejny, pozdrawiam :*
Żyję chwilą
Na drodze do szczęścia
Do tej pory śmieję się jak opętana. A : " JEZUS KURWA MATKO" Rozwaliło mnie na łopatki. Igła rozwala mnie na łopatki! Świetnie i jeszcze raz świetnie ! Już dodaję Cię do polecanych u siebie. I zapraszam do mnie ;) http://niechcejuzniczmieniac.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńIgła jak Igła :D Nie mogę powstrzymać się od śmiechu, naprawdę! Mam nadzieję, że Piter się zakochał. Zakochany Piotrek to coś, co lubię!
OdpowiedzUsuńKrzysiek, jak już wspomniałam, zabija mnie zawsze, tak jest i u Ciebie! Kocham to od samego początku, naprawdę!
Jeśli jest taka możliwość, informuj mnie na wracam.blogspot.com lub specyficznie.blogspot, na które serdecznie zapraszam.
Igła, no XD Nie no, rozwalił mnie :D
OdpowiedzUsuńPiter <3 :D