piątek, 16 sierpnia 2013

trzynaście - G – A – R – N – I – T – U – R, czyli czego brakuje w Spale

Trzy godziny później

Misiek dopiero co wstał. Właściwie jeszcze nie wstał, ale już się obudził i właśnie miał zamiar iście niedźwiedzim ruchem powstać w całej swej okazałości, iść pod prysznic, a potem jakimś cudem dowlec się do jadalni, co by zyskać porządne witaminy na cały dzisiejszy dzień. Ale że w głowie miał jeszcze dzień wczorajszy – albo właściwie już dzisiejszy, ale bardzo wczesny – nie było to łatwe.
I po co on wychodził z tego głupiego pokoju i pozwolił tej głupiej Klaudii zabrać się na jakąś głupią imprezę i tam balować z jakimiś głupkami do rana?! Przecież on nawet nie lubił tej dziewczyny! Przecież ona nawet nie była ładna! Przecież ona nawet nie była interesująca! 
Otworzył jedno mosiężne oczysko i zerknął na łóżko obok. Jego przyjaciela nie było już tam dawno – wyrwał się ze Spały skoro świt i pognał do tej swojej wielkiej miłości. A niech idzie, niech ma, niech sobie używa, a co. On przynajmniej ma do kogo jechać.
Michał poczuł się jak ostatni frajer i nagle zrobiło mu się strasznie smutno. Więc krzyknął na siebie, że zachowuje się jak ta baba – co w zamyśle miało go pocieszyć, a niefortunnie sprawiło, że poczuł się jeszcze bardziej głodny i wyczerpany niż był przed chwilą. Jezu, tą siódmą kolejkę to rzeczywiście mógł sobie odpuścić.
Dopiero, gdy przypomniał sobie wczorajszą ilość pochłoniętego alkoholu – aż cud, że w ogóle coś pamiętał – odczuł jego nieprzyjemne skutki. Kac, niczym rasowy, cholerny potwór koloru zielono – żółtego (bo właśnie takiego koloru jest kac) obudził się i zaczął uderzać w jego czaszkę małym patyczkiem z drzewka oliwnego.  
I teraz nie dość, że był głodny i smutny, to jeszcze całkowicie skacowany.

Piętnaście minut później

Nietrudno się było domyślić, że osóbką, która o poranku grała w klasy, była Liloo. Jako, że dostała pracę – dzięki znajomościom – w Spalskim hoteliku, zostały jej tu przydzielone miłe cztery kąty na parterze, co by nie musiała dojeżdżać z daleka.
Jeśli bylibyście ciekawi, dzięki jakim znajomością się tu znalazła, zastanówcie się chwilę… Z jakim siatkarzem ostatnio się zadawała? No właśnie. Powołała się na Kubusia, zbajerowała kierowniczkę i szefa i dorwała się do wakacyjnej pracy jako młodsza konserwatorka powierzchni płaskich do spraw siatkarskiego piętra. Ta dam.
Dwoma pozostałymi osóbkami – amatorami gry w klasy o poranku były Jagoda i jej starsza siostra Odetta, którym Liloo obiecała fajne wakacje. Jak na razie siedziały sobie tutaj, w Spale i nie narzekały. Co prawda obie, widząc spalskie lasy, odczuwały wewnętrzną potrzebę poszukania w nich grzybów, ale że te rosną dopiero później, jakoś na jesień, musiały się powstrzymać. Poza tym, były tu dopiero od wczorajszego wieczora, więc czuły się jeszcze niedostatecznie pewnie, by chodzić samotnie po okolicy. 
Wracając do tematu nadpobudliwej Liloo i tego, co robiła piętnaście minut po dzikim przebudzeniu spalskiego niedźwiedzia…
Właśnie szła do jego legowiska.
Zastukała do drzwi, ale nie odpowiedziało jej nic. Nawet cisza jej nie odpowiedziała. Chyba jeszcze spała, bo z nią właśnie tak było, że w weekendy lubiła się długo wylegiwać. Hmm… Dziwna sprawa. To znaczy, dla nas dziwna – dla Liloo było zupełnie oczywiste, że skoro nikt nie krzyknął:
- POD ŻADNYM POZOREM NIE WAŻ SIĘ WEJŚĆ!
… to śmiało mogła wchodzić.
W środku zastał ja widok raczej bałaganu niż porządku, ale co tu się dziwić, skoro od kilu dni to właśnie ona obejmowała dowodzenie co do czystości na tym piętrze? Dlatego właśnie poddała to totalnej ignorancji i weszła głębiej. Zobaczyła Miśka, jak leży sobie spokojnie w łóżku, owinięty tylko jakoś tak bez ładu i składu kołderką w sposób, który dawał jej doskonały widok na jego umięśnione plecki – bo na brzuszku spał – i bokserki z wielkim napisem na tyłku „Król …”. No, sami się domyślcie czego.
Uśmiechnęła się i najgłośniej jak tylko umiała postawiła srebrną tacę z pożywieniem dla niego na stoliku, który jakimś cudem miał jeszcze troszkę miejsca. Ale tylko troszeczkę.
Oczywiście, że zrobiła to jak najmocniej w celach czysto pomocno – użytecznych, bo przecież gdyby sama próbowała go budzić, mógłby być zły na nią. A tak może być zły tylko i wyłącznie na tackę z jedzeniem.
Skutek był dokładnie taki, jaki być powinien – niedźwiadek podskoczył, a zrobił to z takim impetem, że sturlał się z łóżka. Gdy tak sobie spadał, jeszcze zanim niemiło spotkał się z podłogą, zdążył zawadzić czołem o kant przyłóżkowej półeczki. A żeby było jeszcze śmieszniej, to z podłogą zetknął się dokładnie biodrem, co zabolało, oj zabolało – wystarczająco, by wyrwać z jego paszczy jęk i siarczyste przekleństwo…
… a u Liloo wywołać niepohamowany śmiech.
- Cześć, Kruszyno – powitała go, gdy tylko biedak zdążył zauważyć, że szaleńcze chichoty wcale nie dochodzą z jego głowy, a z niewielkiej istotki, która stoi nad nim i patrzy uważnie.
Zerwał się szybko, usiadł na łóżku i zakrył się kołdrą aż po samą szyję.
- Jestem nagi!
Dziewczyna, słysząc tę uwagę, zaśmiała się tylko jeszcze głośniej.
- Mi to nie przeszkadza! – zapewniła go.
- Co ty tutaj robisz?  
Widocznie nie poznał Liloo wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że ona była skłonna dostać się wszędzie, co też właśnie robiła.
- Przyniosłam ci śniadanie, żeby twój wielki słodki tyłeczek nie musiał się męczyć na schodach.
Przewrócił oczami i jęknął.
- Kurde, dziewczyno, ile ty masz lat?
- Dwadzieścia.
- Nie powinnaś się teraz bawić w piaskownicy albo coś?
Celowo nie wspomniała mu, że owszem – bawić się już dzisiaj bawiła, co prawda nie w piaskownicy, ale gra w klasy jest równie fajna.
- Twój współlokator prosił, żebym się o ciebie zatroszczyła – powiedziała, biorąc w dłonie sprawcę Kubiakowego nieszczęścia, czym była srebrna taca ze śniadaniem i położyła mu ją na kolanach.
Nawet, gdyby chciał się opierać, nie byłby w stanie – jedzenie to jedzenie, z nim nie wygrasz.
Wyswobodził się z kołdry na tyle, by móc ruszać rękami, podziękował jej i zabrał się za jajecznicę. Jadł szybko, bo głodny był bardzo, a miał przeczucie, że – niestety – gdy tylko jego żołądek odkryje, co właśnie robi jego właściciel, będzie chciał to zwrócić w zawrotnie szybkim tempie.
W międzyczasie Liloo podsunęła mu dwie aspiryny i butelkę niegazowanej wody. Misiek popatrzył na nią niemal z uwielbieniem, szybko połknął tabletki i wypił ponad połowę butelki.
- Ratujesz mi życie – powiedział chrapliwie, gdy ból głowy zaczął nieco słabnąć.
Dziewczyna, która zajęła miejsce tacy na stoliku i machała teraz wesoło szczupłymi nogami w sandałkach, machnęła na to niedbale dłonią.
- Nie ma sprawy, kiedyś mi się odwdzięczysz…
- Kiedy?
- Najlepiej już – oczy jej zabłysły – Opowiadaj, jak było na randce z modelką!

W tym samym czasie…

Jakimś cudem w Spale, o godzinie – tutaj Nadia zerknęła jeszcze raz na zegarek – dziewiątej i trochę w dzień sobotni, zostało jeszcze kilka osób, które można było błagać o pomoc.
Jako pierwsze koło ratunkowe wymyśliła sobie pokój zajmowany przez Karola i biednego Zatorskiego ( biednego, bo Kłos regularnie rozdawał jego rzeczy na facebookowym profilu).
Zastukała trzy krotnie.
- Nikogo nie ma w domu! – wrzasnął dziewczynie prosto w twarz Karol, otwierając drzwi.
Tuż za nim pojawiła się wielka głowa pana Wrony, uśmiechnięta jak zwykle.
- On chciał powiedzieć, że Zatiego nie ma w domu – sprostował bardzo pomocnie przedstawiciel reprezentacyjnego ptactwa – Ale my jesteśmy jeśli to, młoda damo, ma ci jakoś pomóc.
- Potrzebuję garnituru.
Patrzyli na nią przez kilkanaście długich sekund, tylko mrugając i oddychając.
- Przeprasza, może spróbujemy jeszcze raz – zadecydował Kłos.
- Jak możemy ci pomóc? – posłusznie powtórzył pytanie Andrzej.
- G – a – r – n – i – t – u - r – przeliterowała im grzecznie Nadia – Potrzebuję garnituru – spojrzała na nich błagalnie. Jednak jej nadzieja szybko prysła, rozpuściła się, ulotniła i cokolwiek jeszcze innego, co sprawiło, że jej nie było…
- A co to w ogóle jest? – skomentował Kłos i właśnie wtedy owa nadzieja poszła w diabły.
Natomiast druga nadzieja – Nadia – poszła dalej, zatrzymując się przed majestatycznymi drzwiami majestatycznej oazy skupienia i świętego spokoju. Nie, nie chodzi tutaj o toaletę, ale o pokój el capitano.
- Maaaaaarcin!
Kiedy jego głowa pojawiła się w drzwiach, aż odskoczyła.
- Mogłaś zapukać – poinformował ją grzecznie – A nie wrzeszczeć.
Rzeczywiście, całkiem o tym zapomniała.
- Wybacz – przeprosiła go i zamknęła mu drzwi przed nosem. A potem grzecznie w nie zapukała.
Głowa Możdżonka pojawiła się ponownie:
- Tak, słucham? – zapytała.
- Masz może garnitur? – spojrzała na niego swymi ślicznymi oczętami, starając się wyglądać jak osoba w wielkiej potrzebie, której życiowym celem jest posiadanie męskiego, wielkiego garnituru. W głowie powtarzała sobie „proszę, miej!, proszę, miej!”. Serce waliło jej w rytmie gorącego jive’a.
- No, mam. A co?
Sukces!

Po południu

- I raz, i dwa, i trzy… Nie, nie, nie! – krzyczał Możdżonek – Grzesiek, skup się!
Na wielkiej sali treningowej, gdzie zazwyczaj trenowali wielcy mężczyźni, wielki sport, jakim jest siatkówka, było teraz raczej niewielu mężczyzn – bo czterech – i jednak kobieta – bo Nadia. I jeden odtwarzacz mp3 podłączony do wieży stereo – bo tak.
- Jeszcze raz! – zarządził Marcin.
Okazał się ten nasz kapitan całkiem bojową duszą, ale to już było wiadome – zaskakujące było jednak to, że miał też swoją drugą, nieco mroczną naturę. Naturę instruktora tańca. Towarzyskiego.
A im lepszym nauczycielem był Marcin, tym gorszym uczniem był Grzegorz.
Dla Nadii było jasne, że jak przyjęcie u ojca – to będą tańce. Tylko, że „tańce” według jej ojca, ograniczały się do walców. Oj, tak. Jej ojciec bardzo lubił walce. I landrynki cytrynowe, jeśli to ma jakiekolwiek znaczenie.
Dlatego właśnie Grześ uczył się tańczyć – nieporadnie, bo już trzeci raz zmiażdżył dziewczynie stopę – ale przynajmniej bardzo się starał.
Możdżonek mógł się wykazać swoim talentem instruktorskim i znajomością porządnego ruchu bioder.
Panna Jelc mogła się oderwać od kłopotów i problemów – bo ból stopy, którą deptał Kosok skutecznie tamował wszystkie inne bodźce.
A Karol i Andrzej tańczyli sobie wspólnie fokstrota do piosenki „Who’s that chick?” i w sumie wychodziło im to całkiem zgrabnie. Chociaż wciąż nie umieli się zdecydować, który z nich jest partnerką. Ach, oni to dopiero mają życiowe problemy…

Następnego dnia
Niedziela
Śniadanie

- Nie rozumiem cię – oświadczyła zupełnie poważnie Liloo, napadając na biednego Michała, gdy ten konsumował najważniejszy posiłek dnia – Dlaczego nie chcesz się pochwalić swoją seksowną zdobyczą?
Biedak Kubiak skrzywił się i o mało co nie zwrócił tych wspaniałych jajek w koszulce.
- Mogłabyś jej tak nie nazywać? – poprosił – Klaudia i ja…
- Klaudia i ty – powtórzyła jak echo dziewczyna. Nie zważając na swój służbowy strój - na służbie była i sprzątać miała, a nie plotkować – i ewidentnie nieprzychylne spojrzenie siatkarza, dosiadła się do jego – pustego – stolika.
- Czyli jesteście jacyś „wy” – zawyrokowała.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz – zmarszczył brwi – Powiedziałem „Klaudia i ja”, nie „my”…
- Twój ton głosu sugerował coś innego – spostrzegła rozsądnie dziewczyna, skądś wyczarowała drugi widelec i zabrała z Michałowego talerza pomidora – Może miałeś na myśli „wy” w sensie osobno, ale wyszło tak, że „wy” razem, rozumiesz? – zgarnęła ogórka.
Kubiak popatrzył na nią zupełnie skontestowany, bo sam już nie wiedział o co mu chodziło, a tym bardziej, jakiego tonu głosu użył. Zirytował się więc, bo to było najbezpieczniejszym wyjściem z sytuacji:
- Nie masz teraz czegoś do roboty?!
Liloo uniosła głowę, spokojnie przeżuła jeszcze jednego pomidora i uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Rzeczywiście, mam pełne ręce roboty.
Czekał aż wstanie i pędem rzuci się w wir pracy, ale nic takiego nie nastąpiło.
- Może mogłabyś…
- Czemu nie pojechałeś do domu na weekend? – przerwała mu bezceremonialnie.
- No bo… Bo… No, ja…
Sam nie wiedział.
Cztery godziny później Grzesiek też zadawał sobie pytanie – „czemu tego trzykrotnie nie przemyślał i nie pojechał do mamy?”
Ale teraz już było za późno na odwrót. Musiał więc siedzieć sobie spokojnie na miejscu pasażera (bo Nadia nie miała zamiaru pozwolić mu usiąść za kierownicą swej ukochanej Laluni, chociaż Piotrkowi kiedyś pozwoliła…
- To była wyjątkowa sytuacja! – tłumaczyła się.
Jasne, jasne…).
Na czym my to…? Ach, tak – Grzesiek siedział sobie spokojnie na miejscu pasażera w garniturze Możdżonka, który był i tak za duży, pomimo licznych poprawek Nadii oraz ciemnych, względnie czystych adidasach. Obok niego siedziała Nadia – kłębek nerwów i rozstroi emocjonalnych – w bardzo ładnej, pastelowo zielonej sukience.
Kosok sam czuł się zadziwiony, że wie, czym jest kolor pastelowo zielony.

W tym samym czasie…

- Mamoo… - wyjęczał Piotrek, gdy jego ukochana rodzicielka postawiła przed nim – trzeci – talerz pełen pierogów.
- Jedz, jedz, mój mały – pani Nowakowska była ze swego syna bardzo, bardzo dumna i bardzo, bardzo o niego dbała – Już ja tam wiem, czym oni cię karmią w tej Spale.
- Mamo, oni mnie naprawdę dobrze karmią w tej Spale – zapewnił ją syn, ale posłusznie zabrał się za jedzenie, nie chcąc robić jej przykrości. Siedział sobie spokojnie w kuchni rodzinnego domu, wypoczywał, korzystając z wolnego i nie musiał robić absolutnie nic. Ciało wypoczywało, a w jego umyśle wciąż świeciła wielka, różowa lampka z napisem HANIA. Tak, myśl o tym, że za jakieś trzy godziny będzie mógł się z nią spotkać, sprawiała, że jego dzień ze wspaniałego podskoczył aż do supermegaekstraczadowegohipercudu. Taak. Sam nie wiedział, jak to się stało, że ta niewielka ciałem, ale ogromna sercem osóbka o tak wdzięcznym wyglądzie i wspaniałym charakterze stała się nagle głównym powodem, dla którego oddychał. Chociaż wciąż skręcało go w środku, gdy tylko o niej myślał. Ale to chyba dobrze? To były chyba te sławne motylki, nie? Prawda? Przecież to na pewno to. Motylki. Cały wewnętrzny skurcz jego narządów to te motylki.
Albo mamine pierogi… 

W tym samym czasie…

Maja była zdzwiona tym, że jedna z jej modelek ostatnimi czasy stroi fochy jak diwa.
Jako szefowa, miała na swoim koncie już sporo takich akcji – ileż to razy przywracała normalny tok myślenia do pustych tlenionych blond główek, którym nagle zaczęło się wydawać, że są ważniejsze niż reszta i tak naprawdę coś znaczą.
Nie zdziwiłaby się tak bardzo, gdyby to Klaudii zaczęło nagle odbijać – ona miała oczywiste tendencje do samodestrukcji własnej (czyli wyniszczenia szansy na karierę przez umysłową głupotę); ale bardzo zadziwiło ją, że to akurat Hania – mała, słodka, podatna na wszystko i zazwyczaj pogodzona z losem Hania – stawia jej twarde warunki, dyktuje żądania i sama wybiera sobie porę, gdy może odpoczywać lub nie.   
Najłatwiej byłoby ją zwolnić, ale w sumie szkoda takiej uroczej buźki. Przynosi za dużo zysków agencji, żeby choćby rozważać możliwość pozbycia się jej. Szkoda by było wypuścić ją i położyć jak na tacy dla innej agencji. To byłoby nie rozsądne.
Trzeba jednak trochę ją utemperować, postanowiła Maja.
- Nie będzie mnie ta smarkula rozstawiać po kątach – obiecała sobie.

Godzinę później…

Bartek był święcie przekonany, że po sezonie spędzonym w Dynamo Moskwa, przywiózł z Rosji kilka pamiątek, kilka szalonych wspomnień z zakrapianych alkoholem imprez w towarzystwie Andersona, niechęć do zimna i matrioszki – nic więcej.
Jednak jego największa moskiewska przygoda przywiozła się do Polski sama. A właściwie to przywiózł ją pociąg i wysadził na Dworcu Centralnym w Warszawie.
Owa moskiewska osobowość – bo skoro ją przywieziono to była przecież albo bagażem, albo człowiekiem, a że to nie Bartuś, lecz Nadia miała tendencje do gubienia swoich rzeczy, musiała być to istota ludzka – była kobietą. I to nie byle jaką. Zacną, tak można by ją określić. Długonogą, uroczą, zadbaną i bezsprzecznie zakochaną w sobie i swoim odbiciu. Nosiła się jak typowa rosyjska majętność – odziana w futro, najprawdopodobniej całkowicie prawdziwe, nie sztuczne. W dodatku nosiła to futro w środku polskiego lata. Hmm, to nie wróżyło nic dobrego.
Pan Kurek już chyba powinien się zamartwiać.
Szkoda tylko, że ta istotka nie poinformowała go o przyjeździe.
Niespodzianka? Znowu?
Tak, to zdecydowanie będzie ciekawe…

 W tym samym czasie…

Nadia zgrabnie zaparkowała Lalunię na prywatnym (!) parkingu (!) przed willą (!) swojego ojca. Rząd równiutko ustawionych, sportowych, bardzo drogich samochodów przyprawił Grześka o ból głowy i odebrał mu dech w piersiach. Jeśli myślał, że to był szczyt dzisiejszego zaskoczenia, bardzo się pomylił.
- Nie mówiłaś mi, że jesteś księżniczką
Dom był ogromny i wystarczyło tyle, by Kosok na niego spojrzał a już czuł się onieśmielony.
- Kim jest twój ojciec? Maharadżą?
Ogrom i niesamowitość budynku nie pozostawiała złudzeń – Nadia zdecydowanie należała do jakiejś lepszej ligi, jakiejś wyższej partii społecznej, której życiowym obowiązkiem było pomnażanie fortuny i pławienie się w luksusach pod czujnym okiem służby albo kogoś takiego.
Dziewczyna niepewnie podeszła i ustawiła się przy jego boku. Nagle stała się bardzo nieśmiała i wcale nie dumna z powodu tego, z jakiego domu pochodziła.
- To jest niesamowite – stwierdził Grzesiek, trwając w uniesieniu.
- Dziękuję – odpowiedziała grzecznie i wzięła go pod ramię, chociaż w głębi duszy czuła ból. Wolałaby wywrzeć na nim takie same wrażenie, bez udziału wszystkich zdobień, majętności i pieniędzy… Szczególnie, że nic z tego nie było jej. Nawet dom. Wszystko było jej ojca.

Godzinę później…

Hania siedziała na parkowej ławce, opierając głowę na ramieniu swojego chłopaka – tutaj oklaski, że oboje w końcu byli w stanie nazwać po imieniu związek, jaki się między nimi wytworzył. Oklaskami wypadałoby też nagrodzić uśmiechniętą, szczęśliwą mordeczkę środkowego, który nie dość, że na dzisiaj się nauczył to w dodatku mógł, bo mama zajęła się jego praniem.
Zdawało się, że nic nie jest w stanie przerwać im tej sielanki, gdyby nie nagły, głośny okrzyk Madonny:
- Come on, girls! Do you believe in love…? – w towarzystwie dziwnej, trochę egzotycznej muzyczki, co całościowo okazało się być dźwiękiem dzwonka modelki.
Uniosła głowę, otworzyła oczy i wygrzebała telefon, celowo ignorując pełne rozbawienia spojrzenie Piotrka.
- Halo? – zapytała.
Po drugiej stronie była Maja, a ten telefon był tak naprawdę przypomnieniem pewnej „małej dziewczynce”, gdzie jest właściwie jej miejsce i komu jest winna jakikolwiek szacunek.

W tym samym czasie…

Wciąż będąc na Dworcu, pewna Rosjanka próbowała dogadać się z taksówkarzem, żeby wywiózł ją na drugi koniec Polski.
- Zapłacę! – zapewniła go gorąco.
Była już nieco zdesperowana i na pewno mocno zirytowana, bo od godziny próbowała dogadać się z właścicielami samochodów, świadczącymi usługi przewozowe, ale jak na złość, żaden z nich nie chciał jej podrzucić w to konkretne miejsce, które było właściwym celem jej podróży.
To było jej szóste podejście.
- To daleko, paniusiu jest – oznajmił jej kierowca, pan Staszek, wypuszczając wolno dym papierosowy ze swoich wyniszczonych nałogiem płuc i równocześnie lustrując spojrzeniem mętnych, szarych oczu szczupłą, ponętną sylwetkę dziewczyny – Ja nie wątpię, że paniusia pieniądze ma, bo widzę – odparł całkiem szczerze – Ale ja nie wiem, czy mię się osobiście chce taki kawał jechać.
- Panie Staszku – zwróciła się do niego uprzejmie dziewczyna, która – to tak na marginesie – miała na imię Cysia i nosiła dumne nazwisko Waszkowa. A do kierowcy zwracała się po imieniu, bo ten etap mieli za sobą już po minucie rozmowy – Ja pana proszę uprzejmie, ja jestem damą w potrzebie i ja naprawdę muszę się tam dostać – próbowała wytłumaczyć mu to jak najbardziej klarownie. Wyoślić, mówiąc kolokwialnie, ale pan Staszek albo był bardzo głupi, albo bardzo uparty, albo po prostu wynudzony marnym życiem i chciał się chwilę ponagrywać z nowopoznanej koleżanki.
- A cóż, zacnej paniusi, się tam tak pilno dostać, co? – zagadnął wesoło.
Zdecydowanie odpowiedź numer trzy.
- Ja, proszę pana, panie Staszku, ja nie wiem. Życie moje od tego zależy – zapewniła go gorąco. Tak, tak właśnie było. Nie wiedziała, co zamierza zrobić, ale była pewna, że jeśli jeszcze dzisiaj nie znajdzie się w Spale, umrze.
- A czemuż to w takim razie na panią, paniusiu, nikt tutaj nie czeka? – pan Staszek wysiadł, wyrzucił papierosa i zabrał się za pakowanie Rosyjskich bagaży do swojego starego fiata, co Cysia przyjęła z widoczną, wielką ulgą – Luby, proszę paniusi, gdzie pani luby, co?
- Panie Staszku – uśmiechnęła się do niego uroczo, zajmując miejsce po stronie pasażera i starannie wygładzając lśniące włosy – Mój luby – powtórzyła zwrot bardzo wyraźnie, niemal z uwielbieniem – Mój luby – jeszcze raz – Luby… - rozmarzyła się na chwilę – Ha, proszę pana! On właśnie tam na mnie czeka! Mam zamiar zrobić mu niespodziankę.
- No, to się chłopina ucieszy!

Oj, nie. Oj, niestety nie…


----
jeśli gubicie się z postaciami, spokojnie - ja też ; D właśnie dlatego mamy ładnie opisaną zakładkę występują.

jeśli chcecie mnie o coś zapytać - proszę bardzo, mamy backstage.

jeśli chcecie więcej mnie - na dole są linki do moich blogów.

a teraz wspólnie pojarajmy się zdjęciami z Kipkowych Wieści.





xo xo, Ś.


EDIT!
dziubki, jak chcecie być informowani to rzućcie w komentarzu link. :)

21 komentarzy:

  1. O kobieto! Mówiłam już, że cię ubóstwiam?! Piotrek zakochany, Bartek nieświadomy zagrożenia (?), Kosok w garniturze z Nadią ... Tylko Możdżi spokojny i opanowany jak zwykle :D O Liloo i Dziku w ogóle nie wspominam, bo to klasa sama w sobie :D Z niecierrrrpliwością czekam na kolejne :D

    Możesz mnie informować?
    http://jedna-osoba-moze-zmienic-twoje-zycie.blogspot.com/
    Z góry dzięki :D


    Pozdrawiam, Betty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak poza tym: gdzie jest Krzysiu i jego kamera?! Ostatnio nie wspominałaś o nim. Mam nadzieję, że w następnej odsłonie go zobaczę, bo już się stęskniłam :D

      Usuń
    2. Melduję, że Krzyś i Kamera mają ostatnio ciche dni, ale jak tylko się ogarną, zaciągnę ich do współpracy ; D

      Usuń
    3. Uwieeeelbiam ich! Mam do nich słabość, wiedz o tym!

      Usuń
  2. To dowiadujemy się ciekawych faktów! :D
    Możdżonek jako tancerz... ciekawe i troszkę nie wyobrażalne :D Chociaż z takimi nogami do Walca Angielskiego zatańczyłby świetnie :] Jak przeczytałam "tańca towarzyskiego" to szczena opadła mi w dół ;D Mam doświadczenie w tańcu towarzyskim (ale to nie ważne) i nigdy nie przeczytałam żeby ktoś na swoim blogu napisał coś o tym tańcu! ;D A może ja po prostu jestem ślepa...
    Wyobrażam sobie Grzesia w przydużym garniaczku... bo jak przeczytałam, ze Nadia poleciała do Marcina to ja już wiedziałam, ze Kosok będzie wyglądał komicznie :D Zresztą, Grzesiek mógłby sobie darować to "jaranie się" willą i samochodami... lepiej niech uzna Nadia za zarąbista przez jej charakter, a nie sumę pieniędzy jej ojca :P
    Piotruś nareszcie happy! *.* I o to chodzi :P
    Ja dalej będę walczyć o prawy zwierząt! Czemu dziki są w tym opowiadaniu poszkodowane?! Ja się pytam czemu?! :D Ja rozumiem, że taki jest wątek Kruszyna, ale... ale może mały romansik z Liloo ? ^^ Wtedy Misiu będzie szczęśliwy i wszystkie dziki w Spale też (łącznie ze mną)! :)
    Jeszcze ciekawe co to za Rosjanka przyszła do Kurka... jako, że go nie lubię to nie będę zła jak Bartusia troszeczkę wkurzysz... możesz przenieść ten straszny ból Z Michała na Bartka... nikt zły nie będzie :P

    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siostro! Tancerki towarzyskie przybijają piąteczkę - chociaż moja przygoda była krótka i śmieszna, bo ja się do tego po prostu nie nadaję... eh, no cóż, bywa.
      Dziki są poszkodowane, bo czerpię dziką (xd) satysfakcje z dręczenia ich, ale spokojnie. Jeszcze chwilka i rozkręcimy jakiś romansik, don't you worry, child :D
      p.s. nie zdradzam nic w sprawie Bartka. nic, a nic. :p

      Usuń
    2. O proszę! :D Jak miło! Co tam że krótka przygoda z tańcem, ale była ;P I to najważniejsze :D PJONA! ♥
      Aż mnie korci, żeby zrobić jakąś akcje w sprawie obrony dzików... pomyślę nad tym i zobaczymy co w mojej dziwnej główce się uroi! :D

      Usuń
  3. Niech ona robi niespodzianki Uszatemu! Duzo niespodzianek, niemiłych niespodzianek, ruskich jajek niespodzianek!! Niech on popamięta, że przed ukochaną się nie ucieka:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Em, trochę się zamotałam, więc wybacz, nie będzie konstruktywnego komentarza ;)
    Melduję tylko, że przeczytałam :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Minęły czasy, kiedy byłam na bieżąco z czytaniem i komentowaniem - gorące oklaski dla mojego internetu. Ale nic to - wspaniała niespodzianka, wspaniałe odstresowanie przed jutrzejszym (dzisiejszym) stresującym dniem, wspaniały prezent i wspaniała dobranocka.

    Tyyyyyyyle Dzika! <3 Tyyyyyyyle wygrać! <3 Czysta radość i rozkosz. Kocham, uwielbiam, gęba mi się cieszy <3 :D Aż sobie przeczytam jutro jeszcze raz :D Albo kiedyś. Jak internet pozwoli.
    Och, jest najwspanialszy, wspominałam? :D I wyczuwam tutaj nadchodzący romans, zdecydowanie. No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak wspaniałomyślnie wyrazić zgodę i udzielić im tymczasowego błogosławieństwa. Nie oszukujmy się - jesteśmy sobie pisani i koniec końców będziemy żyli długo i szczęśliwie, ale jak do tego czasu musi błądzić i szukać, to niech błądzi z Liloo. Niech mu będzie. Zresztą trochę jakby się w niej odnajduję ;)

    Piter zakochany-przekochany :D
    Andrzej-i-Karol, moi niezmienni faworyci :D Miażdżą mnie za każdym razem. Doszczętnie. Co oni mają w głowach? :D
    Opanowanie el capitano jest godne podziwu. Człowiek-skała. Zresztą z taką bandą nie da się inaczej. "Tylko spokój może nas uratować". Inaczej tej całej zdezorganozowanej, rozkojarzonej, zakochanej, głodnej i rozbrykanej hołoty nie ogarniesz.
    Widzę oczętami wyobraźni Grzesia w za dużym garniturze, tańczącego walca na podeptanych stopach Nadii w sali balowej willi jej ojca. I widzę, że jest dość zagubiony. I drapie się po brodzie.
    Landrynki są pycha! I też mam jutro na kolację pierogi (to bardziej do Pita, ale powiedzmy, że tutaj tak kulinarnie mi przypasowało).
    Bartka czeka chyba niezbyt miła rosyjska niespodzianka. Oby Cysia nie połączyła destrukcyjnych sił z Klaudią, bo takiego huraganu nawet spokój i opanowanie el capitano mogą nie zatrzymać. Kurczę, Cysia powinna wiedzieć, że na nic jej starania, Kuraś kocha tylko naleśniki z czekoladą xD

    Uff! Naprawdę mam niedosyt i brak.
    A właśnie! Chcę więcej Ciebie! Ale to na dole już przeczytałam. Jeszcze więcej chcę! I bardzo poproszę :)
    Jeszcze raz muszę wyrazić radość z nowej części. W sumie "trzynastka" musiała być kubiakowa, tak myślę teraz. Bardzo super. Już się domagam więcej i dalej :D <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ożeszty w mordkę jeża. Wyrobiłam normę na najbliższe cztery rozdziały. Teraz powinnam pisać tylko "Super, fajne, wpadnij do mnie ;****". Idę już lepiej spać.

      Usuń
    2. Szczerze mówiąc, całkowicie zapomniałam o Kubiakowej 13 i wszystko wyszło jakoś tak podświadomie O.o och, ja zła. och, ja niedobra. jak mogłam?! trzeba mnie za to wychłostać!
      Chcesz więcej mnie? Hmmm, to się doczekasz. Wkrótce. Jak tylko się ogarnę. Tzn, ja się w sumie już ogarnęłam, ale Blogger jeszcze musi się ze mną dograć, żeby wszystko nie szalało ; D

      Usuń
    3. Mnie się o '13' pomyślało jakoś tak samo podczas pisania komentarza (czyli czasu miałam sporo :P). Spoko, chłostania nie będzie. Tym razem.
      O tak! Chcę i pragnę całą sobą! Czuję brak i niedobór, tęsknię i cierpię! I znowu byłam na słońcu długo. Za długo. Ta praca mnie zniszczy.

      Usuń
    4. Już cię niszczy . zaczynasz używać wykrzykników jak rasowy pokemon ;D

      Usuń
    5. Pokemony używają wykrzykników? Całe życie w niewiedzy...
      Kurde, wiem :/ Te wykrzykniki to moja zmora od jakiegoś czasu, staram się ograniczać. Ale tutaj akurat moje pragnienie, tęsknota i cierpienie były tak duże, że bez wykrzykników bym tego ogromu uczuć nie wyraziła. Za dużo emocji, za dużo zdecydowanie.

      Usuń
    6. dobrze, niech ci będzie wybaczone, ale tylko dlatego, że dzisiaj nie ogarniam i nie mam siły się kłócić. w sumie to sama chętnie bym sobie użyła takiego wykrzyknika... a co! ha! hahaha! niech moc pokemona będzie ze mną!

      Usuń
    7. Ale ja się nie chcę kłócić, jestem świadoma tych nadużyć.
      Używaj, wykrzykniki są super! :D

      Usuń
  6. Tyle się dzieję, że ledwo ogarniam;d
    Powiem krótko i na temat rozdział czytałam, bardzo mi się podoba;)
    Pozdrawiam serdecznie;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Haha matko z ojcem. Nigdy w życiu nie trafiłam jeszcze na tak pokręcony blog-w pozytywnym znaczeniu :D Liloo-ona jest boska normalnie. Z Kubiaczkiem by się nadawała :D robraja mnie duet Kłos&Wrona- zachowują się jak para zakochanych haha :D ogólnie to świetnie powiadanie, a trafiłam tu przez ten cały konkurs :) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wybacz! Wybacz, o Pani! Ja, niegodna użytkowniczka portalu(?) blogspot.com dopuściłam się karygodnego czynu, jakim jest opóźnione czytanie blogów i robienie zaległości. Błagam o wybaczenie! Postaram się już więcej tego nie uczynić. Będę się starała, obiecuję ;)
    A tak w ogóle to Piotrek jadł pierożki – i trafnie, bo domowe pierożki do ósmy cud świata, a sama takie ostatnio jadłam. Może za bardzo się najadłam i z tego powodu zapomniałam, że istnieje coś takiego jak blogger?
    Jedno jest pewne – już o tym pamiętam i na długo nie zapomnę, bo jak się czyta na raz dwa rozdziały tutaj to chyba już mi się powoli robi kaloryferek na brzuchu od nadmiaru śmiechu. Serio, nie wiem teraz jak zamknąć twarz, bo moja szczęka ma teraz dziwny i nienaturalny kształt :P
    No to się nasz Bartunio ucieszy z wizyty żywej pamiątki rosyjskiej :D
    Swoją drogą, od jakiegoś czasu próbuję wytężyć wszystkie części mojego mózgowia, żeby tylko zobaczyć Kosę w garniturze Możdżonka, ale no za cholerę nie mogę!
    Bez problemu widzę jak Kłos pozuje do zdjęć i rozdaje na prawo i lewo wszystkie rzeczy Zatora, który na sam koniec tej licytacji zostaje w samych majtkach (a tak mnie nawet fantazja poniosła). Widzę Wronę i Karola, którzy tańczą. Widzę Zbysia czołgistę i Kubiaka udającego podłogę. Widzę Liloo i Kubusia w dzikim obrocie i widzę wszystko, ale Kosok w garniturze o kilka rozmiarów za dużym po prostu nie chce mi wejść do łepetynki. Swoją drogą po jakiego grzyba Marcinowi w Spale garnitur? O.o
    Buźki ;*
    Zakręcona ;)

    A przy okazji zapraszam na niemoralność:
    http://ich-niemoralna-rzeczywistosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest Ci wybaczone, dziecino . <3
      Spoko, ja też nie potrafiłam wyobrazić sobie Kosoka w kapitanowym garniturze, dopóki mi się nie pokazał ;D A Marcin garnitur ma, bo on przygotowany na wszystko jest. Prawdziwy kapitan, żadna ewentualność mu nie straszna. ; D

      Usuń