piątek, 25 października 2013

dwadzieścia jeden – tam, gdzie Muszkieter śpi

W tym samym czasie…

W troszkę innym miejscu świata, nieco dalej, wyżej i jakby ciut w prawo, Karol i Andrzej, Andrzej i Karol leczyli właśnie kaca.
Lub raczej – to Andrzej leczył, bo Karol wciąż chrapał, pozostając jeszcze w błogiej nieświadomości. Szczęściarz.
Nie od dzisiaj wiadomo, że jak się ma wolny weekend, to trzeba go uczcić.
Nie od dzisiaj wiadomo, że jak się ma wolny weekend i spędza go z przyjacielem, to trzeba go uczcić huczniej.
Nie od dzisiaj wiadomo, że jak się jest Andrzejem i ma się ten wolny weekend spędzać z Karolem, to trzeba zrobić taką imprezę, żeby media zaczęły huczeć o domniemanym końcu świata, bo tyle nietrzeźwych ludzi biega po drogach.
Taka właśnie impreza odbyła się w warszawskim mieszkaniu pana Kłosa.
Jakże zaskoczony więc musiał być właściciel, gdy powoli otworzył powieki i został przywitany szerokim uśmiechem spod świeżego zarostu jedynego w swoim rodzaju Andrzeja.
- Mooooorning – wyszczerzył się do niego głupio przedstawiciel ptactwa, na co przedstawiciel produktów zbożowych podskoczył przerażony, krzyknął cienkim głosikiem jak baba i naciągnął kołdrę aż po samiutką brodę, bo zorientował się, że śpi nago.
Andrzej wybuchnął śmiechem tak głośnym i obezwładniającym, że aż stoczył się z łóżka. Na szczęście dla Karola, Andrzej był już ubrany.
- Co ty robisz w moim mieszkaniu?! – oburzył się Kłos.
Wronka nad wyraz szybko pozbierał się z posadzki.
- Spałem.
- Nie obchodzi mnie to. Co tu robisz teraz? Nie powinieneś sobie iść?
- Kochanie, już chcesz się mnie pozbyć? Wypraszasz mnie? – Andrzej udał przerażenie – Po takiej namiętnej, wspólnie spędzonej nocy?
Karol spojrzał na niego wielkimi, pełnymi przerażenia oczami.
- Nie spędziliśmy razem nocy.
- Spałem tu – oznajmił mu reprezentacyjny kolega.
- Gdzie?!
- No tu – Andrzej pokazał drugą połowę łóżka.
- Kłamiesz! – załkał Karol – To jest niemożliwe! Pamiętałbym, że…
W tym momencie coś mocno uderzyło w pokojowe drzwi. Karol pisnął znowu, a Andrzej podskoczył.
- Ktoś tu jeszcze jest?! – zapytał konspiracyjnym szeptem właściciel, ale jego znajomy przestał słuchać i zaczął gorączkowo zapewniać:
- Karol, ja nic nie zrobiłem. Ja się chciałem tylko z tobą podroczyć, ja sobie spałem na podłodze, właściwie nie wiem, czemu. Ale Karol!, nie daj nas zabić! Ja jestem mimo wszystko jeszcze za młody, ja nie mogę ginąć!
Nagi Kłos powstał z łóżka, wciągnął swoje slipki i popatrzył na Andrzeja, zniesmaczony.
- Zawsze wiedziałem, że jesteś miękki.
Wronka nie wiedział skąd w jego kumplu znalazła się taka nagła, rycerska odwaga. Kłos ruszył w stronę drewnianego wyjścia z pomieszczenia, skradając się na paluszkach i w duchu modląc, żeby to - cokolwiek złego było za drzwiami – nie było pająkiem. Nie lubił pająków. Bardzo nie lubił.
- Halo? – zapytał, otwierając delikatnie drzwi. Nie wyskoczył na niego żaden pajęczak, więc uznał to za dobry znak – Halo? – zapytał znowu – Jest tu kto?
Przypomniał sobie nagle, że przecież wczoraj była tu gdzieś Odetta! To znaczy… hmm… wychodziła z nimi na miasto, a potem, gdy z klubowej zrobiła się domówka u Kłosa… Niee… Ona też z nimi szła… Prawda? Tak, na stówę szła. Przecież chciał pożyczyć od niej pomidorowy przecier. Tak, teraz sobie przypomina, Odetta na pewno z nimi była! A skoro była wieczorem, pewnie to ona teraz skrada się po mieszkaniu. I logiczne, że mu nie odpowiada, skoro nie umie mówić! No, no – Karol, ty detektywie.
Więc Kłos, dumny jak paw i zadowolony ze swojej nieprzeciętnej inteligencji, ruszył pewnie do kuchni, bo nic mu już nie zagrażało. Ba, zagrożenia – co to dla niego! Spodziewał się, że przywita go pyszne śniadanie… No co? Skoro jest kobietą, powinna gotować. Takie jest święte, odwieczne prawo wszechświata.
W brudnej, zagraconej kuchni w pseudo nowoczesnym stylu nie znalazł jednak uśmiechniętej Odetty, ubranej tylko w jego – albo Andrzeja – koszulkę, która piłaby kawę, siedząc na blacie i wesoło machając nóżkami, a obok piętrzyłby się stos kanapek, który śmiało mógłby konkurować z wieżą po sushi ułożoną przez Bartmanowo – Kubiakowo – Możdżonowo – Igłowego Potwora Głodomora… Boże, Kłos. Ty i ta twoja chora wyobraźnia… Ehm, w każdym bądź razie – Karol nie zastał w kuchni Odetty i jej niebiańsko długich nóg baletowej tancerki. Przywitały go za to równie zgrabne, ale nieco pulchniejsze kończyny dolne i słodki, okrągły tyłeczek, który właścicielka dumnie wypinała, bo akurat szukała czegoś w niższych odmętach lodówki. Biedna, poza piwem nic tam przecież nie było.
Kłos stał tak przez długą chwilę i patrzył jak właścicielka najkrótszej spódniczki świata przegląda skromną przechowywalnie jedzenia, bo go wmurowało na widok tylu kobiecych wdzięków o tak wczesnej porze.
Dziewczyna wydawała mu się niska – hahaha, żart taki; przecież Lolek jest wyższy niż większość społeczeństwa. Miała długie, kasztanowobrązowe włosy, które teraz opadały jej na twarz i które zmuszona była odgarniać nerwowym gestem, bo zasłaniały widoczność czarnych oczu. Poza króciutką, dżinsową spódniczką i zgrabnymi nogami – i tym tyłkiem! – mogła pochwalić się jeszcze płaskim brzuchem, kolczykiem w pępku i faktem, że ładnie wyglądała w czerwonym, sportowym staniku. Gratulujemy.
Karol bardzo chciał pogratulować jej osobiście, ale przypomniał sobie nagle, że przecież zaczął się właśnie nowy dzień – piękny dzień, który najlepiej byłoby zacząć od…
Śpiewania!
Ryknął więc na całe gardło - tak, że biedny Andrzej, skulony w pokoju, prawie zszedł na zawał:
- Hiszpańskie dziewczyny!
Coś stuknęło, coś pisnęło, coś gruchnęło, coś zaklęło i ktoś – Karol – wszedł na wysokie „c”, przez co słońce zniknęło nagle za chmurkami, bo aż rozbolały go promyczki.
Dziewczyna, która jeszcze przed chwilą stała przy lodówce, leżała teraz na podłodze pod Kłosowymi stopami i trzymała się za głowę.
- Au – jęknęła.
Nie, Karol jej nie pomógł – przecież miał do zaśpiewania jeszcze jedną zwrotkę. Za to pomógł jej Andrzej, bo ściągnęły go do kuchni „Hiszpańskie dziewczyny” – przecież to było typowo Delectowe no, a Andrzej jeszcze niedawno był typowo Delectowy. Kłos za to nie był Delectowy w ogóle, więc co on sobie wyobrażał?! Właściwie to nawet Fisiel nie był już Delectowy. Nic nie było Delectowe. Nawet Delecta! Bo to Transfer przecież…
Eh, głupi świat.
Wronka kopnął Karolka w kostkę, rzucił się na glebę i złapał piękną kobietkę w ramiona, ciągnąc jej drobne ciałko do góry.
- Nic ci się nie stało? – zapytał, patrząc na nią spojrzeniem „jestem tak bardzo zmartwiony”. W tym samym czasie Karol zerkał mu przez ramię spojrzeniem „głupi Andrzej kopnął mnie w kostkę, ale trzyma teraz coś ładnego, więc popatrzę”.
Dziewczyna przez długą sekundę była zamroczona, a potem otworzyła śliczne, czekoladowe oczy i zobaczyła dwie uśmiechnięte twarze, na co zareagowała głośnym jękiem.
W tym samym czasie do pokoju weszła kolejna zacna istota. Ubrana była skąpo, ale ani Karolowi – który sam był półnagi – ani Andrzejowi – który był zbyt zajęty tą ubraną - to nie przeszkadzało.
- Czy to jest mój szlafrok? – zainteresował się Kłos.
Rzeczywiście, czarny szlafroczek należał do Karola, ale to nie zmieniało faktu, że dziewczyna wyglądała w nim lepiej. Dużo lepiej. Była podobna to tej, którą Andrzej wciąż trzymał w swoich ramionach i nie zanosiło się, by szybko ją puścił. Ten sam głęboki odcień czerni oczu. Podobny kolor włosów. Z tym, że ta była dużo wyższa, smuklejsza, a jej włosy były idealnie proste.
- Co tu się dzieje? – dziewczyna skrzyżowała ramiona na piersi i czujnym okiem omiotła scenkę rodzajową.
- Moglibyśmy was spytać o to samo – stwierdził Andrzej – Kim jesteście?
- A wy?
- Zapytaliśmy pierwsi.
- Nieprawda.
- To nasze mieszkanie.
- Ale my…
- Czekajcie, stop! – Karol uniósł dłonie i nakazał im zamilknąć – O czymś sobie przypomniałem… Gdzie jest Odetta?
No właśnie. GDZIE. JEST. ODETTA?! Przecież powinna tutaj być!
Dziewczyna w szlafroczku zmarszczyła brwi.
- A kto to?
- Odetta?
- No. To twoja dziewczyna.
Karol się oburzył.
- O, nie!
- Więc to jest wasza dziewczyna? – zerknęła na Andrzeja.
- O, nie! To nasza przyjaciółka – wyjaśnił jej spokojnie Wrona.
- Nasz trzeci muszkieter – potwierdził Kłos.
- Milczący Muszkieter – przedstawił jej ksywkę Wrona.
- Który ładnie pachnie – dodał od siebie Kłos.
- I bardzo ją za to lubimy – kontynuował Wrona.
- I martwimy się o nią – zakończył Kłos.
- Mhmmm… - przytaknęła im dziewczyna – Dzielicie się nią? To nieładnie.
Andrzej z wrażenia aż wypuścił z rąk tę drugą dziewczynę.
- To nie jest tak!
- Au.
Pochylił się nad nią.
- Przepraszam.
- Nie dzielimy się Odettą – Karol patrzył gniewnie na cudo w jego szlafroczku – Ona jest naszą kumpelą. Naszym człowiekiem. Naszym kompanem. Nie naszą zabawką.
- Mamy tylko chwilowy problem ze zlokalizowaniem jej miejsca aktualnego pobytu… - zauważył inteligentnie Wrona.
Dziewczyna patrzyła na nich podejrzliwie, podczas gdy ta druga pozbierała się z podłogi i odsunęła możliwie jak najdalej. Nerwowy gestem odgarniała włosy i nawijała je na palec. Ta pierwsza westchnęła.
- Spokojnie. Znalazłam waszą zgubę. No, tam jest – pokazała im dłonią drzwi do łazienki, a dwaj mężczyźni rzucili się pędem w tamtą stronę. Narobili przy tym tyle hałasu, że pewnie pobudzili wszystkich zmarłych w promieniu tysiąca kilometrów, ale na szczęście nie Odettę.
Pierwszy był tam Andrzej. Zatrzymał się nad wanną i przez chwilę patrzył na nią z przerażeniem, ale potem dołączył do niego Karol i gdy już wymienili spojrzenia, uśmiechnęli się, przytulili do siebie jak stare, dobre małżeństwo i z czułością zerknęli jeszcze raz. Odetta leżała sobie grzecznie niczym mały szczeniaczek w wannie pełnej serpentyn i balonów, ubrana we wczorajsze dżinsy i trochę zabrudzoną koszulkę, chrapiąc słodko. Jej stan wskazywał na totalną obojętność wobec świata i zdecydowaną nietrzeźwość.
- Patrz, Andrzej – powiedział Kłos tonem dumnego ojca – Wychowaliśmy małego, imprezowego potwora.
Wzruszony Wronka starł pojedynczą łzę z policzka.
- One tak szybko dorastają… - zaczął marudzić i wtulił się wygodniej w Karola – Och, nasza mała dziewczynka.
Chwilę romantyczności przerwała im…
- Jesteście porąbani.  
Zgodnie odwrócili głowy w stronę drzwi.
- Kim wy w ogóle jesteście?
- To moje mieszkanie – odezwał się Kłos – Mamy pierwszeństwo.
Dziewczyna przyodziana w szlafrok przewróciła oczami, ale odezwała się jej przyjaciółka, wyraźnie znudzona bezosobowym zwracaniem się do siebie:
- Ja jestem Tośka, a to jest Maksi. Jesteśmy siostrami. Ona chce się wykąpać, a ja jestem głodna – oznajmiła, jakby to były teraz najistotniejsze rzeczy w ich życiu.
Andrzej uśmiechnął się do niej szeroko i oderwał od Karola, bo bardzo spodobał mu się sposób, w jaki Tośka mówiła, że jest głodna – cokolwiek miało to znaczyć, Andrzeju.
- To jest Karol, a ja jestem Andrzej. Jesteśmy kumplami. On ma na sobie slipki, a ja bym zjadł jajecznicę.
Widać było, że pan Wrona i panna Antonina zapałali do siebie jakimś tam uczuciem czy nicią porozumienia się połączyli od pierwszego wejrzenia, bo szczerząc się, opuścili łazienkę i udali do kuchni.
W tym samym czasie Karol i Maksymiliana mierzyli się spojrzeniami.
- To mój szlafrok – odezwał się chłopak.
- Nie używasz go – wzruszyła ramionami dziewczyna.
- Bo ty go nosisz. Oddaj mi go.
- Nie mam mowy. Pod spodem jestem naga.
- Nie będę ukrywał, że mnie to nie obchodzi. Co wy tu w ogóle robicie?
- Chyba zaprosiliście nas na imprezę…
- Chyba?   
- Nie pamiętam – przyznała.
- Racja – zaśmiał się Kłos – Musiało być naprawdę nieźle.
- Nie pamiętam – powtórzyła twardo dziewczyna i spiorunowała go wzrokiem – Mógłbyś wyjść?
- To moja łazienka!
- To ja chcę się wykąpać!
- Mogłabyś…
- Spadaj, zboczeńcu. 
- Nie jestem… Nie możesz się kąpać. Mój muszkieter tam śpi.
- Obudzę ją, pewnie będzie mi wdzięczna.
- Ani mi się waż.
- Nie zabronisz mi.
- Chcesz się przekonać?
- Teraz mi grozisz?
- Głupia dziewczyno…
- Sam jesteś głupek.
- Wariatka.
- Idiota.
- Andrzej! – zirytował się Karol – Powiedz jej coś.
- Patrz, głąbie, co zrobiłeś – Maksi wskazała dłonią na wannę – Obudziłeś ją.
- To twoja wina.
- Chyba sobie kpisz.
- Wariatko…
- Głąbie!
- Andrzej, no!

W tym samym czasie

- Wiesz, Audrey – mała Jagoda leżała wygodnie na łóżku i wzdychała ciężko – Ja się w sumie bardzo cieszę, że oni sobie wszyscy pojechali i o mnie zapomnieli. Gdyby tu byli, prawdopodobnie nie mogłabym zjeść tej czekolady na śniadanie. Nie mogłabym też spędzić całej nocy na oglądaniu horrorów, po których bałabym się zasnąć, gdyby nie ty. To miłe, że zrobili nam taki prezent…
Audrey zgodziła się z nią, co okazała uniesieniem nieco główki. No przecież jest kotem – nie liczcie na to, że będzie przytakiwać.
W tym właśnie momencie wszystkie marzenia Jagody o niezależności zostają całkowicie zniszczone:
- Co ty tutaj robisz, dziecko?!
Panie i panowie, Marcin Możdżonek.  
- Jezus Maria – tak zwykł się widocznie witać – co ty tutaj robisz sama?! Przecież Odetta jest z… A Liloo siedzi u… - jąka się, miesza, nie umie wysłowić – Ja myślałem, że wróciłaś do matki.
- Nie – kręci głową dziewczynka, nadzwyczaj spokojna – Liloo obiecała się mną zająć, to się zajmuje. Co prawda, jest to relacja na odległość, ale spokojnie, kot nade mną czuwa.
Audrey rzeczywiście wczuła się w rolę niani – ochroniarza i włączyła tryb agresji, pazurkami mierząc w kostkę Możdżonka. Szczęśliwie ten zdążył się uchylić.
- Niemożliwe – zmierzył kociaka ponurym spojrzeniem, które skutecznie oddaliło bestyjkę na kilka metrów – Zostawiły cię, te nieodpowiedzialne…
- Daj spokój – przerwała mu Jagoda, niedbale machając dłonią – Młode są, muszą się wyszumieć.
Marcin zupełnie nie miał na to argumentów. W końcu westchnął, nieco podirytowany.
- Pakuj się. Zabieram cię ze sobą.
Dziewczynka skrzywiła się, bo jakoś nie widziała jej się weekendowa przygoda ze starym siatkarzem – ach, głupiutka, młodziutka, niedoświadczona kobietka… Jeszcze kiedyś będzie marzyć o weekendzie ze sportowcem!
- Nie masz jakiegoś swojego życia prywatnego? – zasugerowała mu, byleby tylko się odczepił.
Niestety, Marcinkowi uaktywniła się ostatnio jakaś dziwna chęć ulepszania świata.
- Mam. Jakoś cię w nie wcisnę na te dwa dni. No już, maleńka, nie marudź!
 




kto dostał najpiękniejszy prezent na urodziny ever w postaci Andżeja? Ja <3 XD


17 komentarzy:

  1. Zbieram swój rozpierdzielony mózg i zabieram się za jakiś sensowny komentarz:

    1# Och, ach, uch ... Uwielbiam uwielbiać Karola i Andrzeja, bo oni są I-DE-AL-NI. Aktualnie boli mnie głowa, więc powiem ci tylko, że mi także łezka zakręciła się w oku na widok Kłosa i Wrony płaczących na widok śpiącej Odetty, którą akurat ominął ten widok.
    2# Chcę też wyrazić swój zachwyt. Powrócił do nas w wielkim stylu nasz El Capitano <3 Jagódka młoda jest, nie wie co traci. Pewnie w pizdu dalekiej przyszłości zrozumie jakie miała cholerne szczęście
    3# Powoli zaczynam mieć wrażenie, że Audrey jest jedną z kluczowych postaci. Nie wiem dlaczego, nie wiem po co, nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale jest. Mimo wszystko. I za to dziękuję <3

    No cóż .. Więcej nie napiszę, bo moje powieki są poddawane bestialskiej sile ciężkości i ważą tonę. Może jutro powiem coś więcej na ten temat. Także, dziękuję, do widzenia, życzę siatkarskich!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wronka się tak uśmiechnął, że Kłos miał prawo się przestraszyć, że spędzili razem noc. Wgl zachowują się jak małżeństwo. Może gdzieś tam w dalekim świecie wzięli ślub? Kto ich tam wie. Uwielbiam ich, w dodatku Odetta do nich dołączyła. Ta trójka jest porypana całkowicie :D
    kurcze. Audrey, dzięki ci, że zaopiekowałaś się Jagodą. Ta myślała, że sama spędzi weekend, a tu Magneto się napatoczył. Och nieładnie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Takiej pary idiotów jak Wrona i Kłos świat nie widział! Pasowali by do siebie jako para uczuciowa. Dogadywali by się w każdej chwili swego jakże wesołego życia. Zapewne w łożku było by im świetnie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham Kłosa i Wronkę, no XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem! <3 Jestem cały czas, ale jakaś apokalipsa mnie dosięgła w tym tygodniu i nie mam czasu nic napisać (przy czym, oczywiście, przez "nic" należy rozumieć tysiąc500sto900 pozbawionych sensu zdań). W zasadzie nie mam go w dalszym ciągu (byle do poniedziałku!), ale postanowiłam, że dzisiaj to już najwyższy czas się odezwać. Co też niniejszym czynię.

    Cudowny Karolowo-Andrzejowy odcinek <3 Poranek na kacu jest w stanie wynagrodzić mi brak opisu miłosnych podbojów. W zasadzie poranek na kacu uświadamia mi, że może to lepiej dla mnie i dla mojego wystarczająco już skrzywdzonego umysłu, że ominęła nas impreza ostateczna, która zabiła Andrzeja-i-Karola, przekonała ich do spędzenia razem upojnej nocy, wywołała u Karolla potrzebę posiadania przecieru z pomidorów oraz zgubiła Odettę. W zasadzie powinnam być Ci za to wdzięczna. Jestem, dziękuję.

    Za to chyba nie jestem kobietą, bo nie gotuję :(

    Machająca nóżkami Odetta ubrana w samą koszulkę mnie rozczula i wywołuje uśmiech na mej twarzy. Nie wiem dlaczego. Ale jakieś to takie... swojskie i domowe :) Mogłaby jeszcze mieć na końcach tych nóżek wielkie, puchate bamboszki <3
    A żarty na temat jej małomówności bawią mnie niezmiennie. Jestem złym człowiekiem.

    Potwora Głodomora pozdrawiam z podłogi xD

    Tak się właśnie kończy imprezowanie z najlepszym przyjacielem - rano człowiek odnajduje w swojej kuchni całkowicie mu obce kobiety objadające mu lodówkę, noszące szlafroczek i pragnące budzić Milczącego Muszkietera (znowu xD). Kobiety są złe. Imprezy są złe. Alkohol jest zły.
    Za to Andrzej wtulający się w Karolka - słodycz w najczystszej postaci. Oni zdecydowanie powinni być ze sobą, a nie oglądać się za jakimiś laskami. "On ma na sobie slipki, a ja bym zjadł jajecznicę" - to przecież związek idealny (chociaż w tym akurat zdaniu żadnego związku doszukać się nie sposób) i żadna kobieta zastąpić tego nie może, nie potrafi i nie będzie godna. Trzeci Muszkieter może ich co najwyżej uzupełnić, nic więcej.


    El Capitano! Fajnie, że jesteś, zdążyłam się stęsknić! Pięknie uzupełniasz ten skacowany odcinek i wprowadzasz w niego odrobinę powagi, spokoju, zdrowego rozsądku i opanowania. Ktoś musi.
    A Jagoda do marzeń o weekendzie ze "starym siatkarzem" dorośnie szybciej, niż jej się wydaje ^^



    Miałaś urodziny, a ja nie wiedziałam, nie złożyłam Ci najserdeczniejszych, najdłuższych i najpiękniejszych życzeń ani nie wysłałam Ci mentalnych całusów, uścisków i tortu ze świeczkami? Cóż za niedopatrzenie :( Smutek z tego powodu może Ci z pewnością załagodzić tylko Andżej i mam nadzieję, że wywiązuje się w 100% z tego trudnego zadania ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś ! <3 a ja się tak martwiłam ; 3

      Usuń
    2. Dobra, a teraz spinam tyłek i poważnie:
      Alleluja, że postanowiłaś się odezwac, bo już chciałam cię wołac i wyciągac z czarnych odmętów niewiadomoczego i wysnuwałam teorie spiskowe na temat twojego porwania przez kosmitów, wypadku przy posługiwaniu się łyżeczką do herbaty i wizytacji z Piekła. eh.
      Wiesz, ja bym chętnie ci opisała tą Karolowo-Andrzejowo-Odettową imprezę, bo byłam i było epicko. tylko nic nie pamiętam . XD
      Ja przypalam - czy to się liczy jako gotowanie?
      Ja jestem człowiekiem źlejszym, bo owe żarty tworzę . ; <
      Potwór Głodomor także pozdrawia, ale prosi, żebyś wstała, bo pragnie choc trochę kultury! XD

      dziękuję, Andrzej zawsze wywiązuje się z zadania. i dzisiaj dodatkowo pomaga mu najwspanialsza rzecz na świecie - świeży, cieplutki autograf Kuby Jarosza <3 ; )

      Usuń
    3. Naprawdę się martwiłaś? <3 Jak miło mi to słyszeć, szczególnie dzisiaj, kiedy mam wkurwa giganta i nienawidzę ludzi :< A jednak się okazuje, że człowiek nie jest taki całkiem sam i zapomniany na tym wielkim i złym świecie...
      Nie, nie, to nie kosmici, nie łyżeczka i nie Piekło. To "tylko" czarne odmęty totalnego braku czasu, nadmiaru roboty i krańcowego zmęczenia materiału. Ale przyszły tydzień zapowiada się lepiej, więc mam nadzieję, że nie będę Cię już więcej narażać na stresy i zmartwienia. Przepraszam :(

      Tak myślałam, że się wkręciłaś na imprezę i nic nie powiedziałaś, nie zaprosiłaś, ani nic... :( Ale i tak nie pamiętasz, więc się prawie nie liczy, masz za swoje :P

      Ja gotuję wodę na herbatę - czy to się liczy jako gotowanie? :P

      Twoje przekonanie o byciu źlejszą trochę mnie podnosi na duchu, że może jestem zła i nikczemna, ale nie całkiem najgorsza. Ale żarty są dobre, zdrowo jest się czasem pośmiać.

      Dobrze, Potworze, już wstałam. Dlaczego leżenie na podłodze jest oznaką braku kultury?

      Ooooch, no to zazdroszczę mocno <3
      Kurde! A mnie nie lubi PlusLiga i nie lubi mnie Liga Mistrzów, dupa. Miałam jechać na mecz z okazji, że jadę do domu na dwa tygodnie, ale tak mi namieszali z kalendarzem, że nigdzie nie pojadę, bo JW i ZAKSA są łaskawe grać na wyjeździe, a LM grają dzień i dwa dni po moim wyjeździe. No co za...! A już się tak cieszyłam :(

      Usuń
    4. No martwiłam się no . Aż się bałam, że mnie może porzuciłaś . ; c
      w tej kwestii to ja się polecam . czasem zapominam historyczne daty (pozdrawiam, human) ale o ludziach pamiętam . wiesz, do mnie można walić z "cześć, co tam u ciebie?" po 7 miesiącach milczenia, a ja będę wniebowzięta . xD
      przeprosiny przyjęte.
      Ja bardzo chciałam zaprosić, ale wiesz - komplet był . Ale zabukowałam ci miejsce przy oknie na następnej . XD
      Andrzej robi herbatę z cukrem, więc chyba tak .

      Bo an podłodze jest bliżej do plebsu . XD

      Nieee . ; < to jest straszne . wiesz, jak co, to ja cię serdecznie do Bielska zapraszam, nawet mogę ci przenocować i choć z naszą drużyną to raczej tak skromnie, ale wiesz... dużo gości fajnych przyjeżdża . ^^

      Usuń
    5. A gdzie! W życiu! Musiałabym na musk upaść (albo jakieś jego resztki, które mi jeszcze zostały), żeby Cię porzucić!
      A tam komplet. Na takich imprezach nie ma nigdy limitu miejsc, zawsze się jeden mały człowieczek jeszcze wciśnie. Ale dobra, biorę miejscówkę przy oknie :D
      Z cukrem? Andrzej, weź... Herbata z cukrem jest dobra na depresję, chorobę i okres.

      O, tego nie wzięłam pod uwagę. Dobrze, że się już podniosłam.

      Bielsko też rozważam zawsze w moich planach siatkarskich, bo to w sumie nie aż tak daleko, a jak przyjedzie jakaś fajna drużyna, to już w ogóle czad :D
      A co się wczoraj okazało (no bardzo rychło, bym rzekła)! Kolega taty pracuje w ZAK s.a. i załatwia bilety na ZAKSĘ! Sobie wyobraź! A ja tyle lat żyłam w nieświadomości i się dowiedziałam teraz, jak żyję na zadupiu, na drugim końcu Polski. Dzięki, tato!

      Usuń
    6. Herbata z cukrem, cytryną i sokiem malinowym - wiśniowym w porywach funduszów - jest dobra na wszystko . ABSOLUTNIE WSZYSTKO . Nie, Andrzej?
      Andrzej się zgadza .

      to witamy znów wśród patrycjuszy .

      JAK TWÓJ OJCIEC MÓGŁ CI COŚ TAKIEGO ZROBIĆ ?! Z KIM TY ŻYJESZ ?! :O
      buziaczki . xo xo + pozdrawiam twojego ojca . XD

      Usuń
    7. Łooo! Słodzisz jeszcze cukrem herbatę z malinowym/wiśniowym sokiem? Jesteś hardkorem! Andrzej jest też (Pozdro, Andrzej! Mało brakowało, a byśmy się spotkali za 2,5 tygodnia, ale że Wam się chce grać w Bełchatowie, a nie w Jastrzębiu, to muszą Ci wystarczyć internetowe całusy).

      Dlatego się wyprowadziłam :P Zawsze mówił, że noooo, można by się wybrać kiedyś na ZAKSĘ, to on by zadzwonił do Wujka, ale jakoś tak to brzmiało, że chce go wyciągnąć na mecz, skoro on mieszka w KK, a nie, że się po bilety do niego dzwoni. Więc nie wiem, czy zasłużył na pozdrowienia :P

      Usuń
    8. nie całuj mi Andrzeja! XD i tak, jestem prawdziwym hardkorem bo dorzucam jeszcze do całości cytryny <3

      jestestwem zasłużył i faktem, że w końcu dowiedziałaś się najistotniejszego .
      podzielic się z tobą miłą informacją z mojego życia, która diametralnie je zmieniła?
      łukasz kadziewicz - prawie - uderzył we mnie piłką. bo nie trafił do kosza. *.* umrę szczęśliwa. xD

      Usuń
    9. Alllleż! Pozdrowieniowe całusy w czółko przesyłam (wysoko podskakując), a Ty sobie zaraz wyobrażasz nie-wiadomo-co xD Cytryna jeszcze, ale połączenie cukru z sokiem aż mi wykrzywia twarz ze słodkości.
      A'propos - najlepsza herbata świata! Mocna czarna/earl grey, do tego cytryna (ja do półlitrowego kubka wciskam prawie pół), miodu wedle uznania, ale raczej sporo i duuuużo imbiru (prawdziwego, świeżego, w plasterkach, żeby puszczał sok). Na jesienno-zimową pluchę, grypę i chandrę nie ma lepszej <3

      Patrz, rozmawiałam z nim dzisiaj i zapomniałam. Poprawię się przy najbliższej okazji albo jak pojadę do domu.
      Byłaś w Kętach? <3 Nienawidzę mojego zagłębia żużlowego ;<
      Oglądałam właśnie Magazyn siatkarski w PS News i pani zasugerowała, że nasz nowy trener może w ramach zaskoczenia wszystkich powołać Łukasza do kadry <3
      Czemu rzucał do kosza?

      Usuń
    10. Ja jestem jak Lwica - bronię swojego stada . xD
      tak jest, szefie - wypróbuje !

      Byłam w Kętach <3 i nie wiem czemu rzucał do kosza . O.o może lubi ? albo po cichu przekwalifikowuje się na koszykarstwo . XD zapytam następnym razem . XD

      Usuń
    11. Zapytaj, jak wpadnie do Spały <3
      A'propos Łukasza - czytałaś wywiad? http://ofensywni.przegladsportowy.pl/2013/11/02/rozmowa-ofensywna-lukasz-kadziewicz-przerysowalem-swoje-zycie/ <3<3

      Usuń