piątek, 28 lutego 2014

dwadzieścia osiem - it’s Monday! Monday!

Poniedziałek

- Nie.
Okej, dobrze, jasne, nie ma sprawy, pewnie.
- Nie, nie, nie.
Nie.
Nie. Nie, nie.
No, non, niet, a-a.
Nie.
- NIE. Mam wam to rozrysować?
- Chętnie, poprosiłabym.
Liloo zagotowała się ze złości. Czerwona na twarzy, czarna w rozpaczy i zielona w pojęciu spojrzała na Jagodę, która ośmieliła się podważyć jej system logicznego myślenia i w dodatku autorytet osoby starszej. Starszej niż trzynastoletnia smarkula.
- Czego nie rozumiesz?! – wrzasnęła, zaciskając dłonie w pięści i miotając po pokoju piorunami. Odetta skryła się w swoim prowizorycznym bunkrze między sofą a fotelem, próbując zmusić ozdobną poduszkę, by stanowiła jej hełm.
Jagoda miała na sobie dżinsowe ogrodniczki z wielkimi kieszeniami, w których to trzymała pocące się ze stresu dłonie, ale jak dobry, honorowy żołnierz, mimo chęci schowania się razem z siostrą w zafotelowym bezpieczeństwie, stała nieugięcie na środku pokoju i modliła się w duchu, by Liloo nie zmieniła orbity krążenia i nie ruszyła w jej kierunku.
- Ty lubisz jego, on lubi ciebie, ja lubię was, Odetta lubi mnie, ciebie, jego i was, Audrey lubi mnie, ciebie, jego, was i Odettę, natomiast nie znosi kocimiętki – odezwała się niepewnie, cicho, ale w pełni przekonana o prawdziwości swoich słów – Dlaczego więc nie jesteście razem?
- Dlaczego mielibyśmy być?!
- Bo… jak dwoje ludzi się kocha to chyba chcą być razem, nie?
Liloo pobladła na twarzy, przystanęła i tępo zapatrzyła się na ścianę. Logicznym było, że nie zerka na nią, by udobruchać swoje oko estetki, bo tapeta była paskudna, więc siostry przeraziły się nie na żarty.
- Li? – zapytała cieniutkim głosikiem Jagoda.
- Lo? – bezgłośnie dodała Odetta, zostawiając szeroko otwartą buzię po „o”, czym chciała ukazać swój przestrach.
Ale panna Stashecka była w swoim innym świecie. Naprawdę innym. Jakimś zaświecie.
- Miłość – powtórzyła to słowo głośno i skrzywiła się nieznacznie, bojąc się jego wydźwięku – Miłość – spróbowała jeszcze raz, ale i ta próba spowodowała u niej grymas – Miłość? – zapytała obskurnej tapety, która zrozumiała ją całkowicie. Na szczęście. – Nie wiedziałam – tu westchnęła ciężko – że rozmawiamy o prawdziwej miłości.
Odetta opadła na podłogę. Widocznie nadmiar stresu działał na nią niepokojąco. Nikt się nią jednak nie przejął, bo z racji, że zawsze była wątłą dziewczynką i lubiła mdleć/upadać, jej współtowarzyszki doszły podświadomie do wniosku, że sama się pozbiera. Jakoś. Kiedyś. Chyba.
Natomiast Jagoda skomentowała to w sposób dobitny: uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
- Naprawdę tak ciężko było się tego domyślić? – zapytała, wznosząc oczy ku niebu, jakby Bóg mógł dać jej odpowiedź. Ale on tylko wzruszył ramionami, zajęty był przecież czymś innym.
- Miłość, miłość, miłość – Liloo wciąż była w transie – Miłość. To takie niebezpieczne słowo.

W tym samym czasie

- Miłość? Nie wierzę w takie bajeczki!
Drogie dzieci, jeśli kiedyś będziecie chciały przeprowadzić eksperyment „jak długo można wbijać tępemu do głowy, że marnuje sobie sam życie?”, serdecznie zapraszamy was do skorzystania z naszego niezastąpionego Michała Kubiaka.
Zbyszek leżał na łóżku i przeglądał miesięcznik „Mamo, to ja”, który jakimś dziwnym trafem znalazł się w pokoju Piotrusia. Pit twierdził, że dostał go od Kosoka, ten zaś, że od Nadii, Nadia podobno wyszarpnęła go Audrey, co było dziwne, bo przecież Audrey była u Liloo; dziwniejszym zaś było, że Audrey utrzymywała, że podrzucił jej to Krzysztof Ignaczak, ten zaś nagrane miał, że z takowym wcześniej spokojnie przechadzał się Paweł Zatorski - zapytany o to, odpowiedział, że Fabian trzymał na nim odżywkę do włosów, Drzyzga zaś zapewniał, że to nie jego, a Kłosa, Karol jak zwykle zrzucił winę na Andrzeja – i tutaj trop się urwał, bo Wronki dalej nie mogli znaleźć.
Pan Bartman mógł sobie nic nie robić i oglądać zdjęcia niemowląt oraz czytać o karmieniu piersią do ósmego miesiąca życia dziecka, bo Michał był na tyle zaradny, że zadawał sobie pytania i jeszcze sam na nie odpowiadał:
- Na jakiej podstawie ty w ogóle twierdzisz, że ja i ona coś…? Nie rozumiem cię, przecież masz własne życie, dlaczego zajmujesz się moim? Ja jestem całkiem, kompletnie, dokładnie szczęśliwy w takim położeniu, jak właśnie się znajduję. Nie potrzebuję troski. Nie potrzebuję miłości. Nie potrzebuję dziewczyny. Jedną już taką miałem. Klaudia było jej na imię i musiałem się chować przy paprotce, żeby mnie w końcu zostawiła. A potem musiałem obściskiwać się z Liloo, bo paprotka nie zadziałała.
- Uhm… - mruknął Zibi, żeby Kubiak przypadkiem nie pomyślał, iż jego przyjaciel w ogóle nie jest już zainteresowany.
- Nie twierdzę, że to nie było miłe: trzymanie jej przez chwilkę przy sobie; ale to jeszcze nie oznacza, że pałam do niej jakimś niezmierzonym uczuciem, w które, jak już wspominałem, zupełnie nie wierzę. Zawsze jest fajnie móc przytulić do siebie jakieś urocze trzydzieści sześć i sześć, ewentualnie trzydzieści siedem, za te z wyższym radziłbym się już nie brać, bo zagrożenie życia występuje. Piotrusia też czasem przytulam, a to wcale nie znaczy, że chcę z nim tworzyć jakiś większy emocjonalny związek. Ja lubię po prostu czasem coś… kogoś przytrzymać przy sobie w uścisku na kilka sekund. Fakt, może jestem miękki, ale też mam swoje potrzeby. Gdzieś tam w głębi mnie kryje się dzika dusza romantyka, ale to wcale nie znaczy, że ja ją pragnę przed jakąś kobieciną otwierać. I to w dodatku taką, która co drugim czynem mnie samego trochę denerwuję. Taką, co to nadpobudliwa jest, nierozgarnięta, sensu w życiu nie ma, udaje, że wcale nie dorosła… Jak ja bym sobie z taką poradził, no? Niepotrzebne mi wieczne kłótnie i inne… dziwne dziwności, jakie panują w związku. Nie potrzebuję w ogóle związku. W ogóle nic nie potrzebuję. No, może tylko obiadu.   

W międzyczasie

Gdyby Piotrek akurat nie był zajęty przeglądaniem swoich dziurawych par skarpet, niezdecydowanie Michała i Liloo podsumowałby piosenką:
- Dobrze jeeeeest, jeżeli w życiu widzisz głębszy sens. Jeżeli robisz coś ze wszystkich sił, byś dobrze żył. Dlatego poddaj sięęęę pragnieniu, które w twoim sercu jest!
…ponieważ mocno wierzył, że w końcu odnajdą się w czasoprzestrzeni, przestaną narzekać i zostaną jednością.
To takie głębokie.

Godzinę później

- Grześ? Ja naprawdę chciałabym poznać twoją mamusię.
Nie ma to jak zacząć tydzień od maleńkiej sprzeczki z narzeczoną…
Zaraz. Grzegorz, czy my o czymś nie wiemy?
- Nadia, przestań. Tłumaczyłem ci już wiele razy, że to chyba nie jest najlepszy pomysł.
Dziewczyna spojrzała na niego urażona, prychnęła i charakterystycznym gestem odrzuciła długie włosy na plecy.
- Ty przecież znasz mojego ojca – wytknęła mu niegrzecznie.
- Racja – przytaknął, całym sobą starając się zachować spokój – Twojego brata także i bardzo ich obu lubię.
- Więc dlaczego ja nie mogę poznać twojej mamusi? – brnęła uparcie w to śmierdzące błoto.
- Przestań ją tak nazywać – skrzywił się – Moja mama nie jest kobietą, która…
- Nie zaczynaj znowu! – ostrzegła – Bo wyjdę z siebie, stanę obok i dam ci po pysku!
Wyobraźmy sobie tę scenę…
Taak, cudna, prawda?
- Nie zabiorę cię do mojej mamy, wybacz mi.
Nadia poczerwieniała na twarzy. Jakże ten… mężczyzna może się sprzeciwiać jej słowu? Jak on śmie? Kto mu pozwolił? Jak ona może żyć z kimś takim? JAK?!
Chyba że…
- Ty się mnie wstydzisz?
Grzesiek już otworzył usta, żeby zaprzeczyć, ale nie zdążył, bo kobiecy refleks znowu okazał się być lepiej naoliwiony.
- Wstydzisz się. Ty draniu. W tej właśnie chwili daję ci ultimatum. Albo poznasz mnie z mamą, albo nie poznasz mnie już z nikim. Przemyśl to, kochanieńki, masz czas do jutra. Inaczej wyjeżdżam, zostawiam cię w tyle i nigdy więcej nie dam się już namówić na związek z kimś, kto… Och, zabieram Audrey i wynoszę się z tego końca świata!
- Andrea prosił cię o to już w dwudziestym czwartym rozdziale… – przypomniała jej głowa Bartka Kurka, zalotnie zerkająca zza drzwi.
Żadne z nich nie skomentowało tego nagłego wtargnięcia.
- Nienawidzę cię, już teraz mogę ci to powiedzieć – lamentowała dziewczyna – Wynoszę się stąd i oczekuję, że podejmiesz dobrą decyzję. Dzień. Dwadzieścia cztery godziny. Masz czas, złotko, namyśl się.
- …a Audrey jest przecież u Liloo – przypomniał jeszcze Bartek, po czym zniknął, bo Nadia trzasnęła drzwiami.

Godzinę później

Najnieszcz… Najnieszczsze… Najnieszczeczywy… Najnieszcześl… Eh.
Najbardziej nieszczęśliwą osobą w całej Spale był Bartek, bo wciąż miał ochotę na naleśniki z czekoladą. Zaraz po nim był Andrzej, bo właśnie rozstał się z dziewczyną, która miała być jego… No, właśnie: JEGO. Okazało się natomiast, że ona wcale nie chce być cała JEGO, bo właśnie odkrywa w sobie jakieś dziwne skłonności feministyczne i musi się pozbyć faceta, bo on ją zniewala. „Kobieto, puchu marny! Szujo ty podstępna!” – zwykł pisać poeta.
Pan Wrona został więc zmuszony przez życie do porzucenia pięknych marzeń i odnalezienia się jakoś w sportowym świecie bez miłości – jeszcze, he he he. Hehehehehe. HEHEHEHEHEHEHEHEHEHEHEHE. HE.
Jak na razie Pech miał dla niego specyficzny plan dnia: przewidywał jakąś maleńką kraksę z odkurzaczem, upadek z krzesełka, naciągnięcie mięśnia na treningu, a na zakończenie, jako wisienka na torcie, Andrzej miał sturlać się ze schodów.
Pech był bardzo zadowolony, trzy na cztery punkty listy mogły zostać zamaszyście odfajkowane czerwonym długopisem.
Pech nie przewidział jednak, że zamiast sturlania się ze schodów, Andrzej wturla się do windy. Nie narzekał jednak wcale, bo okazało się, że ta winda przewoziła właśnie donice z kaktusami dla udekorowania trzeciego piętra. Specyficzna odmiana tych roślin, kaktus-długoigłus, mówi chyba sama za siebie… 



6 komentarzy:

  1. Powiem szczerze, że zazdroszczę Ci tego komediowego talentu. Nie spotkałam w blogowym świecie czegoś takl świetnie napisanego, a przeczytałam setki blogów...

    OdpowiedzUsuń
  2. Z początku miałam wrażenie, że Liloo tłumaczy Jagodzie jakieś lekcje, a tu się okazało, że chodzi o Kubiaczka. Obaj są uparci i głupi. To widać, że ich ciągnie do siebie, chociażby jak Michał opisywał Liloo.
    Wronka mial "Mamo, to ja"?! I tak potem wszyscy to czytali :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Mamo, to ja" to wspaniała gazeta, chciałam to zaznaczyć. :D
      / Świetlik.

      Usuń
  3. No i się, kuźwa, doczekałam!
    Kobieto, czasami na serio zazdroszczę ci wyobraźni. Bo niby piszesz bez ładu i składu, ale ja jednak odnajduję sens i pozdrawiam cię z mojej ufajdanej podłogi.

    No dobra, nie jest tak ufajdana.

    Na bardziej logiczny komentarz mnie nie stać, niedawno wróciłam ze szkoły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję, odnalazłaś sens. Mogłabyś go do mnie odesłac ? XD

      Usuń