Poniedziałek
- Nie.
Okej, dobrze, jasne,
nie ma sprawy, pewnie.
- Nie, nie, nie.
Nie.
Nie. Nie, nie.
No, non, niet, a-a.
Nie.
- NIE. Mam wam to
rozrysować?
- Chętnie,
poprosiłabym.
Liloo zagotowała się ze
złości. Czerwona na twarzy, czarna w rozpaczy i zielona w pojęciu spojrzała na
Jagodę, która ośmieliła się podważyć jej system logicznego myślenia i w dodatku
autorytet osoby starszej. Starszej niż trzynastoletnia smarkula.
- Czego nie
rozumiesz?! – wrzasnęła, zaciskając dłonie w pięści i miotając po pokoju piorunami.
Odetta skryła się w swoim prowizorycznym bunkrze między sofą a fotelem, próbując
zmusić ozdobną poduszkę, by stanowiła jej hełm.
Jagoda miała na sobie
dżinsowe ogrodniczki z wielkimi kieszeniami, w których to trzymała pocące się
ze stresu dłonie, ale jak dobry, honorowy żołnierz, mimo chęci schowania się
razem z siostrą w zafotelowym bezpieczeństwie, stała nieugięcie na środku
pokoju i modliła się w duchu, by Liloo nie zmieniła orbity krążenia i nie
ruszyła w jej kierunku.
- Ty lubisz jego, on
lubi ciebie, ja lubię was, Odetta lubi mnie, ciebie, jego i was, Audrey lubi
mnie, ciebie, jego, was i Odettę, natomiast nie znosi kocimiętki – odezwała się
niepewnie, cicho, ale w pełni przekonana o prawdziwości swoich słów – Dlaczego więc
nie jesteście razem?
- Dlaczego mielibyśmy
być?!
- Bo… jak dwoje ludzi
się kocha to chyba chcą być razem, nie?
Liloo pobladła na
twarzy, przystanęła i tępo zapatrzyła się na ścianę. Logicznym było, że nie
zerka na nią, by udobruchać swoje oko estetki, bo tapeta była paskudna, więc
siostry przeraziły się nie na żarty.
- Li? – zapytała cieniutkim
głosikiem Jagoda.
- Lo? – bezgłośnie
dodała Odetta, zostawiając szeroko otwartą buzię po „o”, czym chciała ukazać
swój przestrach.
Ale panna Stashecka
była w swoim innym świecie. Naprawdę innym. Jakimś zaświecie.
- Miłość – powtórzyła
to słowo głośno i skrzywiła się nieznacznie, bojąc się jego wydźwięku – Miłość
– spróbowała jeszcze raz, ale i ta próba spowodowała u niej grymas – Miłość? –
zapytała obskurnej tapety, która zrozumiała ją całkowicie. Na szczęście. – Nie
wiedziałam – tu westchnęła ciężko – że rozmawiamy o prawdziwej miłości.
Odetta opadła na
podłogę. Widocznie nadmiar stresu działał na nią niepokojąco. Nikt się nią
jednak nie przejął, bo z racji, że zawsze była wątłą dziewczynką i lubiła
mdleć/upadać, jej współtowarzyszki doszły podświadomie do wniosku, że sama się
pozbiera. Jakoś. Kiedyś. Chyba.
Natomiast Jagoda
skomentowała to w sposób dobitny: uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
- Naprawdę tak ciężko
było się tego domyślić? – zapytała, wznosząc oczy ku niebu, jakby Bóg mógł dać
jej odpowiedź. Ale on tylko wzruszył ramionami, zajęty był przecież czymś
innym.
- Miłość, miłość,
miłość – Liloo wciąż była w transie – Miłość. To takie niebezpieczne słowo.
W tym samym czasie
- Miłość? Nie wierzę
w takie bajeczki!
Drogie dzieci, jeśli
kiedyś będziecie chciały przeprowadzić eksperyment „jak długo można wbijać
tępemu do głowy, że marnuje sobie sam życie?”, serdecznie zapraszamy was do
skorzystania z naszego niezastąpionego Michała Kubiaka.
Zbyszek leżał na
łóżku i przeglądał miesięcznik „Mamo, to ja”, który jakimś dziwnym trafem
znalazł się w pokoju Piotrusia. Pit twierdził, że dostał go od Kosoka, ten zaś,
że od Nadii, Nadia podobno wyszarpnęła go Audrey, co było dziwne, bo przecież
Audrey była u Liloo; dziwniejszym zaś było, że Audrey utrzymywała, że podrzucił
jej to Krzysztof Ignaczak, ten zaś nagrane miał, że z takowym wcześniej
spokojnie przechadzał się Paweł Zatorski - zapytany o to, odpowiedział, że
Fabian trzymał na nim odżywkę do włosów, Drzyzga zaś zapewniał, że to nie jego,
a Kłosa, Karol jak zwykle zrzucił winę na Andrzeja – i tutaj trop się urwał, bo
Wronki dalej nie mogli znaleźć.
Pan Bartman mógł
sobie nic nie robić i oglądać zdjęcia niemowląt oraz czytać o karmieniu piersią
do ósmego miesiąca życia dziecka, bo Michał był na tyle zaradny, że zadawał
sobie pytania i jeszcze sam na nie odpowiadał:
- Na jakiej podstawie
ty w ogóle twierdzisz, że ja i ona coś…? Nie rozumiem cię, przecież masz własne
życie, dlaczego zajmujesz się moim? Ja jestem całkiem, kompletnie, dokładnie szczęśliwy
w takim położeniu, jak właśnie się znajduję. Nie potrzebuję troski. Nie
potrzebuję miłości. Nie potrzebuję dziewczyny. Jedną już taką miałem. Klaudia
było jej na imię i musiałem się chować przy paprotce, żeby mnie w końcu
zostawiła. A potem musiałem obściskiwać się z Liloo, bo paprotka nie
zadziałała.
- Uhm… - mruknął
Zibi, żeby Kubiak przypadkiem nie pomyślał, iż jego przyjaciel w ogóle nie jest
już zainteresowany.
- Nie twierdzę, że to
nie było miłe: trzymanie jej przez chwilkę przy sobie; ale to jeszcze nie oznacza,
że pałam do niej jakimś niezmierzonym uczuciem, w które, jak już wspominałem,
zupełnie nie wierzę. Zawsze jest fajnie móc przytulić do siebie jakieś urocze
trzydzieści sześć i sześć, ewentualnie trzydzieści siedem, za te z wyższym
radziłbym się już nie brać, bo zagrożenie życia występuje. Piotrusia też czasem
przytulam, a to wcale nie znaczy, że chcę z nim tworzyć jakiś większy emocjonalny
związek. Ja lubię po prostu czasem coś… kogoś przytrzymać przy sobie w uścisku
na kilka sekund. Fakt, może jestem miękki, ale też mam swoje potrzeby. Gdzieś
tam w głębi mnie kryje się dzika dusza romantyka, ale to wcale nie znaczy, że
ja ją pragnę przed jakąś kobieciną otwierać. I to w dodatku taką, która co
drugim czynem mnie samego trochę denerwuję. Taką, co to nadpobudliwa jest,
nierozgarnięta, sensu w życiu nie ma, udaje, że wcale nie dorosła… Jak ja bym
sobie z taką poradził, no? Niepotrzebne mi wieczne kłótnie i inne… dziwne
dziwności, jakie panują w związku. Nie potrzebuję w ogóle związku. W ogóle nic
nie potrzebuję. No, może tylko obiadu.
W międzyczasie
Gdyby Piotrek akurat
nie był zajęty przeglądaniem swoich dziurawych par skarpet, niezdecydowanie Michała
i Liloo podsumowałby piosenką:
- Dobrze jeeeeest,
jeżeli w życiu widzisz głębszy sens. Jeżeli robisz coś ze wszystkich sił, byś
dobrze żył. Dlatego poddaj sięęęę pragnieniu, które w twoim sercu jest!
…ponieważ mocno
wierzył, że w końcu odnajdą się w czasoprzestrzeni, przestaną narzekać i
zostaną jednością.
To takie głębokie.
Godzinę później
- Grześ? Ja naprawdę chciałabym
poznać twoją mamusię.
Nie ma to jak zacząć
tydzień od maleńkiej sprzeczki z narzeczoną…
Zaraz. Grzegorz, czy
my o czymś nie wiemy?
- Nadia, przestań.
Tłumaczyłem ci już wiele razy, że to chyba nie jest najlepszy pomysł.
Dziewczyna spojrzała
na niego urażona, prychnęła i charakterystycznym gestem odrzuciła długie włosy
na plecy.
- Ty przecież znasz
mojego ojca – wytknęła mu niegrzecznie.
- Racja – przytaknął,
całym sobą starając się zachować spokój – Twojego brata także i bardzo ich obu
lubię.
- Więc dlaczego ja
nie mogę poznać twojej mamusi? – brnęła uparcie w to śmierdzące błoto.
- Przestań ją tak
nazywać – skrzywił się – Moja mama nie jest kobietą, która…
- Nie zaczynaj znowu!
– ostrzegła – Bo wyjdę z siebie, stanę obok i dam ci po pysku!
Wyobraźmy sobie tę scenę…
…
…
…
Taak, cudna, prawda?
- Nie zabiorę cię do
mojej mamy, wybacz mi.
Nadia poczerwieniała
na twarzy. Jakże ten… mężczyzna może się sprzeciwiać jej słowu? Jak on śmie?
Kto mu pozwolił? Jak ona może żyć z kimś takim? JAK?!
Chyba że…
- Ty się mnie
wstydzisz?
Grzesiek już otworzył
usta, żeby zaprzeczyć, ale nie zdążył, bo kobiecy refleks znowu okazał się być
lepiej naoliwiony.
- Wstydzisz się. Ty
draniu. W tej właśnie chwili daję ci ultimatum. Albo poznasz mnie z mamą, albo
nie poznasz mnie już z nikim. Przemyśl to, kochanieńki, masz czas do jutra. Inaczej
wyjeżdżam, zostawiam cię w tyle i nigdy więcej nie dam się już namówić na
związek z kimś, kto… Och, zabieram Audrey i wynoszę się z tego końca świata!
- Andrea prosił cię o
to już w dwudziestym czwartym rozdziale… – przypomniała jej głowa Bartka Kurka,
zalotnie zerkająca zza drzwi.
Żadne z nich nie
skomentowało tego nagłego wtargnięcia.
- Nienawidzę cię, już
teraz mogę ci to powiedzieć – lamentowała dziewczyna – Wynoszę się stąd i oczekuję,
że podejmiesz dobrą decyzję. Dzień. Dwadzieścia cztery godziny. Masz czas,
złotko, namyśl się.
- …a Audrey jest przecież
u Liloo – przypomniał jeszcze Bartek, po czym zniknął, bo Nadia trzasnęła
drzwiami.
Godzinę później
Najnieszcz…
Najnieszczsze… Najnieszczeczywy… Najnieszcześl… Eh.
Najbardziej
nieszczęśliwą osobą w całej Spale był Bartek, bo wciąż miał ochotę na naleśniki
z czekoladą. Zaraz po nim był Andrzej, bo właśnie rozstał się z dziewczyną,
która miała być jego… No, właśnie: JEGO. Okazało się natomiast, że ona wcale
nie chce być cała JEGO, bo właśnie odkrywa w sobie jakieś dziwne skłonności
feministyczne i musi się pozbyć faceta, bo on ją zniewala. „Kobieto, puchu
marny! Szujo ty podstępna!” – zwykł pisać poeta.
Pan Wrona został więc
zmuszony przez życie do porzucenia pięknych marzeń i odnalezienia się jakoś w
sportowym świecie bez miłości – jeszcze, he he he. Hehehehehe. HEHEHEHEHEHEHEHEHEHEHEHE.
HE.
Jak na razie Pech
miał dla niego specyficzny plan dnia: przewidywał jakąś maleńką kraksę z
odkurzaczem, upadek z krzesełka, naciągnięcie mięśnia na treningu, a na
zakończenie, jako wisienka na torcie, Andrzej miał sturlać się ze schodów.
Pech był bardzo
zadowolony, trzy na cztery punkty listy mogły zostać zamaszyście odfajkowane
czerwonym długopisem.
Pech nie przewidział
jednak, że zamiast sturlania się ze schodów, Andrzej wturla się do windy. Nie
narzekał jednak wcale, bo okazało się, że ta winda przewoziła właśnie donice z
kaktusami dla udekorowania trzeciego piętra. Specyficzna odmiana tych roślin,
kaktus-długoigłus, mówi chyba sama za siebie…
Powiem szczerze, że zazdroszczę Ci tego komediowego talentu. Nie spotkałam w blogowym świecie czegoś takl świetnie napisanego, a przeczytałam setki blogów...
OdpowiedzUsuńJaram się jak kaktus tańczeniem salsy <3
UsuńZ początku miałam wrażenie, że Liloo tłumaczy Jagodzie jakieś lekcje, a tu się okazało, że chodzi o Kubiaczka. Obaj są uparci i głupi. To widać, że ich ciągnie do siebie, chociażby jak Michał opisywał Liloo.
OdpowiedzUsuńWronka mial "Mamo, to ja"?! I tak potem wszyscy to czytali :D
"Mamo, to ja" to wspaniała gazeta, chciałam to zaznaczyć. :D
Usuń/ Świetlik.
No i się, kuźwa, doczekałam!
OdpowiedzUsuńKobieto, czasami na serio zazdroszczę ci wyobraźni. Bo niby piszesz bez ładu i składu, ale ja jednak odnajduję sens i pozdrawiam cię z mojej ufajdanej podłogi.
No dobra, nie jest tak ufajdana.
Na bardziej logiczny komentarz mnie nie stać, niedawno wróciłam ze szkoły.
Gratuluję, odnalazłaś sens. Mogłabyś go do mnie odesłac ? XD
Usuń