niedziela, 8 września 2013

szesnaście - w chowanego z Bartusiem: Michał szuka

Chwilę później…

Ten dzień zdecydowanie nie mógł już być dziwniejszy.
- Nienawidzę poniedziałków – mruknęła do siebie Nadia. Rozsiadła się wygodnie na łóżku i patrzyła na jeden z otrzymanych faksów.
Pierwszy z nich był od ojca, co już samo w sobie było zadziwiające. Szok i niedowierzanie wywołał w dziewczynie także brak negatywnych słów albo choćby krytyki jej doboru towarzystwa, pracy czy też zachowania. Ojciec postanowił wysłać jej faks, w którym mówił, że wszystko jest pięknie i cudownie, i podziękował jej za wczorajszą wizytę niezwykle oficjalnym tonem, wspomniał nawet o „przyzwoitym towarzyszu”. Powaga, nazwał Grześka „przyzwoitym towarzyszem”. Nadia sama nie mogła uwierzyć.
Drugi faks był od szefa, gdzie to zapraszał ją do głównego biura do Warszawy. Zapraszał – czyli rozkazywał przyjechać w trybie natychmiastowym. Dlaczego? Bo stwierdził, że „jej obecność na miejscu, w ośrodku w Spale, jest małoznacząca i praktycznie zbędna” oraz, że „czas podjąć poważniejsze kroki i skupić się na odbiorcach podejmowanego przez nią zadania”. Znaczyło to tyle co: „głupia dziewczyno, za bardzo mieszasz, przyjeżdżaj do Wawy, a zajmiemy cię czymś na tyle skutecznie, żebyś się w nic nie wtrącała”. Ten głupek znowu zaczął traktować ją z góry, bufon jeden!
Jednak ani pierwsza, ani druga wiadomość nie przyciągnęły jej uwagi tak bardzo jak numer trzy. Była napisana nieładnym charakterem pisma, pochyłym i niechlujnym, który pewnie ciężko byłoby odczytać, gdyby napisano nim coś więcej. Teraz napisano tylko jej imię i nazwisko u góry, a później trzy słowa:
Wynoś się stąd!
Bez podpisu.   

Kilka godzin później

Piotrek i Grzesiek przeczesywali piętro siatkarzy.
Możdżonek i Igła przeczesywali parter.
Winiar i Woicki szukali piętro wyżej.
Andrzej i Karol udawali, że szukają, ale tak naprawdę grali w Scrabble i Twistera – jednocześnie.
Kogo szukali? No, Bartusia oczywiście. Bo znalazł sobie tak genialną kryjówkę przed swoją rosyjską Cysią, że chyba sam się w niej zagubił. Biedaczek.
Piotrek okrążał właśnie trzykrotnie doniczkę, aby upewnić się, że Bartek na pewno tak gdzieś w tej paprotce nie siedzi, gdy zderzył się z pewną pędzącą pośpiesznie cielesnością. Ową plątaniną włosów, walizek, kartek i kłopotów była – jak łatwo się domyślić – Nadia.
- O, cześć – przywitał się z nią Pit, szczerząc swe siekacze w jej kierunku.
Na jego nieszczęście, dziewczyna zdecydowanie nie była dzisiaj w humorze i tylko burknęła:
- Przepraszam – pozbierała się szybko – Muszę iść – i minęła go, miała nadzieję, że zgrabnie, ale chyba nie do końca, bo już po sekundzie znowu na kogoś wpadła.
Tym razem jednak był to Grzesiek i zdążył ją złapać zanim spektakularnie przywitała się z podłogą. „Tak jak ostatnio” – pomyślała przelotnie, ale nie miała więcej czasu, żeby się nad tym dogłębnie zastanowić.
- Wybierasz się gdzieś? – zapytał.
- Można tak powiedzieć – wzruszyła ramionami – Jadę do Warszawy.
Zmarszczył brwi, całkiem zbity z tropu i skierował na nią nierozumiejące spojrzenie.
- Jak to?
Nowakowski odznaczał się ostatnimi czasy niesamowitą umiejętnością wyczucia i wrażliwością na ludzkie emocje, więc dyskretnie się ulotnił z siatkarskiego korytarza i trafił na inne piętro – akurat to, gdzie zamęt siali Kłos i Wrona. Uradowany postanowił do nich dołączyć. Zawsze był dobry w Twistera. 
 Nadia odwróciła wzrok i ponownie wzruszyła ramionami.
- No tak. Szef mnie wzywa.
- Na długo? – zainteresował się, bo już miał wrażenie, że za nią tęskni.
- Na długo.
Coś go dźgnęło w sercu.
- Zostawiasz mnie?
Spojrzała na niego jak na wariata.
- Nie wszystko musi dotyczyć ciebie – stwierdziła ostro.
Teraz coś zaczęło wiercić w jego sercu dziurę.
- Nie o to mi chodziło – zarumienił się trochę – Po prostu… - dokładnie przyjrzał się jej twarzy – coś się stało.
- Nie.
- To nie było pytanie.
Westchnęła, zirytowana.
- Słuchaj, Grzesiek, muszę iść – nagle jego dotyk zaczął ją parzyć, wysunęła się z jego objęć - To pilna sprawa.
- Tu chodzi o mnie?
- Nie. Niestety nie.
- Nic już nie rozumiem.
„Ja też” – pomyślała.
- Wrócisz szybko? – zapytał ją jeszcze.
Nie odpowiedziała mu, zniknęła w windzie, posyłając mu ostatnie spojrzenie. Sama nie wiedziała.
W tym momencie na korytarz wbiegł Pit, co było zadziwiające, bo przecież jeszcze sekundę wcześniej wygrywał z Andrzejem w Twistera. Trzymał coś w dłoniach i cieszył się jak małe dziecko, ale Grześ dopiero po dłuższych oględzinach był w stanie stwierdzić, co to.
- Zostawiła nam kota? – zapytał z niedowierzaniem.
Faktycznie, Piotrek trzymał w swoich wielkich dłoniach czarną kocicę.
- Nie nam – pokręcił głową – Tobie.
Kosok spojrzał na niego, wybałuszając oczy, gdy Nowakowski bezceremonialnie wręczył mu zwierzę.
- Wasze maleństwo – zakomunikował uradowany.
Grzesiek przyjrzał się dokładnie czarnej, futrzastej istocie, a ona odwzajemniła jego ciekawskie spojrzenie.
- No co? – zapytał ją.
Audrey wyraziła swoją zupełną ignorancję dla całego świata poprzez przeciągłe miauknięcie.
- Och, jakaż to smutna sprawa.
Mężczyźni unieśli głowy, a Audrey zjeżyła się nagle. Z drugiego końca korytarza szła w ich kierunku jakaś postać w hotelowym mundurku, ale jakby do niego niepasująca. W końcu zatrzymała się tuż przed zadziwionym Nowakowskim i zdezorientowanym Kosokiem, posyłając im chytre półuśmiechy.
Grzesiek przez chwilę nie mógł dojść do siebie:
- Czy my się znamy? – zapytał, bo twarz owej kobiety wydawała mu się bardzo znajoma.
Tina uśmiechnęła się chytrze.
- Nie osobiście – powiedziała wymijająco. Nie miała zamiaru zdradzać swojej tożsamości. Za dużo mogłoby to skomplikować, szczególnie po tym, jak wemknęła się cichaczem do ośrodka i zwinęła jeden uniform służbowy. Szczęście, że zabrała akurat ten w jej rozmiarze.
- Powiedzcie mi, chłopcy… - poprosiła grzecznie, wyjmując z kieszeni swój typowo dziennikarski notes, typowo dziennikarski ołówek i typowo dziennikarski dyktafon, a potem jeszcze poprawiając typowo dziennikarskie okulary – co was łączy z niejaką… Nadią Jelc?
- Przepraszam, ale o co chodzi? – zamrugał Pit.
- Pani tu pracuje?
- Znacie powód jej tak nagłe opuszczenia Spały? – nie przerywała Tina; zwróciła się bezpośrednio do Grześka – czy to przez komplikacje powstałe w waszym związku?
- Komplikacje… Związku? O czym ty mówisz?
- Jak długo zamierzacie ukrywać wasz związek?
- Ukrywać...?
- Co na to ojciec pana wybranki? Wszystkim wiadomo, że pan Jelc to jeden z najbogatszych…
- Ja… Ja… Nie wiem…
- Miałeś już okazję poznać Remigiusza Jelc, brata panny Jelc i zawodowego kaskadera czy sądzisz, że on…
- Hej! – od strony windy w ich stronę biegła Liloo – Ty tutaj nie pracujesz!

- Och, muszę już iść – brawo!, wreszcie zauważyła, że nikt jej tu nie chce! Odwróciła się na pięcie i uciekła.

Wieczorem

Krystyna otrzymała telefon od swojego ulubionego klienta.
- Och, jak miło, że pan dzwoni…
- Nie – przerwał jej – Zwalniam panią.
Pieniądze, duża ilość pieniędzy zamajaczyła jej przed oczami.
- Zwalnia pan…? – powtórzyła głucho – Ale, ale, ale… Jak to?
- Po prostu. Nie jestem zadowolony z pani pracy.
- Ale przecież ja…
- Nie potrafi pani sklecić artykułu o mo… o jednej kobiecie. Jednej niedoświadczonej kobiecie. A pani przecież mianowała się zawodowcem…
- Tak, proszę pana, ale ja…
- Oczekiwałem od pani profesjonalnego podejścia, profesjonalnej pracy i jakiegoś… sam nie wiem… czegokolwiek. A pani zarzuciła mnie typowymi plotkami. Głupimi, niepotrzebnymi i zdecydowanie nie takimi, jakich oczekiwałem.
- Kiedy pan właśnie życzył sobie plotek…
- Chciałem sensacji! – upierał się – czegoś dobrego. Nie byle czego.
- Proszę pana, może mógłby pan to jeszcze przemyśleć…
- Nie.
- A co z pieniędzmi?
- Połowa.
- Ale…

- Ani grosza więcej.

Następnego dnia…
Wtorek
Po obiedzie

Grzesiek leżał sobie niespokojnie na Nowakowskim łóżku, jakoś tak odruchowo głaszcząc swoje dziec… swojego kota… właściwie to kota Nadii… właściwie to nie kota, bo kotkę – Audrey. Zastanawiał się, co powinien zrobić i czego w takiej sytuacji oczekuje od niego wszechświat: powinien zadzwonić i udać zainteresowanie lub może zadzwonić i totalne zignorować wczorajszy dzień, udając, że przecież nic się nie stało, a to, że jego dziewczyna opuściła ośrodek z prędkością kosmiczną wcale go nie porusza; mógł też nie dzwonić i tkwić razem z Audrey w martwym punkcie, tak jak teraz.
W międzyczasie Piotrek zdążył trzy razu pokonać trasę pokój – winda.
- Mamy problem… - stwierdził, po raz czwarty wchodząc do pokoju.
- Ja nawet nie wiem, dlaczego wyjechała.
- Ja też nie, ale nie o tym…
- Wysłałem jej sms – Kosok w zamyśleniu pogłaskał kotkę – To źle, że wysłałem jej sms?
- Nie mam pojęcia, Grzesiu, ale teraz to…
- Powinienem zadzwonić – stwierdził z pełnym emocji, głębokim westchnieniem – Rozmowa telefoniczna zawsze jest lepsza niż sms…
- Grzesiek, ja cię proszę, skup ty się, bo…
- … jest lepsza nawet niż dziewiętnaście smsów. Powinienem o tym wiedzieć…
- KOSOK! – Pit ryknął tak, że zatrzęsło się powietrze, a biedaczyna Grzesiek spadł z łóżka na swoją czarną kocicę, która potraktowała go pazurami.
- Au! – zawył – Błagam, nie po twarzy!
Hahahahahahahahahahahahahahaha, za późno.
Nowakowski skomentował to głośnym klepnięciem się w czoło, ale rzucił się do przodu i pomógł swojemu przyjacielowi jakoś się uwolnić od tego potwora z piekła rodem. Gdy Grześ był już w pionie, nie w poziomie, zapytał:
- O co chodzi? Co jest ważniejsze niż moje zranione serce?
Bardzo dobrze, że do pokoju akurat wpadł Kubiak, bo Piotrek nie potrafiłby powiedzieć Kosokowi w twarz tej szczerej do bólu, prawdziwej i istotnej kwestii:
- Wszystko, dopóki nie gramy w serialu Łepkowskiej.
Dzik wziął się jakoś tak śmiesznie pod boki, uprzednio poprawiając swe zacne okularki, westchnął i oznajmił tubalnym głosem:
- Bartek zniknął.

W tym samym czasie

Dzięki ci, Panie, za to, że kiedyś edukowała się w dobrej szkole i nauczyła się polskiego! Dzięki temu mogła sobie teraz bezkarnie podsłuchiwać, schowana za korytarzową donicą z paprocią.
Zmartwiła się i to bardzo.
Jak to, zniknął? Bartuś? JEJ Bartuś zniknął?
Fakt faktem, może go troszkę wypłoszyła.
Ale ona nie chciała.
To znaczy, chciała, żeby okazał jakieś skrajne emocje, ale to miała być euforia, a nie nerwica i panika. Och, mężczyźni i te ich idiotyczne pomysły!

W tym samym czasie

Bartek Kurek siedział sobie w miejscu zbyt ciemnym, by choćby próbować się domyślić czym ono jest i zdecydowanie za małym, by mógł czuć się wygodnie. Nie wiedział nawet jak tu trafił, a tym bardziej jak miałby się wydostać.
Wiedział tylko, dlaczego się schował.
Cysia i jej wielki powrót są temu winne.
Och, kobiety i te ich idiotyczne pomysły!

Pół godziny później

- Jagoda! – syknęła cicho Liloo, ale nie doczekała się żadnej reakcji.
- Jagoda! – powtórzyła głośniej, ale i tym razem na niewiele się to zdało.
- JAGODA! – bardzo głośnym szeptem, bardzo zdenerwowanym tonem zawołała dziewczyna.
- No co?!
Ten mały, rudy, nadpobudliwy potworek chowa się na sali treningowej za jakimś niewystarczająco dużym sprzętem, by pomieścić jej ciało i za nic nie ma zamiaru wyjść.
- Nie możesz tutaj być! To zamknięty trening.
- Drzwi były otwarte – wytknęła umiejętnie trzynastolatka.
- Zamknięty w sensie NIEDOSTĘPNY dla innych – poinformowała ją bardzo wyraźnie kuzynka – Jesteś właśnie tymi innymi, których nie powinno tu być!
- Ty jesteś.
JezusMariaMatkoBoskaKurdeNo! Jaka ta mała jest pyskata.
- Jestem, bo próbuję wyciągnąć stąd ciebie!
Jagoda powoli pokręciła głową na nie, a Liloo była już na tyle rozstrojona, że zaczęła nerwowo skubać skórkę przy paznokciu.
- Jesteś tutaj – oświadczyła jej mała – Bo sama chciałaś na nich popatrzeć.
Jakoś automatycznie jej starsza kuzynka zaczęła przeszukiwać wzrokiem salę, a gdy natrafiła na odpowiedni obiekt, na jej ustach pojawił się tak bardzo szeroki i idiotyczny uśmiech, że była wdzięczna za to, iż siatkarze jeszcze ich nie zauważyli.
- Powinnyśmy stąd iść – ponownie obudził się w niej rozsądek – Ty powinnaś się czymś zająć,  a ja mam jeszcze dużo pracy.
Jagoda prychnęła.
- Od kiedy to pracujesz?
- No wiesz? – oburzyła się jej kuzynka – Przecież ja cały czas…
Dziewczynka posłała jej jedno ze swoich firmowych spojrzeń – numer siedemnaście, „żartujesz sobie ze mnie, prawda?”:
- Tak, tak, jasne, jasne, pewnie, oczywiście, masz rację, jak zwykle.
Liloo nijak nie potrafiła odpowiedzieć na tą uwagę. Wewnętrznie czuła się zagubiona i zdecydowanie nie chciała przyznać małej racji, chociaż chyba powinna – nie przyszła tutaj przecież ze względu na nią, ale przez pewnego bardzo męskiego, bardzo umięśnionego Michała, który – jak się nagle okazało - niespodziewanie znalazł się blisko niej:
- Cześć, dziewczyny! – przywitał się radośnie.
Liloo wzdrygnęła się, wystraszona, bo nawet nie zauważyła, kiedy wiatr przygnał go do niej, a Jagoda uparcie chowała się za sprzętem i starała się włączyć tryb niewidzialności lub niepostrzeżenie skryć się pod peleryną niewidką.
Michał spojrzał na nią dziwnie, a potem zerknął na jej starszą kuzynkę, szukając jakiegokolwiek wyjaśnienia. No dobra, macie go – zerkał na nią, bo po prostu była ładna i on to lubił. W sensie zerkanie na nią. Łapiecie?
- O co jej chodzi? – zapytał, gdy Jagoda osiągnęła chyba już swój stan krytyczny i rozłożyła się na podłodze niczym dorodny perski dywanik z Maroka.
- Myślę, że ona się ukrywa – inteligentnie odpowiedziała mu Liloo, stanowczo unikając jego spojrzenia, ponieważ gdy tylko je łapała, w środku jej ciała zaczynało się dziać coś bardzo niedobrego – Taka taktyka.
- Ona nas szpieguje?
- Tak, chce rozesłać wideo z waszego treningu wszystkim przeciwnikom – stwierdziła z ironią.
Oparł się o ścianę tuż obok niej.
- Ty jej pomagasz?
Podniosła na niego wzrok i to był najgorszy z jej błędów życiowych, bo natychmiast zgubiła wątek.
- Ja… ja… ja…
Na szczęście, z opresji wybawiło ją pojawienie się zupełnie niespodziewanych gości.
- Cześć, przystojniaki!
Kubiak aż wziął podskoczył, tak bardzo boleśnie odebrał dźwięk tego głosu. Głosu piskliwego, który prześladował go od kilkunastu dni. Głosu Klaudii. Ugh.
Dziewczyna wparadowała właśnie do środka hali, półnaga jak zwykle, na wysokich obcasach i w bardzo hipsterskich, przeciwsłonecznych okularach.
- Cześć, Miśku! – zwróciła się bezpośrednio do niego, na chwilę ukazując oczęta zza czarnych szkiełek – Mogę cię porwać? – i nie czekając na odpowiedź, złapała go za rękaw koszulki.
- Klaudia? Klaudia – wybąkał nieporadnie Kubiak – Klaudia, to jest…
- Tak, tak, znamy się – Michał nie zdążył przedstawić koleżanki, bo wychudłej modelce ewidentnie się śpieszyło – Na razie, Milu! – pomachała w jej stronę.
- Liloo – poprawiła automatycznie dziewczyna, ale nijak nie okazała entuzjazmu. Zdążyła jeszcze posłać mordercze spojrzenie w stronę ciągniętego, zdezorientowanego Kubiaka. Niestety, nie było jej dane wykonanie jakiejś epickiej i krwawej sceny zazdrości przy niezłej ilości publiczności – istny rym częstochowski – gdyż jak tylko Klaudia i Michał zniknęli, w drzwiach sali pojawili się Łukasz – fotograf i Hania.
Hanna miała coś takiego w sobie, że dało się wyczuć jej obecność z odległości przynajmniej pięciu kilometrów. Jakiś blask, aurę, czakrę albo coś takiego. Po prostu pojawiała się i wszystkie oczęta i męskie, i damskie, zwracały się w jej stronę. U wszystkich owocowało to uśmiechem, ale u zakochanego Piotrka…
- HANIA! – posłała biedną mikasę tak daleko w niebiosa, że Andrea zaczął przeklinać w swoim ojczystym języku. Chociaż pan Anastasi przeklinał od początku treningu, nie tyle z powodu owej Nowakowskiej Piłki Wysoko Latającej, ale przez pewnego osobnika dwumetrowego i arcyważnego przy okazji, który powinien na treningu być, a go nie ma.     
Ale wróćmy do pewnej pary zakochańców szczęśliwych:
- PIOTRUŚ! – wykrzyknęła równie entuzjastycznie dziewczyna i już gnała w ramiona swojego wybranka, niesiona jakimiś anielskimi mocami (albo piekielnymi, kto ją tam wie), bo euforia czysta ją po prostu zalewała, gdy tylko mogła znaleźć się przy swym lubym, och.
Reszta siatkarzy to zignorowała, przyzwyczajona już chyba do takiego Piotrkowego uniesienia, ale dla Liloo, która bawiła się w Spale dopiero od niedawna, było to nie lada wydarzenie.
- Co oni tak…? – zapytała tego chłopaka, którego nie znała, ale stanął sobie akurat przy niej i przyszedł razem z tą modelką, więc musiał być miły.
- Zakochani są, no – odpowiedział jej Łukasz, którego radością napełniało same oglądanie swoich przyjaciół szczęśliwych i roztapiających się w miłości.
- To ta słynna Hania, tak? – upewniła się dziewczyna – Pit mi o niej dużo opowiadał.
Rzeczywiście, Pit, gdy tylko znajdował wolną chwilkę, nie mówił o niczym innym.
Pan fotograf przytaknął na znak potwierdzenia i odwrócił się do Liloo:
- Niesłynny Łukasz – przedstawił się.
Dziewczyna uścisnęła jego rękę.
- Liloo.
Chłopak spojrzał na nią okiem prawdziwego estety i znawcy, bo jego dobry, fotograficzny zmysł uchwycił właśnie coś bardzo, bardzo godnego.
- Jesteś zacna – podsumował ją.
Istotnie, Liloo była i zgrabna, i ładna, i sympatyczna, i inteligentna, więc śmiało można było uznać ją za „zacną”.
- Dzię… Dziękuję – odpowiedziała niepewnie.
Łukasz przeniósł spojrzenie z jej kształtów na jej oczy.
- Nie chciałabyś może wsiąść udziału w sesji?
Dziewczyna zamrugała, zagubiona.
- Przepraszam, w czym?
- Jestem fotografem – wytłumaczył jej cierpliwie – Muszę zrobić fantastyczne portfolio, a ty masz fantastyczne kształty, żeby je fantastycznie pokazać na zdjęciach.
- Łukasz, co ty wyprawiasz? – obok nich pojawiła się Hania.
Modelka także otaksowała dziewczynę wzrokiem, ale pobieżnie i nie tak nachalnie jak wcześniej zrobił to jej przyjaciel.
- Hej, jestem Hania – uśmiechnęła się do niej promiennie i już sekundę później Nowakowski obejmował ją ramionami, jakby jej delikatne odsłonięcie uzębienia było jakimś tajnym znakiem w ich związku. A może było, zakochanych nie da się przecież zrozumieć…
- Liloo, miło mi. Piotrek dużo mi o tobie opowiadał – dziewczyna całą siłą woli próbowała się skupić na swojej rozmówczyni, a nie na Nowakowskim uczepionym jej ciała, który z szerokim uśmiechem bujał się w prawo i w lewo niczym mała małpka kapucynka zawieszona na drzewu figowym.
- Poznałaś już mojego przyjaciela, Łukasza, prawda? – zainteresowała się Hania, a Łukasz tylko skinął głową – Świetny chłopak – zareklamowała go przyjaciółka – Zauważyłam, że wpadłaś mu w fotograficzne oko.
Liloo poczuła się dziwnie niepewnie, ale nagle zupełnie niespodziewanie do konwersacji włączyła się Jagoda, która chyba w końcu odkryła, że i tak wszyscy ją widzieli. A mówiąc „zupełnie niespodziewanie”, mam na myśli „całkiem zupełnie spodziewanie”.
- Cześć wszystkim! – zaćwierkał mały rudowłosy diabeł – Jestem kuzynką, nazywam się Jagoda, miło było was poznać – po tym krótkim i treściwym wstępie, zwróciła się bezpośrednio do Łukasza – Zrobisz z niej modelkę? 
- Jagoda! – speszyła się jej kuzynka – Nie wypada…
- Nie wiem, czy można to tak nazwać – pan fotograf nieporadnie wzruszył ramionami – chciałbym, żeby pozowała mi do zdjęć, ale…
- Zgadza się! – zapewniła go szybko trzynastolatka.
- Jagoda!
- Powiem więcej – ciągnęła dalej mała – będzie zaszczycona i w ogóle. Gdzie się ma stawić, kiedy i o której?
- Jagoda! – wyjęczała ponownie Liloo.
Łukasz spojrzał niezwykle poważnie na dziewczynkę.
- Jesteś jej menadżerem.
- Menadżerką – poprawiła bezceremonialnie małolata – Tak. Wręczyłabym ci wizytówkę, ale są jeszcze w druku, musisz mi wybaczyć.
- Nie ma sprawy – uśmiechnął się do niej – Wszystkie informacje wyślę faksem na adres ośrodka.
Co oni się wszyscy uparli tak na te faksy?!
- Nie ma sprawy – Jagoda wyciągnęła do niego dłoń bardzo poważnym, rzeczowym gestem, niczym stateczna bizneswoman – Mamy umowę?
- Mamy umowę – potwierdził chłopak i uścisnął jej dłoń, próbując całym sercem wyglądać w tej chwili tak poważnie jak ona. A potem mała odbiegła, a Łukasz przeniósł spojrzenie na jej starszą kuzynkę – Jeśli nie chcesz to…
- Nie, nie. Wezmę w tym udział. To może być wspaniałe doświadczenie – zgodziła się Liloo i nawet posłała mu półuśmiech. Cóż z tego, że blady i lekko przerażony? Była osobą, która lubiła przygody, a modelką jeszcze nie była – w tym roku – więc czemu miałaby nie spróbować? A może spotka ją dzięki temu międzynarodowa kariera?

Piętnaście minut później
 
Nikt nigdy nie sądził, że to się wydarzy. Nikt się tego nie spodziewał. Nikt nawet nie śmiał o tym wspominać, marzyć czy choćby pomyśleć. Prędzej spodziewano by się Armagedonu, Apokalipsy, Meteorytu, który zniszczyłby ziemię, reprezentacji Polski w piłce nożnej w finale jakiegokolwiek ważnego wydarzenia, Leo w Realu, Wimbledonu bez bieli i truskawek, żużla na wodzie czy czegokolwiek tam, co nijak możliwe nie jest.
Ale stało się.
Panie i panowie, musimy podziękować KLAUDII.
Ja wiem, ja rozumiem, ja zdaję sobie z tego sprawę, no bo: JAK TO MOŻLIWE?!
Ale tak, niestety albo i stety, to jej należą się podziękowania, bo gdyby nie ona, Dzik nie uciekłby z hukiem przy pierwszej lepszej okazji, nie zapragnąłby zamknąć się gdziekolwiek, gdzie ONA by go nie znalazła, nie wlazłby ostatecznie w jakiś dziwny, zaciemniony korytarzyk, nie znalazłby tam malutkich drzwi, w panice nie wlazłby do środka i nie dostrzegłby tam…
- Bartuś?! – zdziwił się.
- Dziku, znalazłeś mnie!
Huraoptymizm wszedł więc w tryb wszechogarniania, a to wszystko dzięki Klaudii, jej miłości do samej siebie i wyimaginowanemu zauroczeniu Kubiakiem.
Dziękujemy.
- Jak mnie tu znalazłeś? – zdziwił się Kurek, jakimś cudem wygrzebując się z tego nieprzyjemnego i nieprzytulnego miejsca.
- No… Sam chciałem się schować.
- Boże, Miśku, kocham cię normalnie! – uradował się Kypek – No, mordo ty moja, no chodź tu! – i złapał zdezorientowanego Kubiaka za ramiona, przytulił mocno, a potem cmoknął głośno w tę śliczną mordkę.
- Czuję się zazdrosny!
Bartek oderwał się od Dzika, jakby został przyłapany na wymienianiu się z nim nielegalnymi szałwiowymi żelkami z limitowanej edycji Haribo, niedostępnej w Polsce. A to przecież nie była żadna tam mafia, FBI czy policja, tylko Piotrek i jego druga połówka.
- Bartuś! – ucieszył się chłopak – Szukałem cię!
- Piotruś! – ucieszył się Bartuś – Kiepsko, bo mnie nie znalazłeś!
- Ale się starałem!
- To się liczy!
I padli sobie w ramiona tak namiętnie, że Misiek odwrócił wzrok, a Hania poczuła się przez chwilę zazdrosna.
- Chłopcy? – próbowała jakoś odciągnąć ich od siebie – Może moglibyście…
- Jeszcze chwilka – poprosił Piotruś, wtulając się w Kurka.
- Minutka – wymruczał Bartek w ramię Nowakowskiego.
Oj, oj – chyba było bardzo poważnie, skoro Kurek zaczął wydawać dziwne, zwierzęce odgłosy.
- Może wynajmiecie pokój? – odezwał się kobiecy głos pełen niezadowolenia, focha i złości.
Jednego Bartek nie przewidział – wydostając się ze swojej kryjówki, ponownie został zmuszony do konfrontacji ze swoją kłopotliwą przyjaciółką. Och, poważnie… To, co się zdarzyło w Rosji, powinno zostać w Rosji, a nie w futerku z norek przechadzać się po Spale!
- Cysia… - Bartek w końcu oderwał się od Piotrka.
Siedzenie w samotności w całkowitej ciemności – kolejny rym częstochowski… - nie wyszło mu chyba na dobre, bo stracił rozum. Albo, patrząc troszkę z drugiej strony, wyszło na bardzo dobre, bo wreszcie odzyskał swoją męskość, honor i dumę – przygotował się na konfrontacje z diabłem.
- Cysiu – powtórzył pewniej i odważniej, po męsku – Musimy porozmawiać – wziął się pod boki, wypiął pierś, kręgosłup wyprostował i ogólnie zamiast wyglądać jak Bartusiek, zaczął wyglądać jak mężczyzna, co niczego się nie boi – taki Bear Grylls i Chuck Norris w jednym.
Brawo, Bartek! W końcu zdecydowałeś się zrobić coś porządnego ze swoim życiem.
- Hej, żuczki! – zawołała za nimi Hania – Za nim się oddalicie, nie widzieliście gdzieś Nadii?
Bartek pokręcił głową, a Cysia zmarszczyła brwi.
- A kto to? – zapytała – Twoja nowa dziewczyna? – zwróciła się do Kurka, który pobladł gwałtownie.
- N, n, nie – wydukał – Przecież ja…
- Nieważne, dzięki! – zawołała Hanna i pociągnęła Pita za sobą.
- Przecież ja wiem, gdzie jest – uświadomił ją Piotrek.
Dziewczyna zatrzymała się gwałtownie i spojrzała na swego ukochanego jak na idiotę.
- To co nie mówisz, osiołku?! – zdenerwowała się, a Nowakowski tylko wzruszył ramionami:
- Bo nie pytałaś mnie.
- Oj, Piotrek – modelka uderzyła się otwartą dłonią w czoło – czasami się zastanawiam czy…
- Co?
- Nic – zbyła go – Kocham cię. To gdzie jest Nadia?
- W Warszawie.
- Jak to? Nie rozumiem.
- Wyjechała.
- Ale dlaczego?
- Nie wiem.
- Ta po prostu?
- No tak.
- Tak – pstryknęła – Ot, tak?
- Ot, tak, tak – potwierdził Piotrek.
- Hmm… - westchnęła – To dziwne. A chciałam z nią porozmawiać.
- O czym?
- O tej sesji. Dla Łukasza.
- Nadia ma brać w niej udział?
- Mhm.
- To fajnie, Grześ się ucieszy…
- Oni coś…
- Coś coś – poinformował ja dumnie Piotrek.
- No, proszę… A oboje wydawali się tacy rozsądni… Przecież znają się niedługo.
- My też – zauważył  – Miłość to miłość.
- Łączy ich miłość?
- To chyba jednak troszeczkę jeszcze zbyt skomplikowane. Ale spokojnie, są duzi, dadzą sobie jakoś radę.
- Miejmy nadzieję.

------
Bartuś miał czas się z nami bawic, bo dziś nie grał. Biedny słodziak. 
Michaś padł i powstał. 
A Andrzej po prostu istniał. I to było piękne.



Z dedykacją!
Długo, bo prawdopodobnie długo tego nie będzie. Szkoła mnie przytłacza. Ale ja wcale nie narzekam! <3

16 komentarzy:

  1. Kocham. Kocham. Kocham. <3
    Idę się kąpać, bo ten paskudny i długi dzień mnie zabił totalnie. Zaraz wracam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie :( Bardzo chciałam, ale umarłam na śmierć. Doceń chociaż, że przed śmiercią przeczytałam i zdążyłam wyznać Ci miłość. Trzykrotnie.
      Już jestem, żyję, nadrabiam :D

      Po pierwsze, kocham Cię za powyższe. Za to, że jest, za to, że jest takie długie, za to, że jest Misiek i za to, że, jak zawsze, wywołuje u mnie ogromny uśmiech. A o to było wczoraj naprawdę ciężko. Wielkie dzięki i niskie pokłony <3

      Po drugie, martwi mnie nieco wyjazd Nadii. Bo jak to? Gdzież to? Kto to widział, tak wyjeżdżać? Ja się nie godzę i już tęsknię razem z Grzesiem. Na pewno się jej nie pozbędziesz na dłużej, w to nie uwierzę, ale opinię swoją wyrazić muszę. Ciekawi mnie sprawa faksu. Wątpię, żeby Nadia jakoś szczególnie się nim przejmowała, ale i tak mnie męczy ta zagadka. A, i przed wyjazdem mogła przynajmniej przekazać Grzesiowi, że jest "przyzwoitym towarzyszem". By się z pewnością ucieszył. W zamian zostawiła mu kota. Słaby interes dla Kosoka, moim zdaniem. A właśnie, przypomniałam sobie ostatnio o Audrey i pomyślałam, że coś jej dawno nie było. Ale widzę, że ta diablica nie da nikomu o sobie zapomnieć. I prawidłowo.

      Po trzecie, utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że Siurak jest wielkim, zagubionym w życiu i świecie (a teraz też w Spale) chłopcem. I tym bardziej należą mu się naleśniki. Ty zła, niedobra kobieto. Przez chwilę pomyślałam, że w końcu okaże się facetem i zakończy sprawę z Cysią, ale gdzie tam! Mężczyzna jest mężczyzną dopóki nie musi stawić czoła kobiecie. Niezadowolonej kobiecie.

      Po czwarte, Andrzej-i-Karol jak zwykle zmiażdżyli system i mnie. I nie mogę się zdecydować, czy to, że mają takie długie kończyny im ułatwia czy utrudnia grę w Twistera.

      Po piąte - Hania i Piotruś są przesłodcy, przeuroczy, przerozkoszni i przezakochani <3 Piter nasz szczególnie. Z tą swoją wysoko osadzoną głową, zawieszoną tak bardzo w chmurach. I w roli małpki kapucynki. Też bym się zakochała, bez pamięci.

      Po szóste, gdyby ktoś określił mnie mianem "zacnej", to musiałabym się długo zastanawiać, czy to aby na pewno komplement i czy powinnam się ucieszyć i podziękować, czy może wręcz przeciwnie. Dobrze, że Liloo mniej czasu zajęła odpowiednia(?) reakcja.

      Po siódme, uwielbiam takie dzieciaki, jak Jagoda. Na odległość, sama w pobliżu mieć bym takiego nie chciała, bo bym chyba żywcem ze skóry obdarła, ale czyta się fajnie :D

      Po ósme, czułe uściski Bartusia i Piotrusia są chyba najlepszą sceną tego odcinka. Wygrały... wszystko! :D
      Boooosz, jak ja ich wszystkich kocham i uwielbiam. Normalnie mogłabym się przeprowadzić i zamieszkać z tą dziką, nieokiełznaną bandą (i tak mieszkam chwilowo na zadupiu koło lasu, to mogę mieszkać i w samym lesie). Byłoby cudownie, czuję to!

      Po dziewiąte nie pamiętam, co miało być, bo zakłócono mój spokój i zaciągnięto mnie do pracy w mój cudowny, ukochany, wolny poniedziałek. Ale zostałam udobruchana deserem lodowym z malinami, więc wybaczam.

      Po dziesiąte, uwielbiam zdjęcie Kurasia <3 Andrzeja też. On sam jest piękny <3

      Po jedenaste, już tęsknię, bo jak to może nie być długo chłopaków? Głupia szkoła! Mogą wpaść do mnie w takim razie, bo u mnie się w tygodniu niewiele dzieje, a do weekendu mogę ich oddać. A jak Andrea ich nie puści, to Dziku chociaż niech wpadnie. Jak przeżyli dzień bez Bartusia, bo się zagubił, to i bez Michasia sobie poradzą parę dni. Albo tygodni. Albo lat. My tu sobie będziemy trenować, a na mecze będę go puszczać, spokojnie ;)

      Po dwunaste, nie na temat, ale muszę to powiedzieć, że znowu jest poniedziałek, znowu mam wolne i znowu padało pół dnia. Cóż za złośliwa złośliwość tego złośliwego świata.

      I wreszcie po trzynaste (idealnie!), kocham Michasia i muszę to powiedzieć, bo jeszcze dzisiaj nie mówiłam. A jak mówiłam, to dawno i zapomniałam, więc się nie liczy. A kocham Michasia <3 Mocno.

      Usuń
    2. Chyba nie tylko ty chciałabyś zamieszkać razem z nimi . większość społeczeństwa chce . naprawdę . oni by sporo hajsu w tej Spale zarobili, gdyby łatwo się wynajmowało pokoje . xD góry hajsu . reprezentacja by sobie samolot kupiła z głową Bartuśka na przedzie . :p
      Mozesz ich zabrac na tydzień, nie mam nic przeciwko . Poza Andrzejem, bo on mnie mentalnie w szkole wspiera i śpi przy mym boczku jako poduszeczka . XD

      Usuń
    3. Domyślam się, ale ja będę mieszkać z nimi pierwsza! Raz dwa trzy, zaklepuję! Nie zajmę dużo miejsca, mogę się nawet podzielić łóżkiem z kimś. Jakimś siatkarzem. Takim mniejszym, malutkim <3
      Bartuś w roli galiona, idealnie :D I jakby mieli swój samolot, to by sobie kupili taki z miejscem na nogi i już by nie musieli leżeć na podłodze, żeby je wyprostować :P
      Dobra, to ja zabieram chłopaków i dobrze się tu nimi zajmę :D I w ogóle, jak Ci szkoła będzie za bardzo dokuczać i zajmować za dużo czasu, to śmiało, wysyłaj ich do mnie :) Andrzeja ostatecznie możesz sobie zatrzymać, ale czy Karol w takim wypadku też zostaje? Bo nie wiem, czy oni w ogóle fizycznie są w stanie egzystować osobno?

      Usuń
    4. Hej, hej, hej! Nie ma takiego chamskiego zaklepywania jak jestem off - line, nie bawię się tak ! ; c
      ty jesteś malutka, możesz się nawet z dużym dzielić . :p
      nie pomyślałam o Karolu, głupia ja . O.o w sumie nie jestem pewna jak to u nich działa... czy oni wogóle się rozstają ? o.o

      Usuń
    5. Ale pierwsza przed większością społeczeństwa przecież, jedziemy razem! Żeś wymyśliła... Poza tym, skąd ja mam wiedzieć, kiedy Ty jesteś off-line?
      Jestem, mogę :D Ale wolę z małym <3
      Jak mogłaś nie pomyśleć? Przecież oni w ogóle nie występują oddzielnie. Jak bliźnięta syjamskie. Jak jedna dusza w dwóch ciałach. Dla mnie są Andrzejem-i-Karolem, ewentualnie Karolem-i-Andrzejem. Nawet napisać tego nie potrafię osobno, a co dopiero zwizualizować.

      Usuń
    6. Jedziemy razem, na to mogę się zgodzić . :p ale dzielimy się po połowie. XD
      głupia, niemyśląca ja. ; c jestem okropna, jak mogłam . przecież oni to prawie jak zrośnięci muskiem, a ja ich rozdzielać chcę . ; c

      Usuń
    7. To ja zaczynam jutro załatwiać urlop :D
      Możemy się podzielić. Albo zamieniać, bo oni są wszyscy cudowni <3 Jakoś to na spokojnie ogarniemy :)

      Żeby oni jeszcze mieli czym się zrastać... :P

      Usuń
    8. proszę bez hejtów . Xd mają musk, ale nie używają no :p

      Usuń
    9. O, to zupełnie tak, jak ja :D
      Może jestem zaginioną siostrą trojaczką...?

      Usuń
    10. pomarzyć dobra rzecz . XD

      Usuń
    11. Oj tam. Jak możemy jechać razem pomieszkać w Spale, jak mogę być przyszłą żoną Miśka (koleżanka powiedziała, że pogada z nim w Gdańsku, żeby się w końcu zebrał na odwagę i mnie zaprosił na tą kawę, bo ja ciągle czekam), to mogę być też zaginioną trojaczką syjamską Andrzeja-i-Karola. Ot co :D

      Usuń
    12. och, racja . skoro przedstawiasz to wszystko z takiej perspektywy od razu nabiera to sensu . XD

      Usuń
    13. Nie wiem, z jakiej innej perspektywy chciałaś spoglądać - ta jest jedyną właściwą :P
      Ej, przecież naprawdę jedziemy do Spały i ja naprawdę czekam na telefon z zaproszeniem na kawę xD

      Usuń
  2. Kochanie, zakładka SPAM żyje i ma się dobrze .

    OdpowiedzUsuń